Nie chodzi tu tylko i wyłącznie o smerfy.Ten film otworzył furtkę do wysypu produkcji CGI, PG13 gdzie nieważna jest gra aktorska,fabuła i scenariusz ,a tło całości tworzą efekty specjalne wygenerowane komputerowo , aktorzy w tych filmach nie grają ,a wygłaszają monologi.Stare produkcje Sf na taśmach VHS mają więcej polotu niż te plastikowe produkcje za kilkanaście milionów.
DARNOWA
Ja na Twoim miejscu wszedłbym w jego profil, wszedł w zakładkę "gry" i dał sobie spokój z nim. Albo to jest jakiś pryszczaty nastolatek jarający się każdym kolorowym wybuchem, albo 20 ileś tam latek z intelektem takiego właśnie nastolatka.
Nie chcę nikogo tutaj obrażać, ale ktoś kto ma ocenionych na 8/9/10 ponad 50 gier musi być jakimś maniakiem. A maniacy gier komputerowych to zazwyczaj gimby jarające się Avatarem czy innymi Transformersami. A takim zdania nie zmienisz, choćbyś użył ciężkich argumentów. Dla nich oscar za efekty specjalne = najlepszy film w roku i tyle.
Najlepszym dowodem na umysłowe gówniarstwo jest pisanie takich właśnie pierdół:
"Ja na Twoim miejscu wszedłbym w jego profil, wszedł w zakładkę "gry" i dał sobie spokój z nim. Albo to jest jakiś pryszczaty nastolatek jarający się każdym kolorowym wybuchem, albo 20 ileś tam latek z intelektem takiego właśnie nastolatka"
Nie chcę nikogo obrażać... no dobra, skłamałem, chcę cię obrazić - jesteś skrajnie chamskim, niedojrzałym, pospolicie głupim i przeraźliwie płytko myślącym gnojkiem. Jesteś nim, ponieważ wydaje ci się, że możesz szufladkować ludzi w oparciu o iście irracjonalną i immanentnie wynikła z uprzedzeń podstawę - to, za jaką formą rozrywki przepada najbardziej!
Więc przejmuj się lepiej sobą, skoro jesteś w stanie pisać takie brednie. A co do gier komputerowych, to ciekaw jestem, czy grałeś w ogóle w jakieś i czy wiesz, o czym mówisz.
"Dla nich oscar za efekty specjalne = najlepszy film w roku"
Dla takich płytkich ludzi, jak ty: to, co sobie o kimś wymyślisz = szczera prawda (sorry za pleonazm).
Walka na trzy fronty? To ty tutaj wychodzisz na naćpanego, do czego z resztą się sam przyznałeś.
"(...) zazwyczaj mnie to rozchmurza. Tak więc nie martw się, w tej chwili jestem błogo uśmiechnięty (...)"
Pijesz sam, czy może piszesz posty w towarzystwie? Trzy piwa to w miarę dużo, to na pewno nie to, co jedno. Można popaść w chorobę - wiemy jaką... A ludzie, którzy na nią chorują zazwyczaj są naćpani. Czy to może miał być jakiś nieśmieszny i niesmaczny żart?
Tamte trzy piwa wypiłem - bynajmniej nie samotnie - zanim do kompa usiadłem (chociaż trzecie kończyłem już przy kompie). W dodatku ze stanu faktycznego związanego z dwoma postami zrobiłeś regułę i stan permanentny - widzę podobną płyciznę umysłową, co u użytkownika dani2706. Dzisiaj nic nie piłem - szczególnie że trochę się najeździłem autem - a i żaden z późniejszych postów (po tym z "kotusiem") nie powstał, gdy miałem akurat we krwi promile.
Ilość piwa jest względna zależnie od osoby - ja po trzech piwach jestem zaledwie podchmielony. Na zakrapianych alkoholem imprezach wypijałem zdecydowanie więcej i dopiero wtedy robiłem się faktycznie urżnięty. I rzeczywiście czasem w tym stanie się na forum wypowiadałem. Tyle że nawet kiedy byłem pijany, pisałem te wypowiedzi w sposób składny i logiczny - z pewnością nie poznałbyś, który post pisałem na trzeźwo, a który nie, bo nie ma między nimi większej różnicy. Co najwyżej nastrój mi się zmieniał i hamulce puszczały, ale pisałem normalnie.
Ty natomiast piszesz totalny bełkot bez krztyny sensu. Rzucasz pustymi hasłami, nie podając jakichkolwiek konkretów, jakie by je uzasadniały, podajesz te kolejne wymyślone na poczekaniu zarzuty w kolejności dowolno-losowej, bredząc, co ci akurat ślina na język przyniesie, okraszasz całość jakimiś bredniami, które mógłby chyba wymyślić tylko ktoś naćpany (ten bełkot o laserach - oczywiście gdy to wytknąłem, próbowałeś to nieudolnie obrócić w żart i napisałeś następny bełkot, zapewne w twoim mniemaniu zabawny), a na koniec posługujesz się żałosnym argumentem "ten film jest bez sensu, mógłbym ci powiedzieć, dlaczego, ale nie chce mnie się". Oczywiście aluzji z kosmitą nie zrozumiałeś, bo nie widać, abyś trzeźwo myślał.
A swoją drogą to nie używaj słów, których znaczenia nie rozumiesz. Od picia alkoholu do ćpania daleka droga.
Gdzie napisałeś o kosmicie? Rozmawiam z kilkoma osobami, nie śledzę uważnie twoich wypowiedzi. Żadnego tekstu o kosmicie nie widziałem. Może jakiegoś twojego wpisu do końca nie przeczytałem - trudno, moja strata. Widzę, ze zarzuty przyjąłeś dosyć poważnie. Dla mnie bełkot to twoja wypowiedź o drzewu życia, wzruszających scenach i drewnach do opału, co niby poznały taką sztukę jak "mimika twarzy". "W obronie swych wartości." - jak to mądrze brzmi, szkoda, że nawiązuje to do pseudo-intelektualnego filmu, w którym twórcy śmieją się sami z siebie. A ty to wszystko, artyzmem nazywasz i przemyślanym dziełem. Przemyślane w tym filmie to są tylko efekty specjalne, które wcale - naprawdę - nie zastępują fabuły, marnej i naiwnej fabuły, zrobionej tak, ażeby mógł ją zrozumieć pięciolatek. I rzeczywiście na pięciolatku ten film robi duże wrażenie. To ty tu zgrywasz największego dowcipnisia, nawet swoje żarciki zapodajesz. Owszem to jest film niskiego poziomu, jednak powstrzymujmy się, nie róbmy z tego komputerowego widowiska powodu, aby opowiadać tak mierne, niesmaczne, zahaczających o nietolerancję, które nota bene nie są śmieszne, a wręcz żałosne żarty.
"Gdzie napisałeś o kosmicie?"
A tu:
"Jesteś kosmitą, ale dowodów nie będę wymieniał, bo zmęczony już jestem. Nie próbuj mi mydlić oczu takimi dziecinnymi zagrywkami" - wczorajszy post, w którym zdecydowałem się skomentować twoje poszczególne nonsensy, naiwnie wierząc, że jakoś się ustosunkujesz i ujrzę konkrety.
Dopóki rzucasz puste, niczym niepoparte hasła, możesz równie dobrze twierdzić, że cukier jest słony - uparte powtarzanie bredni nie sprawi, że staną się prawdą.
"Może jakiegoś twojego wpisu do końca nie przeczytałem"
TO PO CO W OGÓLE ZE MNĄ ROZMAWIASZ?!? Chcesz prowadzić normalną, rzeczową rozmowę, no to zacznij ją wreszcie prowadzić - wysłuchuj racji oponenta i przytaczaj swoje własne. Jeśli umiesz tylko tępo powtarzać durne slogany, to w ogóle się nie odzywaj!
"Widzę, ze zarzuty przyjąłeś dosyć poważnie"
Noż, kurde, wodę w proszku wynalazł! Co to jest? Forum DYSKUSYJNE? Czy twoja piaskownica? Jeśli myślałeś, że to drugie, to jesteś w błędzie! Chcesz błaznować, to błaznuj u siebie - a na forum zachowuj się dojrzale i mów z sensem!
"Dla mnie bełkot to twoja wypowiedź o drzewu życia, wzruszających scenach"
Nic mnie nie obchodzi, co "dla ciebie" jest takie a takie. Dopóki nie poprzesz swoich wypowiedzi racjonalnymi argumentami, możesz je sobie wsadzić - zgadnij, gdzie. A jak na razie to ślesz tylko kolejne bzdurne slogany.
Swoją drogą, ta wzmianka o "wzruszających scenach" to kolejny przejaw twojego ćpania - nigdy z mojej strony taka wzmianka nie padła, to kolejny wytwór twojego skrzywionego najwidoczniej umysłu.
"co niby poznały taką sztukę jak "mimika twarzy""
Mimika twarzy jest dość istotnym elementem gry aktorskiej... To, że ty kolejne durne hasło palniesz, w żaden sposób tego nie zmienia. I jeśli to ma być twój "kontrargument" na przytoczony przeze mnie, konkretny przykład z filmu, to tym dobitniej pokazałeś, że jedyne, co masz do powiedzenia, to pusty bełkot.
""W obronie swych wartości." - jak to mądrze brzmi, szkoda, że nawiązuje to do pseudo-intelektualnego filmu"
To nie nawiązuje to "pseudo-intelektualnego filmu", tylko do jednej z uniwersalnych wartości tudzież archetypów, na których ten film się opiera. Ba, na których nasza (rzeczywista) historia się opiera. A ty to tępo nazywasz "naiwną motywacją"? Jesteś po prostu niedojrzały.
"w którym twórcy śmieją się sami z siebie"
Pisząc o ćpaniu, pod wpływem którego piszesz bełkot, miałem na myśli tego typu zdania. Powyższy tekst nie znaczy nic, kompletnie nic! Nic z niego nie wynika, nie ma sensu, nie ma żadnej pointy (jeśli to miał być dowcip niby) - żeby napisać coś takiego, musiałbym być nie po trzech piwach, ale po nawdychaniu się czegoś!
Jasna cholera... co to, kurde, znaczy, że "śmieją się sami z siebie"? Jaka w tym logika jest? Elementarna chociaż? Co post dajesz mi kolejne powody, aby myśleć, że jesteś kompletnie naćpany!
"A ty to wszystko, artyzmem nazywasz i przemyślanym dziełem"
Przemyślany, to scenariusz jest moim zdaniem (znowu mówię coś, a ty bredzisz od rzeczy - jakby pijany z Papuasem rozmawiał). Jest przemyślany, ponieważ zaprezentowany rozwój wydarzeń ma sens i jest logiczny tudzież spójny - co nie wszystkim filmom służącym rozrywce (a właściwie to filmom w ogóle) się udaje. Przykłady z przeciwnego bieguna to filmy Emmericha czy Baya, które są tak naładowane bredniami, że oglądając toto odnoszę wrażenie, iż reżyser tudzież scenarzysta mają mnie za idiotę. A tu - wszystko OK. Żadnych większych głupot - nawet z konfliktu Na'vi kontra RDA Cameron i ferajna wyszli obronną ręką, wprowadzając plot device, który uzasadniał porażkę tych drugich (interwencja "potęgi natury"). Ale się tego oczywiście nie dostrzega i nie docenia. Dlaczego? Bo po premierze Avatara nastąpił istny wysyp "znafców" za pięć dwunasta, którym się wydaje, że plucie na ten film dla zasady uczyni z nich koneserów kina!
No i podaj wreszcie te "absurdy" w fabule. Pośmiejemy się. Dużo już o takich "absurdach" słuchałem i wynikały one zawsze z niezrozumienia filmu (tak. Pomimo jego prostoty. Co czyni takie "zarzuty" i osoby je wygłaszające tym bardziej żałosnymi).
"marnej i naiwnej fabuły, zrobionej tak, ażeby mógł ją zrozumieć pięciolatek"
Całemu światu jest niezmiernie przykro, że jedzie również na bardzo prostych archetypach pokroju walki dobra ze złem czy też obrony ojczyzny przed najeźdźcą. Ty byś bez wątpienia zbudował lepszy i bardziej skomplikowany świat, taki dla prawdziwych mędrców.
A w rzeczywistości to jesteś nędznym pozerem, z przerośniętym mniemaniem o sobie i wewnętrznym przekonaniem, że twoje żałosne zadęcie wynosi cię ponad "tępą masę".
"To ty tu zgrywasz największego dowcipnisia"
Gdzieżby. To, co widzę, jest po prostu żałosne - tylko śmiech (gorzki) mi w tej sytuacji zostaje.
Jakby Ci śmiech gorzki tylko pozostał, to nie miałbyś takiej potrzeby: bronienia swojego filmu i rozpisywania się nie wiadomo po co. Ani to treściwe, ani jakieś nowe. Piszesz ciągle to samo, tak jak zresztą i ja, tylko ja się tak bardzo w to nie wczuwam. Nie próbuje wyszukiwać w swoich wypowiedziach żadnych alegorii. A twoje "konkretne przykłady" są tak samo puste jak moje "slogany", bo są tylko i wyłącznie Twoją opinią, a każdego wzruszają inne rzeczy, każdego śmieszą inne rzeczy. Teraz już nie rozmawiamy o filmie tylko o logice w moich wypowiedziach, które mają dla twojej świadomości wyśmiewać ten gniot. Na dzisiejszy dzień możemy uznać, że w filmie absurdów tym nie ma, pamiętam, że jak oglądałem film po raz pierwszy, to parę rzeczy raziło w oczy, ale mniejsza z tym - nie powiem, co to było, bo nie pamiętam. Możesz uznać, że w tym aspekcie, że ze mną wygrałeś, jak obejrzę film jeszcze raz, to wrócę do tego tematu i wszystkie absurdy ci w punktach wypiszę. "Chcesz prowadzić normalną, rzeczową rozmowę, no to zacznij ją wreszcie prowadzić" - prawdę mówiąc nie miałem takiego zamiaru, ale jak mój elokwentny i przygotowany pod każdym względem rozmówca tego wymaga, to mogę taką konwersację prowadzić. Prawdę mówiąc na twoim miejscu dąłbym sobie wreszcie spokój z taką rozmową, ale wiesz, co? Udało Ci się coś - udało Ci się zachęcić mnie do rozmowy, na którą rzeczywiście mam czas i jest ona na temat filmu, któremu mam wiele do zarzucenia. Tylko pytanie: jakie mają być te konstruktywne argumenty? Bo raczej nie udowodnię Ci tego, że aktorstwo jest badziewne, czy, że scenariusz jest naiwny - jak będę dawał różne przykłady, to Ty odpowiesz mi to samo, co kiedyś mi napisałeś. "Naiwny? A walące się drzewo życia i krzyczące ufoludki jak ono się wali. Czy to jest naiwne?" Tak właśnie uważam - to jest naiwne. I mojego zdania nie zmienisz, choćbyś i bardzo chciał.
Śmieją się sami z siebie - robią tak naiwny twór, że nie wierzę w to, aby sami się z siebie nie śmiali.
Ty byś bez wątpienia zbudował lepszy i bardziej skomplikowany świat, taki dla prawdziwych mędrców. - na pewno.
<że twoje żałosne zadęcie wynosi cię ponad "tępą masę".> - tak właśnie uważam.
Racjonalnych argumentów w twoich wypowiedziach nie widziałem - to, ze dla ciebie scenariusz jest dobry i poważny i nawiązuje w ogóle do mitologii greckiej nie oznacza, że taki właśnie jest - to dosyć subiektywne. Dla mnie scenariusz to puste dialogi i do tego jeszcze nienaturalne, jak to ktoś powiedział bez "polotu".
Dotąd myślałem, że dyskusję prowadzisz nie do końca poważnie i nie wiedziałem o, co Ci tak naprawdę chodzi. W sumie teraz też nie jestem tak dobrze doinformowany, jakbym chciał, ale cóż nie zawsze ma się to, co się chce... Chcesz, aby Ci przyznał rację? Czy może, aby przestał się odzywać? Czy może, aby Cię w ogóle przeprosił? Miałem taki pomysł, aby ciebie dalej prowokować, bo wiedzę, że nieźle się wkurzasz, ale nie chcę mieć kolejnego wroga, bo takich już sobie narobiłem i teraz nie tyle tego żałuje, co mnie tutaj ci moi wrogowie szykanują (czyt: mmgmar, czy jakoś tak) i uważają, że są super, bo mogą mi powiedzieć w komentarzu, że jestem debilem i nie umiem sam nigdy nic napisać i się tylko czepiam - tak zapominają o temacie rozmowy.
Film jest denny. Coraz to nowe pojawiające na ekranie stwory wprawiają w dziwny stan - zdziwienia, zniesmaczenia, to wszystko sprawia, ze cała ta historia staję się coraz bardziej odrealniona i nie można się w nią wczuć. Aktorstwo - masakra, ale już o tym mówiłem. Sceny akcji nie są satysfakcjonujące, a raczej śmieszą. Roboty po sobie skaczą, smoki latają - to wszystko kompletna bajka, a umieszczenie tej historii w filmie jest, co najwyżej pomysłem głupim. Gdy bohaterzy tego filmu się "wkurzają" - robią krzywe miny i chcą wszystkich pozabijać - tak właśnie, dziecięce motywacje. Zabijmy jakąś rasę, bo możemy, bo nam się chce, bo w scenariuszu nic mądrzejszego nie ma. Bez efektów ten film nie mógłby powstać, nie możesz zaprzeczyć. Efekty to główna zaleta filmu, efekty to fasada tej całej produkcji, bez nich film mógłby być stawiany na jednej półce z takimi dziełami jak "Elektryczny pociąg kontra Potwór z Halloween". Nie można zaprzeczyć.
"Jakby Ci śmiech gorzki tylko pozostał, to nie miałbyś takiej potrzeby: bronienia swojego filmu"
"Swojego filmu", no taaak...
"A twoje "konkretne przykłady" są tak samo puste jak moje "slogany", bo są tylko i wyłącznie Twoją opinią"
Podaję konkretne przykłady, w których aktorzy dobrze grają - fakt, że widać chociażby emocje na twarzy Worthingtona w rzeczonej scenie, to nie jest "moja opinia", bo one są widoczne. A twój "kontrargument" to znowu powtarzanie, że cukier jest słony, jak gdyby gadanie w kółko jednej bzdury miało z niej zrobić prawdę. Dotąd nie podałeś żadnej sceny, gdzie aktorzy grają w sposób "drewniany", powtarzasz tylko pusty zarzut jak mantrę.
"Teraz już nie rozmawiamy o filmie tylko o logice w moich wypowiedziach, które mają dla twojej świadomości wyśmiewać ten gniot"
Czyli to, że pajacujesz na forum, ma niby ośmieszać film? Śmieszny jesteś.
"Możesz uznać, że w tym aspekcie, że ze mną wygrałeś"
Uznam, że wygrałem dopiero wtedy, jak te "absurdy" zobaczę. Nie, żebym o nich wcześniej nie słyszał - słyszałem, niektóre zresztą powtarzane w kółko (bo się okazuje, że niektóre patafiany, udające znawców, w rzeczywistości nawet prostego filmu nie potrafiły zrozumieć - i powtarzają "absurd", który jest nie błędem w filmie, tylko w ich myśleniu).
"Bo raczej nie udowodnię Ci tego, że aktorstwo jest badziewne"
Raczej nie (trudno udowodnić kompletną bzdurę), ale możesz próbować. Na przykład poprzez, bo ja wiem - PODAWANIE KONKRETNYCH SCEN, GDZIE GRAJĄ ŹLE I NIE ODDAJĄ EMOCJI?
Zresztą, biorąc pod uwagę niektóre z filmów, jakie oglądasz, masz zapewne zupełnie skrzywione pojęcie "naturalnych dialogów".
"Tak właśnie uważam - to jest naiwne"
PONIEWAŻ?
"I mojego zdania nie zmienisz, choćbyś i bardzo chciał"
A mówili mi, że tylko krowa nie zmienia poglądów...
"Śmieją się sami z siebie - robią tak naiwny twór"
Nic w tym filmie nie ma naiwnego. Wszystko, co się w nim dzieje, działo się także w rzeczywistej historii - tylko w kostium SF zostało opakowane. Ale co tam - historia pewnie też jest naiwna, w końcu sam zbudowałbyś lepszy świat, nie?
"na pewno"
No, właśnie.
Widać, że w rzeczywistości naiwny jesteś ty, z czym się zdradziłeś tą wypowiedzią. Zaczynam teraz podejrzewać, że wręcz głupiutki, ale nie chcę przedwcześnie wysnuwać tak daleko idących wniosków - pewnie to się z czasem okaże.
"tak właśnie uważam"
To źle uważasz. W tej chwili jesteś tylko zwykłym snobem, który usiłuje odgrywać znawcę, oglądając filmy uznawane za ambitne, ale z łatwością się zdradza ze swoim laicyzmem, gdy tylko próbuje oceniać cokolwiek, co wykracza poza jego wąskie horyzonty. Przykładowo poprzez poddawanie danego filmu ocenie w kryteriach nieadekwatnych do konwencji, do jakiej należy. Oraz poprzez zadzieranie nosa pod sufit i karanie filmów za to, że śmieją należeć do "gorszego gatunku".
"Racjonalnych argumentów w twoich wypowiedziach nie widziałem - to, ze dla ciebie scenariusz jest dobry i poważny i nawiązuje w ogóle do mitologii greckiej nie oznacza, że taki właśnie jest"
Ależ skąd. Jest taki, bo bazuje na jak najbardziej realnym świecie i na uniwersalnych wartościach. Zresztą, sam to nieźle ujął Jake w filmie (a jest to tylko jeden z wielu motywów, żywcem z realnego świata wziętych): "when people sit on a shit you want, you make them your enemy and justify the taking". Nie bez powodu film ów interpretuje się w ten sposób, iż zawiera garść aluzji wobec współczesnej polityki zagranicznej Zachodu (a spotykałem wręcz takich, którzy twierdzili, że skojarzenia z Bliskim Wschodem same im się ma myśl cisną).
Już ci mówiłem - tępe powtarzanie, że cukier jest słony, nie sprawi, że tak się stanie.
"Miałem taki pomysł, aby ciebie dalej prowokować, bo wiedzę, że nieźle się wkurzasz"
Zazwyczaj się wkurzam, gdy ludzie chrzanią głupoty poważnym tonem. To, że ten film lubię, ma znaczenie drugorzędne.
"Film jest denny. Coraz to nowe pojawiające na ekranie stwory wprawiają w dziwny stan - zdziwienia, zniesmaczenia, to wszystko sprawia, ze cała ta historia staję się coraz bardziej odrealniona i nie można się w nią wczuć"
Można, można. Wystarczy nie mieć wąskich horyzontów. Nawet fantastyka opiera się na uniwersalnych wartościach, pokroju walki dobra ze złem, miłości, przywiązania do ojczyzny i do swojej nacji, chciwości tudzież żądzy władzy, etc. Opakowanie tego w kostium SF czy fantasy w żaden sposób nie zmienia faktu, że te wartości są obecne - a ty, twierdząc, że nie można się wczuć ani ich dostrzec, nie wyrażasz "swojej opinii", tylko po prostu chrzanisz głupoty (albo, mówiąc dosadniej - łżesz). Tudzież, najwyraźniej, po prostu nie umiesz takich filmów oglądać - "znafca" od siedmiu boleści, który szczyci się oglądaniem ambitnych dzieł, co to niby go ponad innych wynosi, ale z prostym Avatarem sobie nie radzi, bo mu fikcyjna fauna przeszkadza (zaiste, idiotyczny powód zbluzgania filmu).
"Aktorstwo - masakra, ale już o tym mówiłem"
I nie podałeś żadnej sceny, która jest odegrana źle. Równie dobrze ja mogę dalej powtarzać, że jesteś kosmitą.
"Sceny akcji nie są satysfakcjonujące, a raczej śmieszą. Roboty po sobie skaczą, smoki latają - to wszystko kompletna bajka"
I to mnie właśnie wkurza u rozmaitych snobów i "znafców" - ich irracjonalne, ale za to święte przekonanie, że jak coś jest wymyślone, że jak popuszczone są wodze fantazji, to jest tym samym czymś niedojrzałym, bajką i ogólnie rzeczą dla dzieci. Przekonanie to cokolwiek idiotyczne - popchnięte jeszcze solidną demagogią (właśnie to między innymi było wyśmiane w "Ferdydurke" - tępe powtarzanie utartych poglądów w kwestii dzieł sztuki na zasadzie "bo tak") i wręcz ciemnotą, bo inaczej nie można nazwać irracjonalnej niechęci do wszystkiego, co nowe i nie takie, do jakiego ci demagodzy przywykli. Idiotyzm tej postawy jaskrawo ukazuje pewien dość bolesny dla takich "znafców" fakt - jakakolwiek mitologia, czy to grecka, czy to rzymska, czy to nordycka, jest w całości wymyślona. Wszystko tam to kompletne fantazje, nierealni (i wręcz papierowi) herosi, fantastyczne stwory - wszystko, za co "znafcy" tak nie cierpią fantastyki. A dziwnym trafem rzeczona mitologia (i mnóstwo innych fantazji, jakie stworzyła ludzka kultura) jest uznawana za poważną dziedzinę wiedzy, w której można zostać profesorem nawet. Ale jak współczesna fantastyka serwuje własne fantazje, nagle to wszystko jest niepoważne, dziecinne i głupie. Dlaczego? Dzięki znanej fizycznej właściwości zwanej "bo tak".
Mógłbym cię więc w tej chwili okrzyknąć głupim demagogiem, który umie tylko powtarzać utarte wcześniej poglądy i który ma zwyczajnie zbyt wąskie horyzonty, by być zdolnym do ogarnięcia rozumem tematu innego, niż zadany.
(swoją drogą, żadnych "skaczących robotów" tam oczywiście nie było, ale to szczegół).
"Gdy bohaterzy tego filmu się "wkurzają" - robią krzywe miny i chcą wszystkich pozabijać - tak właśnie, dziecięce motywacje"
Kolejny raz zdradzasz, że jesteś zwykłym laikiem, który tylko próbuje udawać znawcę, a w rzeczywistości rozumkiem nie ogarnia nawet prostego filmu.
Całe to zdanie to kompletna brednia. Po pierwsze, żadnych "krzywych min" tam nie ma - może poza zupełnie normalnymi i pozbawionymi jakichkolwiek grymasów wyrazami gniewu. Oraz "parskaniem" Na'vi, ale to już taka ich (jako "kociaków") specyfika rasy. (zresztą, pewnie zaraz powiesz, że wyraz gniewu na twarzy, gdy dany osobnik jest zły, to kolejna "nierealna" i "naiwna" rzecz...). Po drugie, zdradzasz się tutaj, że nie rozumiesz nawet znaczenia słowa "motywacja", bo użyłeś go tutaj w sposób kompletnie nieadekwatny. Przykład motywacji w tym filmie, to wcześniej przeze mnie wspominane wewnętrzne konflikty głównego bohatera, który, dokonując wyboru, po czyjej stronie stanąć, kieruje się poczuciem wspólnoty, w czym nic, absolutnie nic naiwnego nie ma. Podobnie jak w jego fizycznej ułomności, która też wpływa na jego motywację (oferta Quaritcha) - ale pewnie kwestia czyjegoś kalectwa i tego, co może ten ktoś zrobić, by nie być już kaleką, to kolejna "dziecięca" i "naiwna" motywacja tudzież motyw fabularny? Weźmy też inną motywację, czyli takiego na przykład Parkera, który reprezentuje po prostu interesy korporacji. Co oznacza z jednej strony, że za nic ma tubylców i usiłuje przede wszystkim zadbać o zyski, a z drugiej fakt, iż obawia się o dobre mienie reprezentowanej firmy - co przejawia się w tym, że nie zależy mu na tępieniu tubylców (bo, jak stwierdza, źle to wygląda w prasie). To zresztą prowadzi go ostatecznie do konfliktu z Quaritchem (niestety, ten motyw został w filmie okrojony, a szkoda). Motywacja tego ostatniego jest raczej prosta - to typowy (a wręcz stereotypowy) wojskowy trep, który chce zniszczyć wroga, nie bacząc na konsekwencje. Na'vi z kolei po prostu mają taką motywację, że są przywiązani do swojej ojczyzny i nie chcą, aby przybysze im ją odebrali - jest to ta sama "dziecinna" i "naiwna" motywacja, którą kierowali się nasi rodacy, chwytając za broń w rozmaitych konfliktach i broniąc własnego kraju - czy to w 2WŚ, czy to w erze zaborów. Podobnie zresztą postępowały bodaj wszystkie inne narody.
Wiesz, co? Im dłużej piszę tutaj o motywacjach poszczególnych postaci - które ty nazywasz "dziecinnymi i "naiwnymi", podczas gdy są w rzeczywistości czymś żywcem wziętym z realnego i prawdziwego świata - tym większe mam przeświadczenie, że jesteś skończonym idiotą.
Również, to stwierdzenie "chcą wszystkich pozabijać" to żałosne wręcz spłycenie tego, co dzieje się w filmie.
"Zabijmy jakąś rasę, bo możemy, bo nam się chce, bo w scenariuszu nic mądrzejszego nie ma"
To zdanie zresztą też. Jak również owo zdanie jest kolejnym punktem na liście rzeczy wskazujących, że w swoim "znafstwie" zwyczajnie nie zrozumiałeś prostego przecież filmu. Tak zwykle mają snoby, udające kogoś, kim nie są.
Oczywiście, że w scenariuszu coś mądrzejszego było - nie raz i nie dwa razy podkreślano w filmie, że ludzie prowadzili na Pandorze biznes, a co za tym szło - zależało im na bogactwach tej planety, ale bynajmniej nie postrzegali tępienia autochtonów jako jedyne wyjście. Wręcz przeciwnie - chcieli przehandlować te złoża, usiłując zaoferować tubylcom rozmaite produkty w zamian i dojść do tego, na czym by im najbardziej zależało. Fakt, że nie wierzono zbytnio w powodzenie takiej metody, to inna sprawa - ale na pewno "zabijmy, bo nam się chce" to w kontekście tego filmu kompletny idiotyzm. Ale nawet wtedy, gdy zdecydowano się już na rozwiązanie siłowe, żadnego "zabijmy jakąś rasę" nie było - Parker wręcz domagał się, aby nie było ofiar, no i wahał się trochę z wydaniem rozkazu ataku. Dopiero później doszło do wojny totalnej, ale to już była samowola Quaritcha - którego motywacją też nie było bynajmniej "bo nam się chce".
Podsumowując to, co jak na razie z tego wszystkiego wynika - film nie jest naiwny ani dziecinny. To ty taki jesteś - motywacje jak najbardziej rzeczywiste są dla ciebie nierealne, wciąż wymyślasz rzeczy, których w filmie nie było, wprowadzasz tutaj skrzywione spojrzenie na rzeczywistość, które nazywasz realnym, a co gorsza - czemu już kilkakrotnie dawałem wyraz - kompromitujesz się na całej linii, pokazując, że nie zrozumiałeś tego filmu. Ot, wielki "znafca", który szczyci się oglądaniem ambitnych i wielkich filmów - jeden prosty Avatar go pokonał. Zapewne dlatego, że nie miał na ten temat zadanych opinii do powtarzania (bo nie wierzę, że z takim "zrozumieniem" banalnie prostego filmu, jesteś w stanie samodzielnie ogarnąć produkcje trudniejsze - chylę się raczej ku teorii, że tępo powtarzasz cudze opinie, bo czujesz się od tego mądrzejszy i lepszy).
Dodam zresztą, że bardzo, ale to bardzo nie lubię takich "koneserów". Sam się za jakiegoś znawcę nie uważam, ale przynajmniej się staram. A co za tym idzie - staram się także być elastyczny i sprawiedliwy. Jeżeli mam ochotę na ambitny film, no to odpalam film ambitny. Jeśli chcę iść do kina na rozrywkę, to idę na taki film, jak Avatar. I każde oceniam z osobna według odpowiednich kryteriów - niby takie proste, ale dla takich patafianów, ryjących nosem sufity, najwyraźniej zbyt skomplikowane. Oczywiście kino ambitne cenię wyżej, ale żywienie z tego tytułu pogardy do filmów mniej ambitnych uważam za skrajnie żałosne.
Jak to miło, że docierają do ciebie tylko i wyłącznie epitety - ale podstawy i powody, dla których padły, już nie.
"Głęboki Avatar cię przerósł"
Jesteś naprawdę tępy. Specjalnie przy każdej okazji podkreślam właśnie, że Avatar to film prosty. Prosty, prosty, prosty. Wszystko jest tam dobrze przemyślane, spójne, jasno jest nakreślone, dlaczego tak się dzieje i dlaczego tudzież jak postępują kolejne postacie, jaką kierują się motywacją, jakie są relacje pomiędzy nimi, et cetera. Wszystko to jest spójne, logiczne, ale w dalszym ciągu proste. I żałosne jest w twoim przypadku to, że pomimo owej prostoty, filmu nie zrozumiałeś. Bo durnoty, które o warstwie fabularnej piszesz, wcale na to nie wskazują - jakbyś mówił o innym filmie.
Ale oczywiście w odpowiedzi słyszę, jak ktoś mi wpycha do ust brednie o "głębokim Avatarze". Jak do ściany.
"Kolego, nie znasz mnie"
Nie, ale widzę, jakie głupoty tutaj wypisujesz.
"Nie oceniam tak Avatara, bo jest filmem rozrywkowym, oceniam go tak, bo mi się nie podobał"
Trudno, żeby ci się podobał, skoro nie wiesz, o co w nim chodzi - i jeszcze reagujesz alergicznie na wszystko, co fantastyczne i wymyślone.
"W sam raz dla kogoś, kto jara się ufoludkami"
W sensie dosłownym to ufoludków tam nie było (no, chyba że to my - homo sapiens - mamy być tymi ufoludkami), ale to kolejny szczegół...
"Oglądam te filmy, które mi się podobają"
Z twojej wypowiedzi wyziera wręcz skrajne uprzedzenie dla wszystkiego, co sobą Avatar reprezentuje i widać po niej, że ten film, przy twoim nastawieniu, nie miał prawa ci się spodobać. Więc nie chrzań.
Widzę, że znalazłeś przyczynę złej (w niektórych kręgach) opinii Avatara: ludzie są do tego dzieła uprzedzeni i nie mogą przez to dostrzec genialności tego filmu.
"Trudno, żeby ci się podobał, skoro nie wiesz, o co w nim chodzi (...)" - Czyli jednak głęboki Avatar mnie przerósł?... Zdecyduj się.
"Jesteś naprawdę tępy." - Jeśli mamy tak prowadzić rozmowę... Jesteś głupi, niedorozwinięty, jesteś pseudo-znawcą, nie umiesz liczyć itd. Ale ja takiego czegoś nie lubię!
Dobra nie będę już chrzanił. Bo im bardziej się wczuwam, tym więcej na tym tracę.
"Czyli jednak głęboki Avatar mnie przerósł?... Zdecyduj się"
Już zdecydowałem. Mogę się znów powtórzyć, ale to będzie ostatni raz, bo mówienie do ściany mnie nie kręci:
PROSTY Avatar cię przerósł, rozumiesz? Uważasz się za lepszego, bo niby oglądasz ambitniejsze filmy (albo raczej "oglądasz", bo po tym, jak "oglądałeś" Avatara mam poważne wątpliwości, czy jesteś w stanie samodzielnie cokolwiek wynieść z seansu z filmem odeń trudniejszym - czy raczej oglądasz je tylko w akcie konformizmu, żeby poczuć się lepszym), ale gdy próbowałeś samodzielnie, na gorąco wysmażyć analizę prostego filmu, poległeś sromotnie.
"Ale ja takiego czegoś nie lubię!"
To pisz z sensem, na litość Boską...
"Uważasz się za lepszego, bo niby oglądasz ambitniejsze filmy (...)" - Nie. I nigdzie się z tym nie szczycę. Więc to są tylko twoje domysły, próbujesz sobie coś wmówić. Ambitnych filmów nie oglądam, oglądam te, które mi się podobają. Jeśli uważasz, że możesz traktować moje słowa niepoważnie, bo oglądam takie, a nie inne produkcję, to jest to powód, aby zakończyć tę dyskusję. Wydaje mi się, że zarzuty wobec , mnie są niepostawne, a Ty nie masz już, co pisać, więc desperacko próbujesz mi coś wmówić.
"Pisz z sensem"? Wydaje mi się, że piszę z sensem, powiedziałem Ci dlaczego mi się film nie podobał, a ty na to odrzekłeś: "A twój "kontrargument" to znowu powtarzanie, że cukier jest słony (...)" Co wskazuje na to, że Avatar jest obiektywnie dobrym filmem, a jestem kłamcą, bo mówię, że tak nie jest.
Powiedziałem dlaczego film mi się nie podobał. Mówiłem o drewnianym aktorstwie, mówiłem o odrealnieniu historii, mówiłem o naiwności scenariusza, o dennej warstwie fabularnej. Oczywiście to tylko moja opinia i to, co jest dla mnie wadą, może być dla drugiej osoby zaletą, jednak to nie zmienia faktu, iż ten film mi się nie podobał.
Zauważ, że ja Cię ani razu nie obraziłem, a Ty ciągle to robisz.
"Nie. I nigdzie się z tym nie szczycę"
Nie? Mam cię zacytować?
"<że twoje żałosne zadęcie wynosi cię ponad "tępą masę".> - tak właśnie uważam."
Pewnie, że nie.
"Wydaje mi się, że piszę z sensem"
A mnie się wydaje, że niebo nie jest niebieskie, tylko zielone w pomarańczowo-sraczkowatą kratkę. To, że tobie się coś wydaje, niekoniecznie oznacza, że to prawda.
"Powiedziałem dlaczego film mi się nie podobał. Mówiłem o drewnianym aktorstwie, mówiłem o odrealnieniu historii, mówiłem o naiwności scenariusza, o dennej warstwie fabularnej"
A ja ci już mówiłem - co oczywiście usilnie do ciebie nie dociera (wykazujesz elementarne braki w percepcji i oczywiście gdy to nazywam po imieniu, twierdzisz, że cię obrażam) - że w ten sam sposób ja mogę twierdzić, że ty jesteś kosmitą. Dopóki nie podasz CZEGOKOLWIEK na poparcie zarzutu, KONKRETU, który by wskazywał, że dany zarzut ma sens, pozostaje to tylko pustym sloganem. Szczególnie gdy zapodajesz "analizy" dotyczące fabuły filmu, składające się z samych bzdur - jakbyś inny film oglądał, bo mówisz o zjawiskach, których w Avatarze nie było.
"Zauważ, że ja Cię ani razu nie obraziłem, a Ty ciągle to robisz"
Zapewne gdybym o facecie z trisomią powiedział, iż jest niedorozwinięty umysłowo, też bym go obraził? Miłe by to nie było - ale prawdziwe. A mówienie prawdy obrażaniem nie jest.
Człowieku, nie dyskutuj z nim na temat Avatara. On jedynie dramaty uznaje za dobre filmy. Cała reszta to dno, bajeczki itd. Wg niego film, który zawiera trochę akcji już jest dla niedojrzałych. Zobacz sobie ranking, który on uznaje za "idealny": Same dramaty i jedno pseudo s-f Odyseja. I to na 2. miejscu. Już to mówi samo za siebie o tym rankingu. Zobacz i pośmiej się:)
http://filmowerefleksje.blogspot.com/2012/08/filmy-wszech-czasow-wedug-rezyserow -i.html?m=1
Panie Piotrze, skończ te swoje wymądrzanie się. "Reżyserzy chcą udawać znawców kina"? To chyba najgłupsza rzecz jaką słyszałem.
Po pierwsze, to do mnie nie trzeba mówić per "pan", a po drugie to tak to się nazywa, jeżeli reżyserzy wymieniają jedynie dramaciki. A Odyseja na 2. miejscu to jeszcze wieksza żenada niż Zmierzch na 100. A po trzecie autor bloga zgodził się ze mną.
A po 4., to ja już dawno skończyłem dyskusję.
W takim razie nie wtrącaj się do tej dyskusji. A jakbyś trochę więcej filmów obejrzał, to byś zrozumiał, że większość dobrych produkcji to dramaty, które mają coś do przekazania - nie tak jak Władca pierścieni. Autor bloga nie ma nic do naszej dyskusji.
Nie pisałem do ciebie tylko do Der Speedera, ty się wtrąciłeś do czyjejś rozmowy. A swoje ci już powiedziałem w innym temacie i uznałem, że nie ma sensu, bo ty żyjesz w swoim urojonym świecie. Szkaluj Władcę, Szkaluj Matrixa, Gwiezdne Wojny, Mrocznego Rycerza, Leona Zawodowca, Samuraja, Gladiatora i wszelkie inne filmy niż dramaty, na pewno zyskasz uznanie w oczach innych użytkowników.
PS. Prawdziwy znawca kina tym się różni od "znafcy", że nie ceni tylko jednego gatunku. I każdy znawca ci powie, że Władca Pierścieni to arcydzieło na TOP 10. Kupa nagród, w tym 11 Oscarów i to od Akademii, która nie lubi takich filmów, o czymś świadczy. A nawet jak nie to, to 100% więcej niż pozytywnych recenzji. Zawsze najwyższe miejsca w każdym normalnym rankingu. A nie, dla ciebie to nic takiego.
Chcesz mi powiedzieć, że ty jesteś znawcą? hehe Dla mnie najśmieszniejsze jest to, że z rankingu, który ty wychwalasz, ja obejrzałem o 3 razy więcej filmów od ciebie. Zauważ, że w top 100 na imdb większość to dramaty. Pewnie nawet nie widziałeś pierwszej 10 z tego swojego najlepszego rankingu, który jest na ziemi i jest w ogóle super obiektywny.
Oskary to dla mnie "nic takiego", opinie takich ludzi jak ty, to dla mnie "nic takiego".
Tak, ale takie filmy jak trylogia Władcy, Gwiezdne Wojny, Mroczny Rycerz, Rises, Matrix, Samuraj, Gladiator, Leon Zawodowiec, Pulp Fiction, Braveheart są wysoko w samej czołówce i to nie tylko na IMDB, ale też tutaj i w każdym normalnym rankingu.
Nie, nie jestem znawcą, wiem tylko tyle, że znawca nie wielbi jednego gatunku, a inne odrzuca. I zgadzam się z tym, że większość najlepszych filmów w historii to dramaty. A zaprzeczam jedynie tym, którzy mówią, że duża większość albo że tylko dramaty.
Ile tytułów z top 100 obejrzałeś? Znawca to ktoś, kto zna się na kinie, a nie człowiek, który tak samo ocenia komedyjkę, czy Transformersy. Tą swoją wiedzę możesz wciskać jakimś kompletnym naiwniakom.
Ale ja, w przeciwieństwie do ciebie się za znawcę nie uważam. I nie będę liczył tych filmów z TOP 100, bo tobie się tak chce. Sam sobie policz.
Nie trafiłeś, bo chyba żadnej komedii nie oceniłem tak samo jak Transformers.
Ale od Odysei to proszę się odczepić - to bardzo dobry (by nie rzec - wybitny) film, i żadne "pseudo" SF. Mam tylko wątpliwości, czy drugie miejsce jest tu odpowiednie - ale to wynika raczej z faktu, że robienie tego typu list w jakiejś ustalonej kolejności lepsze-gorsze uważam za idiotyzm. Filmy są od siebie tak różne, że nie da się ich wszystkich naraz wpakować do jednej uniwersalnej klasyfikacji. Nawet jeśli rozmaici "znafcy" myślą, że się da - i próbują to robić.
Przyczepiłem się, bo on uważa iż to film na 2. miejsce w historii i jest zaślepionym fanem Odysei. Gwiezdne Wojny są znacznie lepsze, a większość i tak uważa je za najlepsze filmy w gatunku s-f.
Dobrze powiedziałeś o tych rankingach. Dlatego właśnie jedynie rankingi, gdzie głosować mogą wszyscy na świecie jest najbardziej obiektywny. I dlatego mówię o IMDB jako najlepszym rankingu. Tam się nie ma w sumie do czego przeczepić. A wpływ wszelkiego rodzaju kretynów jest znacznie bardziej ograniczony niż na filmwebie.
Tylko Ty chcesz tutaj komuś wmówić, jaki film powinien być 1, 2, 3, 4, 5, czy 50 w rankingu. Nie ma obiektywnego rankingu - zrozum.
"A wpływ wszelkiego rodzaju kretynów jest znacznie bardziej ograniczony niż na filmwebie." - może będzie to trochę złośliwe, ale swoim bytowaniem tu to właśnie udowadniasz. Nie żebym mówił to, bo się ze mną nie zgadzasz. Twierdzę tak, gdyż masz tylko jedno do powiedzenia: ranking na imdb jest lepszy. Dla Ciebie człowiek, który nie trawi słabych, hollywoodzkich produkcji jest "znafcą", a takiego "znafce" uważasz za fanatyka, który lubi oglądać film tylko z jednego gatunku - zachowanie lekko mówiąc głupie. Mam takie wrażenie, że chcesz bronić swoich filmideł i nazywasz innych "znafcami", udowadniając przy tym samemu sobie, że inni ludzie są za bardzo "zaślepieni", aby spostrzec jakie to świetne produkcje oglądasz.
Ja już z tobą skończyłem dawno dyskusję. Swoimi powiedzeniami na temat, Władcy, Matrixa, Star Wars, Pulp Fiction i innych "słabych, hollywoodzkich produkcji" się totalnie skompromitowałeś i nie zamierzam dalej o tym rozmawiać.
A rankingu obiektywnego nie ma, ale najbardziej zbliżony do takiego jest IMDB, bo tam najwięcej ludzi głosuje. I nie ma np. multikont.
"Znafca" to nie taki, który nie lubi filmów akcji, tylko fanatyk dramatów, czyli uważa, że jedynie one mogą być klasykami, filmami na TOP 10, 50, czy 100. Z takimi nie ma sensu dyskutować. Każdy lubi co chce i każdy ma inny gust, nie lepszy, nie gorszy od innych. CO innego jak ktoś zaczyna wmawiać wszystkim iż jego ulubiony film to arcydzieło. Ja nie wmawiam nikomu jaki film ma być 1. Wyraziłem kiedyś opinię, że WG MNIE na 1. miejsce zasługuje Powrót Króla, bo nie ma innej produkcji, która by go w czymkolwiek przewyższała.
Oj, nie wydaje mi się, abyś ją skończył... Odzywki typu: "ty się wtrąciłeś do czyjejś rozmowy", są nie tyle głupie, co żałosne. Dobrze wiemy, kto się tu do rozmowy wtrącił... Próbowałem Ci jedynie uświadomić jak "beznadziejnie" wyglądają twoje posty i jak są one dziecinne, a czasem niepoważne, chciałem Ci uświadomić to, że tak naprawdę to Ty udajesz tutaj większego "znafce". Zarzucasz mi to, co ja Ci niegdyś zarzucałem i próbujesz tak zrobić ze mnie idiotę. Nigdy nie powiedziałem jaki film jest najlepszy, nigdy. To właśnie Ty chcesz tutaj dyskutować o tym, kto ma lepszy gust, a mnie nazywasz "znafcą", bo nie preferuje produkcji z dużą ilością wybuchów i nie podniecam się na widok robotów, zamieniających się w samochody. Mógłbym zakończyć ten dialog stwierdzeniem: "żal mi twego żałosnego gustu" - jak to niektórzy robią, aby kogoś sprowokować. Jednak spostrzegłem, że dalsza rozmowa z tobą, może się zakończyć wojną. Miej przynajmniej na tyle honoru - nie wtrącaj się do moich dyskusji. Nie mam szczerze mówiąc nic do twojego gusty. Jednak zauważyłem, że ty masz coś do mojego! A uwierz mi, tacy jak ty zazwyczaj na konwersacji ze mną tracą i to oni wychodzą na ignorantów, a nie ja.
PS: Naprawdę, mówienie ciągle o tym samym jest żałosne, szczególnie w twoim wydaniu. Pulp fiction oceniłem na 10 - jakbyś chciał wiedzieć.
Napisałem do Der Speedera, a ty odpowiedziałeś... TO się w ogóle nie nazywa wtrącenie, wcale.
Ciekawe, że w ogóle nie wspomniałem teraz ani wcześniej o serii Transformers, ale to szczegół. A możesz sobie pisać, że mam żałosny gust, nie obchodzi mnie to. Jeżeli mówienie iż Władca, Star Wars, Matrix, Pulp Fiction, Ostatni Samuraj, Mroczny Rycerz zaliczają się do najwyższej czołówki najlepszych filmów w historii jest żałosne, to jestem z tego dumny. I podobnie uważa znaczna większość. Nikt o zdrowych zmysłach nie powie, że Władca to film słaby czy wręcz bajeczka, jak ty to zrobiłeś(czym się skompromitowałeś)
Ja nie mam nic do twojego gustu, ale obrażaniem takich filmów jak Władca czy Star Wars, sojuszników nie znajdziesz i sam się prosisz o guza.
"Pulp fiction oceniłem na 10 - jakbyś chciał wiedzieć." - to szkoda, że jak wcześniej wymieniałem filmy(w których było Pulp Fiction), to ty powiedziałeś, że wszystkie one to bajeczki dla dzieci, a nie najlepsze filmy w historii.
Żałosne to są swoje wypowiedzi, a o guście tylko napomniałem. Uwierz mi, większość szanujących swoją osobę ludzi po rozmowie z Tobą (jaką ja parokrotnie odbyłem), nie zaprzestałoby na "napominaniu". Połowa Twojej wypowiedzi to kompletne bzdury, które nie wiem skąd wziąłeś...
Nie chcesz ze mną gadać, to nie odpisuj na posty, które nie są do ciebie skierowane...
A jak nie wiesz skąd są te "bzdury", to poczytaj sobie swoje wcześniejsze posty.
Tak, jeżeli należysz do tak zwanych "dresów", to na pewno na upomnieniu by się nie skończyło i większość szanujących się ludzi tego pokroju rzeczywiście by tak zrobiło. Masz całkowitą rację. A tak na poważnie, jeżeli uważasz iż szanujący się, zacząłby wyzywać, to ja wolę być w tej gorszej grupie.
Dla 99% użytkowników obrażanie Władcy jest oznaką żałosności, ale spoko. Wygrałeś i daj już spokój, bo ja z tobą dawno rozmowę skończyłem, a już 2. raz się wtrącasz jak piszę do kogo innego. Jak nie chcesz tak bardzo rozmawiać, to po co to robisz?
Wyzywać może nie, ale subtelnie ocenił twoje komentarze, które są na bardzo niskim poziomie. Nazwałeś jeden z moich ulubionych filmów psedo dziełem - nawet go nie widziałeś. A mój komentarz jest dokładnie tym, co sam robisz - chcesz mi wmówić, że filmy, które oglądam podobają się tylko mi, a ja sam jestem hipokrytą, bo nie wiem, co tak naprawdę lubię, "znafcą" tak zwanym. Tak samo jak dla ciebie produkcję typu zmierzch są smieszne, tak dla mnie nowe Star wars są śmieszne i żałosne i są przykładem bardzo złego filmu. Wygrałem? Nie, nie wygrałem, ja o nic nie walczę, a prowadzę konwersację, jakbym nie chciał jej prowadzić, to bym tego nie robił. Proste. To ty możesz ją zakończyć i w przyszłości nie wtrącać się do moich rozmów.
Ja nie mogę, ale ty będziesz iść w zaparte... To TY odpowiedziałeś na mój post skierowany do kogoś innego... Ale dobra.
Nie nazwałem Odysei pseudo dziełem, tylko pseudo s-f, to różnica. A film widziałem, tylko nie oceniłem, podobnie jak Nietykalnych.
"A mój komentarz jest dokładnie tym, co sam robisz - chcesz mi wmówić, że filmy, które oglądam podobają się tylko mi, a ja sam jestem hipokrytą, bo nie wiem, co tak naprawdę lubię, "znafcą" tak zwanym." - Nie wiem o co ci chodzi, ta wypowiedź w ogóle nie ma sensu, ale jest całkiem zabawna.
Wspomniałem, że jedynie ty i kilku innych trolli(co nie znaczy że jesteś trollem) krytykuje Władcę czy Star Wars - chyba że ci, którzy nie lubią s-f albo fantasy. I napisałem też, że Gwiezdne Wojny(wszystkie 6 części) uwielbia znacznie więcej osób niż Odyseję. I znacznie więcej osób uważa poszczególne części Starej Trylogii za filmy lepsze od Odysei. Więc tak, należysz do mniejszości. To są fakty. I chyba mówiłem też o tym, że nasz ulubiony film nie zawsze równa się najlepszy film w historii. Ja nic o mojej ulubionej Zemście SIthów nie mówię, nie wspominam, że to arcydzieło, a ci, którzy tego nie widzą to idioci. W ogóle nie patrzysz na to, co piszę. I nie jestem pierwszy, który ci zwraca na to uwagę.
Czytaj też trochę co ja piszę... "Znafca" to wielbiciel dramatów(lub wyłącznie starych projekcji), który uważa iż są one lepsze od innych gatunków/nowszych filmów i tylko one mogą być w TOP 10 czy TOP 100 najlepszych filmów świata. Należysz do takiej grupy osób? Sam sobie odpowiedz.
A ta twoja "wygrana" to był sarkazm z mojej strony, ale chyba go nie zrozumiałeś...
PS. "Tak samo jak dla ciebie produkcję typu zmierzch są smieszne, tak dla mnie nowe Star wars są śmieszne i żałosne i są przykładem bardzo złego filmu." - TO masz pecha, bo większość je lubi i musisz z tym jakoś żyć:) Różnica między Zmierzchem a Nową trylogią jest nie tylko taka, że dzieli je kilka tysięcy miejsc w rankingach, ale też taka, że Zmierzch ma znacznie więcej przeciwników niż wielbicieli, a ci, którzy nie lubią Nowej Trylogii, to głównie fani Starej, którym nie podoba się zmiana klimatu i kilka rzeczy, które psują film(Jar Jar czy robienie z miłości Anakina i Padme mody na sukces)
To prawda, ale ja już tym rankingiem się nie przejmuję. Z twojego komentarza wynika, że lepiej być konformistą i iść za tłumem, co jest już kolejną głupotą.
« "Znafca" to wielbiciel dramatów(lub wyłącznie starych projekcji), który uważa iż są one lepsze od innych gatunków/nowszych filmów i tylko one mogą być w TOP 10 czy TOP 100 najlepszych filmów świata. Należysz do takiej grupy osób? Sam sobie odpowiedz. » - I nie czuję się z tym źle, a wręcz przeciwnie. Uważam, ze większość nowych filmideł to takie sobie "głupotki".
Chcesz mi wmówić, że nie rozumiem twojej filozoficznej mowy?
Może to ma mało wspólnego z tematem, ale czułbym się źle, jakbym Ci tego nie powiedział: nie jestem skłonny Ci uwierzyć, że obejrzałeś Odyseję, w sumie nie wiem dlaczego, chyba nie jesteś dla mnie wiarygodny. Pseudo s-f to te twoje składane roboty, Odyseja to kwintesencja gatunku.
" Odyseja to kwintesencja gatunku." - Szczerze? Mało mnie obchodzi twoje zdanie na temat Odysei, bo ja nie zajmuję się tym filmem tylko "znafcami". I nie krytykuję Odysei ani tych, co wystawiają jej 10 i nigdy to nie było moim zamiarem. Interesuje mnie jedynie ich stosunek co do filmów innego typu.
"I nie czuję się z tym źle, a wręcz przeciwnie. Uważam, ze większość nowych filmideł to takie sobie "głupotki". Tak jest ich dużo, ale ja mówiłem ogólnie. Wiek XXI też przyniósł jedną z największych pereł w historii kina - Władcę, a także mniejsze, m.in. Mrocznego Rycerza czy Ostatniego Samuraja. Albo dużo perełek wśród świetnych filmów rozrywkowych - Iron Man, Piraci z Karaibów, Avatar, Transformers, Szybcy i Wściekli - tak, to arcydzieła na miarę TOP nie są. To arcydzieła w swoim gatunku i tyle. Nikt nie uznaje, że im się jakieś szczególne miejsce w historii należy. Ale Władcy, Starej Trylogii, Matrixowi, Terminatorowi, Mrocznemu Rycerzowi już tak. I na pewno Władca czy Imperium Kontratakuje to kino na miarę TOP 10. I mało interesuje mnie ranking, gdzie tylko reżyserzy się wypowiadają. Najistotniejsze jest to, co wszyscy uznają za najlepsze filmy.
"I nie czuję się z tym źle, a wręcz przeciwnie. Uważam, ze większość nowych filmideł to takie sobie "głupotki". - Może kilku fanów tej swojej teorii znajdziesz...
W sumie Transformers to nie s-f, w każdym razie ja tego tak nie traktuję.
Chyba masz rzeczywiście tylko jedno do powiedzenia...
"Interesuje mnie jedynie ich stosunek co do filmów innego typu"? Czyli rzeczywiście uważasz, że człowiek, który nie preferuje twoich produkcji, jest odmieńcem i się nie "zna"? Znawca w twoim wydaniu to człowiek, który przyzna Ci rację, a "znafca" to człowiek, który się z tobą nie zgadza - taka smutna prawda.
Stosunek nie w sensie, które filmy bardziej lubi, tylko czy uważa iż jego ulubione filmy są najlepszymi w historii, a cała reszta to słabiaki. TO się tyczy głownie "znafców" i to jest ich główna cecha rozpoznawcza. Jeżeli PREFERUJE dramaty/stare produkcje, ale nie uznaje ich za lepsze od wszystkich innych gatunków/nowszych filmów, to spoko. Natomiast jeżeli jest inaczej, to, powiedzmy, "wkraczam" i bawię się w Terminatora:)
Nie mając co odpowiedzieć rzeczowego, musiałeś się do czegoś przyczepić, nie?
Więc jeżeli musiałeś się przyczepić, bo nie miałeś argumentów, to nie odpowiadaj ciągle na moje posty.
Nasza cała rozmowa opiera się na "czepianiu się", więc nie wiem w czym problem...