7,4 822 tys. ocen
7,4 10 1 822182
6,8 70 krytyków
Avatar
powrót do forum filmu Avatar

Nie chodzi tu tylko i wyłącznie o smerfy.Ten film otworzył furtkę do wysypu produkcji CGI, PG13 gdzie nieważna jest gra aktorska,fabuła i scenariusz ,a tło całości tworzą efekty specjalne wygenerowane komputerowo , aktorzy w tych filmach nie grają ,a wygłaszają monologi.Stare produkcje Sf na taśmach VHS mają więcej polotu niż te plastikowe produkcje za kilkanaście milionów.

użytkownik usunięty
Ryloth

Mam czasem takie wrażenie, że gadam ze swoim echem... Przeanalizuj najpierw swój prowokacyjny wpis... Powiem Ci, co zrobiłeś. Jest taka opcja na fw: można zobaczyć ostatnie komentarze danego użytkownika. Ty z niej skorzystałeś. Zauważyłeś, że dyskutuje z inną osobą i się z nią nie zgadzam i wykorzystałeś tą sytuację, chcąc sobie coś udowodnić. Tak wygląda sprawa i nie próbuj się wykręcać, bo prawdy przede mną nie ukryjesz....

Ty chcesz mi za to udowodnić, że filmy, które ja preferuje, są tylko przeszłością, do której nie warto wracać.

ocenił(a) film na 8

Ty chcesz mi za to udowodnić, że filmy, które ja preferuje, są tylko przeszłością, do której nie warto wracać. - Nie. Chcę jedynie uświadomić ci, że stare nie są lepsze od nowych i na odwrót, do TOP 10, 50, 100 zaliczają się i te nowsze i te starsze, a to, co jest lepsze stwierdza każdy sam. I że gust nie podlega krytyce, bo każdy ma indywidualny. Tyle.

użytkownik usunięty
Ryloth

Przepraszam, bo jeśli każdy ma indywidualny gust, to czemu chcesz tutaj wmawiać komuś, że starsze produkcje są tyle samo warte co nowsze? No właśnie, bo jeśli tak jest, to wszystkie twoje zarzuty wobec mnie można przypisać tobie. A mówienie, że te 7 tytułów powinno się znaleźć w top 10, jest trochę naiwne. Nikomu mądremu nie wmówisz, co powinno być w rankingu, a co nie.

ocenił(a) film na 8

Tak, starsze są tyle samo warte co nowsze. I w tych nowszych, i w tych starszych są perełki, arcydzieła, rewelacyjne filmy. A każdy normalny widz sam, wg swojego gustu, stwierdzi co woli obejrzeć.

" A mówienie, że te 7 tytułów powinno się znaleźć w top 10, jest trochę naiwne. Nikomu mądremu nie wmówisz, co powinno być w rankingu, a co nie." - Po pierwsze, to nie 7, tylko 2 tytuły. Powrót Króla może reprezentować Władcę, a Imperium Kontratakuje Star Wars. Pozostałe to filmy na TOP 20, 30, 40 itd. A po drugie to ja nic nie wmawiam. To właśnie taki ranking, co ty mi podałeś to jest wmawianie ludziom, co ma niby być w TOP 10. Ludzie wybrali - jest ranking na IMDB - i czy chcesz czy nie chcesz tego uznać, jest najbardziej obiektywny. Nikt nikomu nie każe się tym rankingiem kierować, ale w TOP 20 są same filmy, które jakoś wbiły się w klasykę kina. A kolejność to już sobie każdy sam poukłada. Gdyby Polacy nie zachwycili się Trylogią, Dziadami, Panem Tadeuszem, Krzyżakami czy innymi lekturami, nie byłyby uznawane za arcydzieła literatury polskiej, a w szkole może byłaby tylko wzmianka.

użytkownik usunięty
Ryloth

Co nie oznacza, że Pan Tadeusz jest lepszy od Antygony.

ocenił(a) film na 8

W tym wypadku każdy musi sobie sam zdecydować. Nie da się zaprzeczyć, że np. Władca Pierścieni i Ojciec Chrzestny to 2(a raczej 4) należące do tych największych arcydzieł filmy. I każdy indywidualnie sobie wybierze, co woli obejrzeć. I dlatego rankingi gdzie może głosować jak najwięcej ludzi, a jednocześnie są zabezpieczenia przed trollingiem, są najbardziej obiektywne. Takim jest IMDB. I tyle.

użytkownik usunięty
Ryloth

Nie zgadzam się z tobą, ale już pisałem dlaczego, więc nie będę się powtarzał...

ocenił(a) film na 9
Ryloth

Star Wars to przede wszystkim kompletnie inny typ filmu, niż Odyseja, więc porównywanie ich jest kompletnie bez sensu. Nie wiem, o jakiej "większości" mówisz, co to uważa Star Wars za najlepsze filmy w gatunku SF, ale to też bezsens. Jest mnóstwo innych filmów, które od SW zdecydowanie nie są gorsze, a kto wie, czy nie lepsze - vide saga Alien, vide Predatory, vide Blade Runner, vide Odyseja właśnie. Star Wars bez wątpienia należą do czołówki filmów SF, ale czy są najlepsze w ogóle? Tego bym nie powiedział.

A już na pewno bzdurą jest powiedzenie, że Star Wars to filmy "znacznie lepsze" od Odysei. Polemizowałbym ze stwierdzeniem, czy są lepsze w ogóle.

ocenił(a) film na 8
Der_SpeeDer

Ja nie twierdzę, że SW jest lepsze, tylko, że większość tak uznała(patrz rankingi). I to wszystko.

użytkownik usunięty
Der_SpeeDer

Eh a co mnie obchodzę technologie jakieś nowe itd...

Zamiast tych technologi zrobiliby film ze scenariuszem Tarantino + Pacino w roli głównej i mamy film milion razy lepszy.

Ja nawet nie mam zamiaru tracić czasu na tego gniota "Avatar" bo wiem że nic prócz efektów on w sobie nie ma, i nic mnie w nim nie zachwyci. Kiedyś filmy robiono bez efektów i taki "12 gniewnych ludzi" wciąga nosem wszystkie te gimbusowe produkcje, ekranizacje komiksów i inne Sci-fi + akcja bez dialogów, fabuły, klimatu, i wszystkiego co powinien mieć dobry film

ocenił(a) film na 9

"akcja bez dialogów, fabuły, klimatu"

Jeszcze trochę i wyskoczysz z "akcją bez akcji" albo lepiej - z "filmem bez filmu". Zachowaj dla siebie te durne slogany i nie udawaj znawcy, którym nie jesteś.

użytkownik usunięty
Der_SpeeDer

Znawcą nikt tak na prawdę nie jest bo to jest tylko i wyłącznie kwestia gustu. A mój gust mówi mi które filmy są warte obejrzenia a które nie przez różne współczynniki.

Niestety ale 98% filmów nafaszerowanych efektami nic poza efektami nie mają i tyle. twórcy stawiają na przyciąganie gimbusów dzięki ładnym scenom a nie dzięki dialogom, klimatem czy fabułą

ocenił(a) film na 7
Der_SpeeDer

"Większość filmów opiera się na takich czy innych schematach, które zostały wcześniej użyte. Avatar w rzeczywistości nie jest bardziej wtórny, niż większość produkowanych filmów [...]"

Przypomniało mi się coś.

Pamiętam, że kiedyś zamyślałem z Tobą dyskusję nt. "Equilibrium". Byłem nawet gotów ponownie obejrzeć ten film, co oznaczało poświęcenie z mojej strony niemalże dorównujące Drodze Krzyżowej. Był taki moment, że aby Cię sprowokować, napisałem do Ciebie nawet dwa (chyba) PW. Nie odpowiedziałeś, nie podjąłeś dyskusji, ale nie mam o to pretensji, gdyż ja sam nie podjąłem jej w innym, przez Ciebie zaproponowanym miejscu.

Potem jednak COŚ się zdarzyło. Otóż postanowiłem przejrzeć te Twoje wypowiedzi na filmwebie, tzn. to, przy jakich tytułach zabrałeś głos. Ku mojemu zdziwieniu, by nie rzec - ku mojej rozpaczy - uzmysłowiłem sobie wtedy, że na ponad 1200 odnośników (około tylu ich bodaj wtedy było) nie ma w zasadzie żadnego, który dotyczyłby filmu wysokoartystycznego i najwyżej kilka przy filmach wybitnych. Innymi słowy, okazało się, że podejmujesz dyskusje wyłącznie na temat filmów badziewnych, tandetnych, marnych czy co najwyżej - przyzwoitych, ale tylko w obrębie danego gatunku, najczęściej sci-fi. Zapewne wynika to z tego, że tylko takie oglądasz.

Tym samym stwierdziłem wówczas, że jakakolwiek dyskusja z Tobą w ogóle mnie nie interesuje. Przy tej okazji jednak zapytuję: co Ty w ogóle wiesz o kinie? W jaki to tajemniczy sposób możesz oceniać JAKOŚĆ ARTYSTYCZNĄ filmów, skoro z kinem wysokoartystycznym czy autorskim żadnego kontaktu nie masz, a jedynie znasz kino gatunków czy inaczej masowe? W jaki to sposób jesteś w stanie ustalić, co jest a co nie jest dobrym aktorstwem? Jak jesteś w stanie ustalić to, czy reżyser jest czy nie jest wybitny? Jak możesz rozprawiać o oryginalności kina w zakresie fabuł, skoro w wielu wysokoartystycznych filmach fabuła jest kwestią podrzędną? Jak w ogóle możesz wypowiadać się na temat różnych komponentów dzieła sztuki filmowej, skoro owa sztuka jest Ci definitywnie obca?

Potem pojawiają się w Twoich wypowiedziach tym podobne fragmenty: "Większość filmów opiera się na takich czy innych schematach, które zostały wcześniej użyte". No pewnie że tak, skoro znasz jedynie takie filmy.

Od razu zaznaczam: Twoje apologetyki filmów, często marnych, w ogóle mnie nie przekonują, jako że nie jesteś dla mnie żadnym autorytetem w tej kwestii. Jedyne, czym się wyróżniasz, to dobra znajomość szczegółów takich filmów, o których się wypowiadasz. Podczas gdy wielu użytkowników znających się na kinie szybko zapomina o takich produkcjach jak "Avatar" (bo nie ma tam niczego, co by warto zapamiętać -> mógłbym się podpisać pod wypowiedzią darnowy: "film oglądałem dosyć dawno"), Ty najwyraźniej masujesz się nimi po wielokroć, stąd też owo rozeznanie w świecie przedstawionym, kompletnie obojętne komuś, kto gustuje w kinie ambitnym.

Od razu uprzedzam, nie zamierzam się wdawać w czasochłonne polemiki. Jeżeli możesz, wytłumacz mi jedynie jak sprawy stoją, bo może jestem w błędzie (co rzadko się zdarza, ale się zdarza) i niesprawiedliwie Cię lekceważę.

ocenił(a) film na 9
marscorpio

Dyskusja ze mną cię nie interesuje... wiesz, co? To się nawet dobrze składa, bo po przeczytaniu tej - pożal się Boże - wypowiedzi, też odeszła mnie ochota na jakiekolwiek rozmowy z tobą. Jak również cały szacunek, jaki miałem wobec twojej osoby. Może ci jeszcze na odchodnym powiem, dlaczego.

"nie mam o to pretensji, gdyż ja sam nie podjąłem jej w innym, przez Ciebie zaproponowanym miejscu"
Oraz nie założyłeś wątku na forum, który zapowiadałeś, że założysz - ale zbaczam z tematu.

Na wstępie powiem że bardzo, ale to bardzo głęboko gardzę takimi "znawcami", którzy się uważają za lepszych od innych, ponieważ filmy z "lepszej" konwencji (albo w ogóle takiej nie poddającej się normalnym kryteriom ocennym) oglądają. Zwłaszcza jeśli dowodzą swojego "znawstwa", jeżdżąc po filmach "gorszej" konwencji i karząc za to, że mają czelność w ogóle do niej należeć. Albo - co robisz ty - uważają sam fakt nieoglądania filmów "wysokoartystycznych" za dowód braku kompetencji do oceniania filmów kompletnie, absolutnie, zupełnie innego rodzaju. Nieobejrzenie przeze mnie "wysokoartystycznych" filmów w żaden logiczny ani racjonalny sposób nie przekłada się na fakt, że we wspomnianym gatunku SF (oraz fantastyce w ogóle) siedzę głęboko i w związku z tym jak najbardziej wiem w tym zagadnieniu dość dużo, aby filmy tego typu oceniać. Podobnie przykładowo w kwestii kina wojennego - rozumiem i dostrzegam różnice pomiędzy takim majstersztykiem, jak "Das Boot", a taką holiłudzką superprodukcją, jak "Szeregowiec Ryan" (abstrahując od faktu, że opiewają inny rodzaj wojny, co w sposób oczywisty przekłada się na ich treść). Nie potrzebuję oglądać filmów "wysokoartystycznych", aby rozumieć takie rzeczy oraz ogarniać części składowe filmu. Jeśli ten nielogiczny bełkot w trzecim akapicie pisałeś na serio, to jesteś po prostu głupi. Nie rozumiem kina, bo filmów artystycznych mało oglądałem! Dobre sobie!
Dodajmy jeszcze, że takie "wysokoartystyczne" filmy są często oderwane od rzeczywistości, przez co ja równie dobrze mógłbym cię zapytać, co TY wiesz przykładowo o grze aktorskiej - która to, w "zwykłych" filmach, jak najbardziej na rzeczywistości (ergo, rzeczywistych ludzkich zachowaniach i reakcjach) bazuje.

Zastanawia mnie ponadto, jaka jest twoja definicja "wysokoartystycznego" filmu, bo przysiągłbym, że przykładowo taka Odyseja Kosmiczna, na forum której z pewnością jakąś wypowiedź dałem, filmem artystycznym jak najbardziej jest. Podobnie jak inne ambitne w moim mniemaniu filmy, jakie obejrzałem - vide Blade Runner, vide Czas Apokalipsy, czy nawet filmy kompletnie do innych niepodobne, jak Eraserhead imć Lyncha. Szlag mnie też trafia na myśl o tym, które to niby filmy, na forum których się wypowiadałem, nie są wybitne - szczególnie że było tam parę klasyków kina SF oraz wojennego - w tym wcześniej wspomniany Das Boot.
Co do moich wypowiedzi, które tak płytko (jak przystało na "znawcę" z rodzaju tych, o których wspomniałem wyżej) traktujesz jako podstawę swojej oceny - istotnie częstokroć wypowiadałem się na forum badziewnych filmów, ponieważ podejmowałem liczne i desperackie próby wbicia innym do głowy (zwłaszcza osobom sławiącym te g*wna), że owe filmy to gnioty (zresztą, często bezskutecznie). Na forum bardziej ambitnych filmów wypowiadam się rzadko albo wcale - albo dlatego, że nie czuję się na siłach, albo po prostu dlatego, że uważam, iż nie stwierdzę niczego, co nie zostało wcześniej setki razy stwierdzone. Pisanie o gniotach jest zdecydowanie łatwiejsze, bo w końcu sprowadza się do jeżdżenia po nich jak ta kosiarka po trawniku, i wytykaniu aż nadto widocznych "niedociągnięć" (przy częstym braku jakichkolwiek "dociągnięć"). O takich drobiazgach jak fakt, że wystawione przeze mnie na FW oceny to może z jedna piąta obejrzanych przeze mnie filmów, nie chce mi się nawet pisać.

"Zapewne wynika to z tego, że tylko takie oglądasz"

Tak, tak. Jestem głupi, jestem prostacki, bo mam czelność lubić kino SF i wojenne, a nie Jedynie Słuszne Kino "Wysokoartystyczne". Oczywiście nie tylko takie kino oglądam i w odróżnieniu od rozmaitych "znawców" filmy i z "gorszych" i z "lepszych" konwencji umiem docenić, ale to już swoją drogą.
Za filmami ambitnymi się szczególnie nie uganiam, co nie oznacza, że w ogóle ich nie oglądam.

"No pewnie że tak, skoro znasz jedynie takie filmy"

Zwróć swoje ślepka na kluczowe słówko "większość". Nawet jeśli niektórzy twórcy próbują przecierać nowe szlaki w kwestii treści i formy (aha - dzięki za przypomnienie, że nie tylko w kwestii fabuły można być oryginalnym, następnym razem nie zapomnij mnie poinformować, że Ziemia krąży wokół Słońca; i postaraj się o jakiekolwiek wytłumaczenie, co to ma do rzeczy, kiedy nie rozmawiamy akurat o filmach "wysokoartystycznych"), filmów gatunkowych jest nadal nieporównywalnie więcej i nadal większość stanowią takie filmy, które wykorzystują rozmaite schematy. Swoją drogą, fakt, że przywołujesz fakt istnienia filmów całkowicie od schematów odbiegających - kiedy mówimy o filmie z takiego gatunku, do jakiego Avatar należy - to kolejny przejaw twojego "znawstwa".

"Jedyne, czym się wyróżniasz, to dobra znajomość szczegółów takich filmów, o których się wypowiadasz. Podczas gdy wielu użytkowników znających się na kinie szybko zapomina o takich produkcjach jak "Avatar" (bo nie ma tam niczego, co by warto zapamiętać -> mógłbym się podpisać pod wypowiedzią darnowy"

Jeżeli według ciebie FUNDAMENTALNE założenia fabuły - a zatem motywacja postaci, bazowe założenia świata, co-jak-dlaczego - to są "szczegóły", które trzeba zapamiętywać i które wymagają wnikliwej analizy filmu, przyjmij moje (niezbyt szczere, fakt) wyrazy współczucia. Taki, wspomniany przeze mnie, paradoks - wciąż jest tutaj istny zlot "znawców" za pięć dwunasta, którzy, zadarłszy nosy pod sufit, lżąc Avatara za fabułę. Ale jednocześnie robią z siebie idiotów, pokazując, że udało im się owej prostej fabuły ani w ząb nie zrozumieć - stąd wysyp idiotycznych pseudoargumentów, pokroju tego ze zrzucaniem atomówki. A darnowa przebił wszystkich, fundując tutaj totalny bełkot, w którym nie pojawiło się absolutnie nic, co odzwierciedlałoby faktyczną fabułę omawianego filmu - wygląda to tak, jakby wcale Avatara nie oglądał, a nie zapomniał o jakichś tam detalach. Wymawianie się w tej sytuacji "szczegółami" jest po prostu żałosne.

Jak mniemam, rozumiesz już teraz, dlaczego z szacunku wobec twojej osoby momentalnie przeszedłem do głębokiej pogardy? To świetnie, zatem możesz w spokoju sumienia się nie interesować dyskusją ze mną.



Nie wysilaj się z pisaniem odpowiedzi - i tak nie będę jej czytał. Żegnam.

ocenił(a) film na 9
marscorpio

A jeśli cud się zdarzy, uznasz że byłeś niesprawiedliwy i postanowisz przeprosić, to z góry ci mówię, żebyś sobie darował. Odrazę budzi we mnie nie tylko pożałowania godna próba oceny mojej osoby, ale ogólnie sposób myślenia, jaki tutaj zaprezentowałeś. Nawet jeśli faktycznie nie obejrzałbym w życiu żadnego ambitnego czy artystycznego filmu, twoje aroganckie zachowanie nadal zasługiwałoby na moją pogardę. Na czele z przeświadczeniem, że skoro oglądasz artystyczne filmy, nabywasz Najwyższej i Jedynie Słusznej Wiedzy na temat tego, czym jest kino. Niezależnie od tego, o jakim gatunku i jakiej konwencji mowa.

Do diabła... wiesz, odkąd oglądam przykładowo filmy wojenne? Wiesz, ile miałem lat, jak obejrzałem po raz pierwszy wspominany Das Boot? Osiem! Od dziecka się pasjonuję takim kinem i ogólnie militarystyką - a ty śmiesz, masz czelność, niewiarygodny wręcz tupet... sugerować, że się na tym nie znam, bo TY jakieś tam "wysokoartystyczne" filmy obejrzałeś, NIC wprawdzie nie mające wspólnego z tematyką tak przeze mnie lubianych filmów, ale za to "wysokoartystyczne"? CO TY SOBIE WYOBRAŻASZ?!?
Oglądanie takich filmów nie daje ci żadnych kompetencji, które by cię czyniły większym znawcą kina i filmów niż kogoś, kto sobie upodobał inną filmową konwencję, rozumiesz? ŻADNYCH!!! Ja... nie, po prostu nie wierzę, że można być tak zarozumiałym!

Oczywiście, nie zapominajmy również o fakcie, że "wysokoartystyczne" filmy wcale nie są jakieś uprzywilejowane i także wśród nich zdarzają się słabizny. Vide niedawno przeze mnie obejrzany Begotten, który - mimo bardzo nietypowej i bardzo interesującej formy - nie jest według mnie filmem dobrym. Raczej przyzwoitym, góra. Ale oczywiście, dla ciebie nawet słabizna spośród "wysokoartystycznych" filmów zasługuje na postawienie ponad filmem pokroju Avatara - który W SWOJEJ KATEGORII plasuje się wysoko - za sam fakt, że "wysokoartystyczna" jest, eh?

Cholera, chrzanię to!

ocenił(a) film na 7
Der_SpeeDer

Po pierwsze, nie zamierzam i nie zamierzałem Cię przepraszać. Podtrzymuję to, co napisałem. O ile wcześniej mogłem mieć wątpliwości, o tyle teraz przynajmniej ich nie mam. To dobrze, bo od około 2-3 lat zamierzałem Ci to powiedzieć. Jak mężczyzna mężczyźnie.

Po drugie, wbrew temu, co Ci się wydaje, udowodniłeś tylko jedno: jesteś człowiekiem inteligentnym, ale ograniczonym. Niczym te cywilizacje opisane przez Arnolda Toynbee'ego - wstrzymanym w rozwoju. To dlatego widowiska adresowane docelowo dla 8-12 latków tak Cię pasjonują. Dorabiasz do tego różne bezsensowne teorie.

Po trzecie, nie odpowiedziałeś na żadne z moich pytań. Powtarzam to więc raz jeszcze:
"Przy tej okazji jednak zapytuję: co Ty w ogóle wiesz o kinie? W jaki to tajemniczy sposób możesz oceniać JAKOŚĆ ARTYSTYCZNĄ filmów, skoro z kinem wysokoartystycznym czy autorskim żadnego kontaktu nie masz, a jedynie znasz kino gatunków czy inaczej masowe? W jaki to sposób jesteś w stanie ustalić, co jest a co nie jest dobrym aktorstwem? Jak jesteś w stanie ustalić to, czy reżyser jest czy nie jest wybitny? Jak możesz rozprawiać o oryginalności kina w zakresie fabuł, skoro w wielu wysokoartystycznych filmach fabuła jest kwestią podrzędną? Jak w ogóle możesz wypowiadać się na temat różnych komponentów dzieła sztuki filmowej, skoro owa sztuka jest Ci definitywnie obca?".

Z tego, co piszesz, wynika, że Twoja wiedza o kinie jest żadna, najwyżej znasz filmy SF. Nie masz pojęcia o tym, jak ocenić jakość artystyczną filmu – jedynie, jak każdy, możesz rozprawiać o aspekcie estetycznym (rozróżnienie całkiem Ci obce, nie dziwię się). A to dlatego, że w ogóle nie znasz kina autorskiego czy wysokoartystycznego ani nie posiadasz wystarczających kompetencji kulturowych - natomiast to, że zaplątały się pośród oglądanych przez Ciebie filmów takie tytuły jak "Blade Runner", "2001: Odyseja kosmiczna" czy "Czas apokalipsy" to raz, żaden powód do chwały (jeszcze tego brakowało, byś nawet tych tytułów nie znał!) oraz czysty przypadek, jako że reprezentują ten typ kina, który najbardziej Cię interesuje: SF oraz wojenny. Jak można wyrobić sobie rozeznanie w temacie wartości artystycznej kina znając w zasadzie wyłącznie kino gatunków czy masowe? Nie można. A to, czy rozumiesz filmy SF, którymi się interesujesz, nie ma tu nic do rzeczy - nawet nie byłeś w stanie odnieść się do podjętych przeze mnie zagadnień, bo też ich nie rozumiesz, przekracza to Twoją wyobraźnię. Rzecz kolejna: takie kwestie jak aktorstwo, reżyseria, znaczenie fabuły, wszystko to nic Ci nie mówi, gdyż Ty nie posiadasz żadnej orientacji w temacie poszczególnych komponentów dzieła sztuki filmowej.

Co natomiast czynisz? Otóż, wszędzie, tak jak kilka lat temu, tak obecnie, opowiadasz własne, prywatne mity. Żyjesz niczym w platońskiej jaskini - zamknięty w kręgu absurdalnych wyobrażeń o czymś, czego nigdy nie poznałeś. Problem w tym, że dla Ciebie ignorancja stała się cnotą. Ewentualnie wypierasz się jej na wszelkie sposoby. Nie znasz kompletnie wspomnianych wyżej zagadnień, a mimo to uzurpujesz sobie prawo wypowiadania się na ten temat, głosząc wszem i wobec głupoty, od których uszy więdną.

Przykłady?

Proszę: "Dodajmy jeszcze, że takie "wysokoartystyczne" filmy są często oderwane od rzeczywistości [...]". Nie wiesz, co to kino autorskie czy wysokoartystyczne, pojęcia te nic Ci nie mówią. Coś tam słyszałeś, że ten czy ów pojedynczy film to ponoć arcydzieło, czasem nawet ślepej kurze trafi się ziarno. Mimo to jednak formułujesz bezsensowne sądy o tymże kinie wysokoartystycznym. Zamiast napisać tak: „faktycznie, temat ten mi jest obcy, nie gustuję w takich dziełach”, przedkładasz bezsensowne uwagi na ich temat. Oto właśnie cały Ty. W wielu miejscach tak jest, nawet w tym temacie, który pobieżnie przejrzałem. Wypowiadasz się na takie tematy, w których Twoja ignorancja jest tak duża, że pozwala mniemać, iż nawet nie masz matury, bo to tak elementarne sprawy (chociaż gdzieś czytałem, iżeś skończył gimnazjum, więc możesz być typową ofiarą naszej polskiej reformy w zakresie edukacji, he he he).

Co do owych filmów wysokoartystycznych, zazwyczaj to dramaty psychologiczne, więc zaiste, ich "oderwanie od rzeczywistości" to dobre podsumowanie. Bomba. A o ile sobie przypominam, jedną z funkcji kina masowego jest eskapizm. Czyli - pomieszałeś wszystko, żyjąc w kręgu własnych urojonych teorii. O ile za pomocą sztuki wysokoartystycznej (literatury, filmu) zawsze rozważano kondycję człowieka i stan rzeczywistości, w której żyje (a udowodnić to można przeglądając chociażby czasopisma typu „Kronos”, „Znak”, „Przegląd Polityczny”, „Literatura na Świcie”, „Kwartalnik Filmowy”, „Zeszyty Literackie”, „Przegląd Filozoficzno-Literacki”, „Teologia Polityczna” i in. czy różne publikacje naukowe), o tyle kultura masowa miała za zadanie i wciąż ma dostarczać rozrywkę i pozwolić zapomnieć o tej rzeczywistości. Nie można jej za to stawiać zarzutu, bo do tego celu służy - jednak dorabianie absurdalnych teorii, jakoby obwieszczała jakieś prawdy o człowieku, świecie, historii, to przykład typowego rozumowania człowieka ograniczonego i wychowanego na pop-kulturze.

Piszesz: „Nawet jeśli faktycznie nie obejrzałbym w życiu żadnego ambitnego czy artystycznego filmu, twoje aroganckie zachowanie nadal zasługiwałoby na moją pogardę”. I tu kolejna pomyłka. Ja znam zarówno kulturę masową, jak i wysokoartystyczną. Ty natomiast niemal wyłącznie masową. Nie przeszkadza Ci to jednak stale wypowiadać się na tematy, które są Ci całkiem obce. Nie przeszkadza Ci to wygłaszać sądów reprezentatywnych dla osiedlowego lumpa. „Kim była Szymborska? O, znam ją, ona paliła fajki!” – bo z takiego rewiru są te Twoje wypowiedzi. A kiedy ktoś zwraca Ci na to uwagę, czujesz się poniżony. Wszak lepiej być ignorantem, niż zapytać: „Jakie filmy wysokoartystyczne mi poleciłbyś, chętnie je obejrzę”.

Rzecz kolejna, to Twoje dywagacje na temat aktorstwa. Ja wśród ulubionych seriali mam "Firefly"/"Serenity". Mimo że dla mnie to jedna z najlepszych produkcji SF, jakie kiedykolwiek powstały, nawet na myśl by mi nie przyszło bronić tamtejszych "aktorów". To przeciętniaki, a nawet miernoty, co w niczym nie podważa mojej wysokiej oceny serialu (film "Serenity" traktuję jako jego uzupełnienie jedynie). Stąd Ty nie widzisz elementarnego nieporozumienia: zarzut marnej gry aktorskiej wobec "Avatara" jest pozbawiony sensu, bo nikt tam nie oczekuje wybitnych kreacji (w filmach SF grają zazwyczaj aktorzy słabi, podobnie jak słabi są ich reżyserzy: to zazwyczaj rzemieślnicy - ot, mają odpowiadać za produkt kasowy, a jeśli się nie sprawdzą, wypad). Gdybyś cokolwiek w tym temacie wiedział, znałbyś pojęcie Wielkiej Reformy Teatru, znałbyś style aktorskie Stanisławskiego, Antoine'a, Reinhardta, Craiga, Appii, Artuada i wielu innych (ale Ty tylko o „oddawaniu emocji” i „mimice” – toż to nawet w kreskówkach mamy). Oni inspirowali kolejnych, jak na przykład Brook, Wilson, Grotowski czy Kantor. Na ich dokonaniach budowane są programy szkół aktorskich. Do tego odwołują się wybitni reżyserzy filmowi, pod których kierunkiem te umiejętności są wykorzystywane. I tak, dla przykładu, Angelopoulos potrafił wyzyskać talent Keitela, a Olmi - co aż niewiarygodne wręcz – Hauera. Ale to obcy Ci twórcy, więc nie ma potrzeby ich przywoływać, podobnie jak kilkudziesięciu innych.

Rzecz dalsza: Twoje wyobrażenie o tzw. „znawcach”. Piszesz jakieś kompletne bzdury, których zebranie tutaj nawet przekracza moje możliwości. Piszesz: „Taki, wspomniany przeze mnie, paradoks - wciąż jest tutaj istny zlot "znawców" za pięć dwunasta, którzy, zadarłszy nosy pod sufit, lżąc Avatara za fabułę. Ale jednocześnie robią z siebie idiotów, pokazując, że udało im się owej prostej fabuły ani w ząb nie zrozumieć”. Tymczasem fabułę „Avatara” rozumie mój 12-letni chrześniak, więc wstrzymałbyś się z tym odreagowywaniem swoich kompleksów. W tej kwestii mam tylko jedno do powiedzenia – wszystko, co wartościowe na temat SF, zostało napisane przez środowiska znawców, czy inaczej – środowiska uniwersyteckie. Nie zaś przez takich jak Ty. Wystarczy zrobić kwerendę, by o tym się przekonać.

Twoje wyobrażenie o tym, dlaczego wielu ludzi wykształconych i rozeznanych w kulturze nie ceni SF, również jest spaczone. Według Ciebie są uprzedzeni. Nawet mnie pod tę kategorię podciągasz, mimo że wychowałem się na SF i znam ten gatunek doskonale. Nawet przez myśl Ci nie przeszło, że może istnieć hierarchia zjawisk artystycznych: marna jest na przykład proza Asimova, Henleina, czy Clarke’a, ale znakomita Manna, Bułhakowa czy Kafki, co nie zmienia faktu, ze każdego z tych sześciu wymienionych czytało mi się znakomicie, w odpowiednim wieku, oczywiście. Podobnie w dziedzinie kina: nikt nie musi znać reżyserów odpowiedzialnych za produkcje SF, bo to kwestia drugorzędna, ale powinno się znać twórców kina autorskiego, co już z samego tego pojęcia wynika. Filmy SF zazwyczaj są banalne i tandetne, bo też nie ma w nich nacisku na zagadnienia, które podejmuje kino wysokoartystyczne, innym służą celom, ale właśnie dlatego dzięki nim odpoczywamy od nadmiaru tych „poważnych problemów” czy „poważnych zagadnień”. Taka hierarchia zjawisk kulturalnych jest Ci kompletnie nieznana, bo Twoja hierarchia powstała wyłącznie w wyniku obcowania z kinem masowym – innymi słowy, ponieważ znasz tylko piłkę podwórkową, uważasz, że jest najlepsza na świecie. Typowe zawężenie horyzontów. To, że czasem obejrzysz jakieś proste wybitne filmy, niczego tu nie zmienia. By zacytować Ireneusza Kanię (i zapewne, jak każdy ignorant, zareagujesz buntem – „Kania nie jest dla mnie autorytetem”, he he he): "Kultura masowa jest jałowa, ponieważ jest nietwórcza. Ludzie kultury masowej uprawiają tandetę. Nie ma ona nic wspólnego ze sztuką, to jest tylko rozrywka. Jestem głęboko przekonany, że człowiek staje się taki, z jaką sztuką obcuje. A sztuka tandetna formuje człowieka tandetnego, bez właściwości".

Można zapytać, czy Ty w chociaż jednym miejscu rozważałeś konteksty filozoficzne, antropologiczne, socjologiczne, teologiczne, psychologiczne i inne filmów, o których dyskutujesz? Oczywiście, że nie – bo raz, że z tych obszarów fantastyka naukowa, o której najczęściej się wypowiadasz, nie korzysta zbyt często albo nie korzysta w ogóle, a dwa – to przekracza Twoje możliwości. I piszesz o fabułach i wyszukujesz z energią maniaka jakieś drobiazgi, które często mają sens tylko dlatego, że nawet nie potrafisz sobie wyobrazić, dlaczego one nie mają znaczenia. Gdybyś wtedy, gdy do Ciebie pisałem w sprawie „Equilibrium” zdecydował się na odpowiedź, udowodniłbym Ci to, jak powierzchownie rozumujesz. Ale – było, minęło, ja takie momenty mam dość rzadko, by pisać o pierdołach.

I żebyś nie twierdził, iż nie potrafiłbym, odsyłam do jednego z moich tekstów, na temat filmu SF zresztą:

Dalej, w którymś miejscu widziałem, jak przekonujesz, iż tzw. znawcy są uprzedzeni do SF, pogardzają takim kinem, bo nie tolerują fantastyki. Kolejny przykład kompletnej bzdury. Już mi się nie chce tego tematu rozwijać, jedno tylko powiem: skoro nie tolerują fantastyki, to dlaczego Bolesław Leśmian jest uważany powszechnie przez środowiska akademickie, czyli opiniotwórcze, za jednego z najwybitniejszych polskich poetów? A inna rzecz, której kompletnie nie pojmujesz: wiele dzieł SF jest traktowanych jako dzieła realistyczne, bo nie ma tam interwencji nadprzyrodzoności czy cudowności. To, że akcja toczy się na innej planecie, nie jest wystarczająco „fantastyczne”, tak jak umieszczenie akcji na Księżycu nie jest. To coś, co wedle dzisiejszego stanu wiedzy wydaje się możliwe do osiągnięcia kiedyś przez człowieka, a nie – niemożliwe czy z „innego porządku rzeczywistości”. Dlatego Lem podawał się za pisarza, którego interesują „realne właściwości świata”.

Rzecz kolejna: to wielu znawców apelowało, by SF (zwłaszcza literatura) nie zamykało się wyłącznie w tandetnych i banalnych historiach. Lem podsumował SF jednoznacznie: to makulatura. Jednak tak on, tworząc ambitną SF, jak i wielu rozeznanych w kulturze ekspertów, namawiali: „SF nie musi być trywialne”. Nic z tego. Pozostało trywialne, gdyż inaczej by się nie sprzedawało. A dziś już nikt poważny nie wiąże z SF żadnych aspiracji. Traktujemy to jako rozrywkę i jesteśmy zniechęceni tym, jak jest głupawa. Ale tu masz rację w jednym – „Avatara” ja oceniłem jako film dobry, bo chociaż dla mnie nie ma żadnego znaczenia (film z gatunku zbytecznych, bezwartościowych), to jednak mój chrześniak oglądał go z zafascynowaniem około 30 razy. Zatem: film dobry dla dzieci i młodzieży, nic więcej. To kolejne tu nieporozumienie: wielu tych, którzy występują przeciwko „Avatarovi”, dopomina się poważnego traktowania. Są rozczarowani poziomem takich widowisk, a tak się nie stanie: SF ma przynosić zyski, wiec wszystko musi zostać maksymalnie uproszczone. Nie rozumieją, że to filmy dla innej kategorii wiekowej, tak jak wyraźnie Lucas powiedział, że „Star Wars” I-III będzie skierowane dla widza 8-12 letniego, by wykształcić w ten sposób nowe pokolenie fanów tego dzieła. A ci narzekający często już wyrośli z takich historyjek.


Przekonujesz, że w SF odnaleźć można różne istotne wartości o charakterze dydaktycznym. Owszem, ale nie zauważasz już, że to odpowiednie właśnie dla tej kategorii wiekowej. Bo od człowieka dojrzałego czy dorosłego wymaga się rozwoju intelektualnego, zrozumienia o wiele poważniejszych zagadnień, a tych w SF już nie znajdziemy, jak i pop-kulturze. I dlatego na ten temat piszesz:
- „postaci […] są w rzeczywistości czymś żywcem wziętym z realnego i prawdziwego świata”; moja odpowiedź: chyba z Twojej ukształtowanej przez nadmiar gier komputerowych wyobraźni.
- „Nic w tym filmie nie ma naiwnego. Wszystko, co się w nim dzieje, działo się także w rzeczywistej historii - tylko w kostium SF zostało opakowane.”; moja odpowiedź: RANY BOSKIE! Toż Ty zdziecinniałeś w stopniu, jakiego nawet nie podejrzewałem. Doszukiwanie się analogii między kinem masowym a rzeczywistością czy historią to już jakieś zboczenie umysłowe. W takich momentach człowiekowi się odechciewa szukać kontaktu z kimś takim jak Ty, tak jak mnie się odechciało tego kilka lat temu. A wczoraj napisałem, co napisałem, bo pomyślałem w końcu: "Chłopina nie ruszył z miejsca. Jak był wstrzymany w rozwoju, tak mu zostało. Może chociaż dam mu do myślenia".

Pozdrawiam.



ocenił(a) film na 7
marscorpio

Ups, miałem dokleić link, ale mi się net zawiesił.

I żebyś nie twierdził, iż nie potrafiłbym, odsyłam do jednego z moich tekstów, na temat filmu SF zresztą:

http://www.film.org.pl/prace/12_malp_polemika.html

marscorpio

Tak pustego bełkotu pełnego prostych frazesów już dawno nie czytałem. Gratuluję mistrzowskiego "lania wody". Typowy humanista. Najlepiej żeby wszyscy podnicali się motywami w filmach i ich "głębią" i "artyzmem" xD

Incepcja

użytkownik usunięty
dani2706

Incepcja?

Tak.

ocenił(a) film na 9
dani2706

Samuel J. Houston na rowerze.

Der_SpeeDer

Nie chwal się bo to widać jaką szkołę ukończyłeś...

ocenił(a) film na 9
sceptyk

Studia?

Der_SpeeDer

Gimnazjum?

ocenił(a) film na 9
sceptyk

Umba?

Der_SpeeDer

Karumba, makarena, rikitiki, fikimiki, bumcyk tryk tryk.

ocenił(a) film na 9
sceptyk

Umba!

ocenił(a) film na 8
Der_SpeeDer

trzeba na to spojrzeć w ten sposób że za 20 lat ludzie będą nazywali klasykiem Avatara ta cześć która nie docenia filmu teraz już będzie się przy tym upierać zapewne do końca, film może doskonały nie jest w mojej ocenie 8/10 miałem przyjemność oglądać lepszy jak na mój gust film pana Camerona jest to The Abyss polecam, nie wiem jak można się czepiać gry aktorskiej w Avatarze ? to co powiecie na? Atlantic Rim!. Film Avatar wygląda wspaniale oglądając go byłem pod wrażeniem wizji innego świata, Avatar to kilka poziomów naprzód w zastosowaniu efektów specjalnych w filmach, nie wyobrażam sobie żeby ten film został zrobiony inaczej.. zresztą Cameron na pomysł nakręcenia takiego filmu wpadł dawno.. dawno temu.. nie zrobił tego gdyż uznał iż to przerastało ówczesne czasy.. może gdyby jednak postanowił go nakręcić kilkanaście lat wcześniej to wyśmiewający ten film ludzie za grę aktorską i efekty specjalne nie mogli by się przyczepić, no w końcu do czego? do ludzi w kostiumach NA'vi? i na pewno nie wyglądały by jak te z planety małp a jeżeli obcy mieli być dalej tak wysocy ilu kaskaderów musiało by zapieprzać na szczudłach x D

użytkownik usunięty
Die_by_the_Sword

Avatar będzie takim samym klasykiem, jakim jest teraz Titanic... A on przecież nie jest klasykiem...

ocenił(a) film na 10
kadim_filmweb

człowieku plastiku. widać, że dla ciebie liczy się tylko strona wizualna. Nie pojmujesz przekazu? Bo ten film ma ogromny przekaz.
Taaak, rzeczywiście stare filmy sf mają głębię. No na pewno są głębsze od ciebie, bo ciebie przerasta głębia kałuży na chodniku. W takim razie weź te stare super fajne VHS i se oglądaj te stare wyrąbiste filmy sf skoro prawdziwa sztuka cię przerasta. Poker face.

ocenił(a) film na 7
yobartosz

Prawdziwa sztuka ??? Film nie jest zły , ale nie ma co się równać do aliena , terminatora , incepcj , dystryktu 9 i wielu innych filmów ,a poza tym jeśli chodzi fabułe jest ona w wielu innych opowiadaniach i filmach.

ocenił(a) film na 10
loczek111

Tak samo jak w obcym np. Ale ten film ma przynajmniej wielki, naprawdę wielki przekaz. PRZEKAZ. Nie ma co się równać? A niby dlaczego? Może i incepcja jest zakręcona i naprawdę mega, ale Avatar można położyć na tej samej półce razem z filmami, które wymieniłeś.

yobartosz

Na pewno nie Avatar to kino CGI , a ja jestem fanem praktycznych efektów i efektów hybrydowych czyli praktyczne efekty plus CGI.
Nie ma to jak klasykę porównywać do podrobów.

użytkownik usunięty
yobartosz

Sztuka?! Dziękuję za taką sztukę.

ocenił(a) film na 7
yobartosz

A ten przekaz to...? :}

użytkownik usunięty
n00bers

Niebieskie stworki wygrały. Co się czepiasz?

ocenił(a) film na 7

Właśnie tego, że wygrały :)

yobartosz

Całe szczęście nie jestem debilem wyłącznie zapatrującym się w efektowne sceny i słabe sf na którym robia wrażenie cgi obrazy.
Co do przekazu wejdź sobie na stronę Greenpeace, ani to odkrywcze ani rewolucyjne.
Cameron nie potrafi tworzyć już filmów z klimatem i opowiadać historie panie plastikowy, on ma chyba w D historie woli tworzyć eko-telenowele.

ocenił(a) film na 10
kadim_filmweb

akurat nie w to się zapatrywałem, tylko właśnie w klimat! którego temu filmu nie odmówisz!

użytkownik usunięty
yobartosz

Ale ja odmówię.

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
użytkownik usunięty
Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
ocenił(a) film na 9

Aaa, to kpina z tych wszystkich debili, którzy oskarżają Camerona o plagiat - i przegrywają kolejne sprawy sądowe?

Swoją drogą, to nie pierwszy i nie ostatni raz, kiedy się jakichś facetów nazywa "smerfami" tylko dlatego, że są niebiescy (nawet Ultramarines dostali taką ksywę:P). Tyle że to są tzw. jaja. Gorzej, kiedy komuś się ubzdura, że nazwanie kolejnych niebieskich "smerfami" jest argumentem w dyskusji.

użytkownik usunięty
Der_SpeeDer

Nie, to kpina z Avataru...

ocenił(a) film na 9

Facet... po prostu... jesteś rozbrajający.

użytkownik usunięty
Der_SpeeDer

«:P»

użytkownik usunięty

Hehe, pierwszy wpis mi usunęli. Już nawet linku nie można dodać...

ocenił(a) film na 9

Linku do strony z piracką zawartością? Owszem, nie można.

Swoją drogą - wiesz w końcu, do jakiego tam filmu nawiązywali, oprócz Avatara?

użytkownik usunięty
Der_SpeeDer

Może, nie wiedziałem - zapewniają, że nie jest piracka, ale ja jestem chyba naiwny.

Poza tym już pisałeś o jakim filmie mówią - nawet specjalnie go sobie odtworzyłem. Nie wiem, dla mnie to nie ma zbyt dużo wspólnego.

Czy to oznacza, że chcesz zakończyć tą dyskusję?