Podobny film już nigdy nie powstanie, a to zapewnia Artyście długowieczność. Perfekcyjna robota.
Aktorstwo w najczystszej postaci, muzyka wybitna no i jedyny w swoim rodzaju nostaligiczno - optymistyczny klimat. Kino wcale nie musi zawsze szokować, ani męczyć
psychicznie, może być też rozrywką, a Artysta daje takową w najlepszym wydaniu.
Szczególnie, jeśli ktoś uwielbia stare filmy, które od aktorów wymagały warsztatu, a nie popularności. Ciągle myślałam o "Deszczowej piosence", tam też, tyle że w komiczny sposób, przedstawiono problem udźwiękowienia filmów.
Co do kina niemego... Człowiek, oglądając takie filmy, po prostu myślał! A nie czytał podane na tacy wypowiedzi aktorów, albo bezmyślnie słuchał lektora, a potem nie potrafi powiedzieć, o czym był film. "Artysta" kojarzył mi się z czytaniem książki - takie samo zaangażowanie, a nawet większe, ponieważ widz sam musiał wkładać w usta aktorów większość kwestii, odczytywać emocje, dopowiadać historię. Brawo, takie kino lubię, a nie komercyjne szmiry dla półmózgów....
W latach 80-tych w niedzielne popołudnie zawsze zasiadałem przed telewizorem i oglądałem stare kino.
"Artysta" nie przeniósł mnie w tamten klimat.
Mam nadzieję, że film ten pozostanie unikatowy - tyle na temat (2/10).
A mnie przeniósł i zachwycił - też "zęby zjadłem na Starym kinie" , kolekcjach Chaplina, Haroldzie Lloydzie, czy Flipie i Flapie...(rocznik 1972)
Skoro "Artysta" jest perfekcyjny, dlaczego wystawiłeś ocenę 9/10? Jaką wadę ma ten film? Pytam z ciekawości, bez złych intencji.