Nie lubię kiedy edukują na siłę w filmie. Podają (wielokrotnie żeby się utrwaliło) nazwę feministycznej książki... i jeszcze cenę i źródło... obrońców życia przedstawiają jak bezmózgich de..li - nawet przez moment nie rozważają czy zachować dziecko co by nadało filmowi choć cień rozważań nad głównym tematem opowieści.
Babcia zapytała czy jest pewna swojej decyzji. Wnuczka odpowiedziała że tak. Jakie rozważanie, jeśli ktoś podjął decyzję - powinni inni mówić że źle zdecydowała albo 100 razy pytać czy nie zmieniła zdania? :D
Był cień rozważań - w widzach.
Uważam że bardzo dobrze film pokazał problem - kilka osób o nic nie pytało, kilka zaakceptowało to że ktoś podjął taką decyzję, kilka było całkiem anty na dziewczyny decyzję.
Nie widziałam bezmózgich obrońców życia - zachowywali się normalnie w filmie (trąbiąc o tym że w takim a takim tygodniu ma paznokcie, w takim serce a w tamtym coś jeszcze i krzycząc na innych że mordercy).
A co do książki - gdyby nie podali tytułu to byłoby oburzenie że ważny wątek dla fabuły (za te książki między innymi miały uzyskać potrzebne pieniądze) jest okrojony i są niejasności.