Przyjemne to było, bez opisu sobie włączyłem i spodziewałem się jakiegoś wesołego filmu o Lucky Luku pod innym nazwiskiem, który zabił szeryfa i pozna parę osób. A tutaj okazało się, że mamy dużo luźniejszą konwencję Czarnego Lustra z czasów Dzikiego Zachodu opowiedzianą tak jak czytałoby się jakiegoś Rumpelstiltskina(moja ulubiona opowieść za dzieciaka), tyle że pokazująca do tego realia tamych czasów. Gdybym żył na Dzikim Zachodzie i chciał się rozluźnić, mając do dyspozycji współczesną technologię, to takiego seansu bym oczekiwał.
I nie rozumiem porównywania tego całościowo do Stranger Things czy Zielonej Mili. Porównać to sobie można gangsterskie filmy z Pacino i De Niro. Ewentualnie z Czarnym Lustrem, bo konwencja podobna, temat też nawiązuje do fikcyjnych możliwych historii czasów w którym się akcja odbywa. I to tyle, Czarne Lustro jest dużo mroczniejsze i pokazuje realia jakie mogą na spotkać, a nie strachy ludzi z minionej epoki, o których wiemy, że mimo istnienia w innej formie w obecnych czasach nie jest to coś czemu nie da się zapobiec.