Przepraszam za użycie kolokwializmu, jednak to idealne określenie moich uczuć po wczorajszym seansie tego dzieła...
Może to trochę dziwne, ale jest to najbardziej odrażający film, a jednocześnie ciekawy film, jaki widziałem...
Ludzie twierdzą, że "Salo" jest mocne..., że "Man behind the sun" bije resztę na głowę... Owszem..., to konkretne i kontrowersyjne filmy, jednak nie wywarły na mnie takiego wrażenia, jak ten.
Zasłużone 9/10.
Muszę się zgodzić, iż film jest naprawdę oryginalny i co tu dużo mówić- bardzo specyficzny. Początkowo wywołał u mnie strach (naprawdę, chyba nigdy wcześniej tak się nie bałam na filmie), obrzydzenie, a potem chyba wszystkie z możliwych emocje- rozbawił mnie, później zaskoczył, następnie zniesmaczył, wzbudził do refleksji. Muszę przyznać, iż dla mnie- w odbiorze to obraz chaotyczny, a zarazem składający się w jedną, spójną całość, nie wiem nawet, jak to określić. Obejrzawszy wcześniej inne filmy Rolfa de Heera spodziewałam się czegoś innego, natomiast została zaskoczona- mile? Szczerze mówiąc i tego nie jestem do końca pewna. Film porusza ważne tematy- krytykuje człowieka jako jednostkę społeczną w obliczu wszelakich patologii, ludzką zawiść, hipokryzję, egoizm, znieczulicę, porusza także kwestie ludzkiej egzystencji i sensu życia- także radykalne poglądy dotyczące wiary.
Pozdrawiam, widzę, że mamy podobne zdanie co do tej produkcji ;).