Jedyne słowo jakie mi sie nasuwa przy określeniu tego filmu to "leniwy". Akcja toczy (a może nawet wlecze) się z prędkością żółwia bez tylnych łap, poziom aktorstwa nie zachwyca, a niektóre sceny czy nawet całe wątki filmu wydają się zupełnie niepotrzebne i bez znaczenia. Scen z humorem też mogłoby być więcej - w końcu to ma być komedia, a widziałem niejeden film z rodzaju tzw. sensacyjnych, podczas których dwa razy częściej się śmiałem.

Mimo wszystko to "lenistwo" akcji traktuję jako ogromny plus w czasach gdy filmy przypominają teledyski - migawki scen na których nie można dłużej zawiesić oka. Dodatkowo mamy tu pięknie, niemalże w wyidealizowany sposób ukazane krajobrazy wiejskie i kilka nawet śmiesznych gagów. Koniec to oczywiście klasyczny dla tego rodzaju filmów happy end, główny bohater w końcu odnajduje swoją połówkę i wszyscy żyją długo i szczęśliwie. Ogólnie rzecz biorąc film relaksujący, optymistyczny, lekki i przyjemny, niezbyt ambitny i niewymagający myślenia - w sam raz na rodzinne popołudnie do obejrzenia z babcią.

Jedno tylko było moim zdaniem niepotrzebnym zgrzytem - W którymś momencie jedna z kandydatek na żonę głównego bohatera nazwała jego dwóch kumpli pewnym niecenzuralnym określeniem. Moim zdaniem przekleństwa wogóle nie pasują do tego rodzaju filmu - to tak jakbyśmy oglądali kreskówkę z kubusiem puchatkiem i w jednej scenie widzimy wnętrze jego domku gdzie nad łóżkiem wisi plakat z gołą babką z rozchylonymi udami.
To nie "Pit Bull" ani "Psy" - jak dla mnie było to zupełnie nie na miejscu i reżyser wykazał się brakiem dobrego smaku wkładając w usta aktorki takie słowa w takim filmie.