Dawno się tak nie rozczarowałam. Po raz drugi w życiu marzyłam o tym, żeby ta żenada wreszcie się skończyła i można było wyjść z sali kinowej. Niezły jest pomysł na sepiową oprawę plastyczną - zepsuty w finale, na który w ogóle zabrakło pomysłu. Patetyczna muzyka, która jakoś jeszcze funkcjonuje na samym początku, w koszmarnie rozwlekłej sekwencji finałowej staje się koszmarem. No a już najbardziej dobiła mnie gra aktorów, a konkretnie całkowita nieumiejętność podawania tekstu z offu. Powinii byli przed nagraniem odsłuchać 100 razy prolog do Władcy Pierścieni i wziąć przykład z Cate Blanchett, a nie odbębniać te swoje teksty drewnianymi głosami.
Ogólnie - wszystkie wady polskiego kina w filmie, który mógłby być co najmniej ciekawostką.