Do pewnego momentu jest bardzo dobrze. Kent udaje się stworzyć duszny klimat wyobcowania rodem z Dziecka Rosemary. Dużo tu też ze Wstrętu. Trud odnalezienia się w społeczeństwie – sceny na komisariacie policji, wizyta opieki społecznej – budują solidny szkielet opowieści o losach schizofreniczki. Dobrze wypadają też wszelkie kontakty bohaterki z odbiornikiem telewizyjnym, gdy sama tworzy pojawiające się na nim obrazy. Niestety, w którymś momencie reżyserka odrzuca te pomysły na rzecz typowego dreszczowca. Amelię i Samuela zamyka w wielkim domu, rozpoczynając tym walkę na śmierć i życie. A mogło być tak pięknie.
więcej na blogu Trzecim Okiem blogspot.com - adres w profilu.
Dokładnie! Mam podobne odczucia i wnioski co do filmu..Pierwsza połowa świetna, a potem film "siada"..Robi się jakoś groteskowo,absurdalnie..I bardziej zabawnie niż strasznie..Co prawda zdarza się czasem,ze w kinie na horrorach ludzie się śmieją z rzeczy niekoniecznie zabawnych,ale tutaj naprawdę chwilami są tak przekombinowane sceny,że można jedynie wybuchnąć śmiechem...