Nie jestem osobą głuchą na argumenty. Mam nadzieję, że uda się w tym temacie przeprowadzić miłą, owocną i interesująca dyskusję. Na prawdę nie mam ochoty czytać postów, w których nadużywane są słowa "gimbus", "idiota", "widz masowy".
Zastanawia mnie pewna różnica w odbieraniu filmów. Opinie na tutejszym forum są podzielone, ale jednak zdecydowanie przeważają te negatywne. Najczęściej narzeka się na słabą fabułę, nadmierny patos i przesadzone efekciarstwo.
Ale co właściwie oznacza słaba fabuła? Przewidywalna? Prawie wszystkie rozrywkowe filmy mają przewidywalną fabułę, ale jednak tylko przy niektórych się na to narzeka. Podobny los spotkał "Avatara". Film korzystał ze schematów i motywów wielokrotnie poruszanych w książkach, filmach i grach, ale to jemu oberwało się wyjątkowo mocno. Moje pytanie : Od czego to zależy? Czemu w jednym filmie schematy użytkownikom nie przeszkadzają, a w innym to wytykają i za to obniżają oceny?
A może głupia? Ludzie wypisują mnóstwo błędów logicznych z filmu. Był taki temat, w którym wszyscy rzucali dziurami z filmu na lewo i prawo, ale jednak większość z nich została słusznie obalona ( http://www.filmweb.pl/film/Battleship%3A+Bitwa+o+Ziemię-2012-540909/discussion/A bsurdy+Batlesitu+%5B+Spoilery+%5D,1908097 ). Szczególnie radzę zapoznać się z wypowiedziami użytkownika Modes. Inna sprawa, że wiele z owych błędów to "bohater A zrobił to, a mógł inaczej i wyszło by lepiej". A czy Wy nigdy nie popełniacie błędów? Zawsze dokonujecie trafnych decyzji, nawet pod wpływem tak silnego stresu? Czemu bohaterowie filmów zawsze muszą być nieomylni?
Kolejny zarzut to nadmierny patos. No cóż. Co kto lubi. Jednak nie dziwię się aż tak Amerykanom. W Polsce mamy podobne zjawisko. Nie muszę chyba opisywać słynnego już przejmowania filmików na YouTube. Ta chęć pokazania innym narodom, że to my jesteśmy ci lepsi jednak w wielu gdzieś drzemie. Mi jakoś ten znienawidzony amerykański patos nigdy za bardzo nie przeszkadzał, aczkolwiek rozumiem głosy niezadowolenia. Mnie na przykład szlak trafia jak widzę - "Tu Polacy. Przejmujemy ten filmik"
I ostatni punkt z którym trudno mi się zgodzić to nadmierne efekciarstwo. Tutaj również główną rolę odgrywa gust, ale ja na przykład UWIELBIAM właśnie takie wybuchowe nawalanki. Ciekawi mnie co według was jest w tym złego? Nie lubicie sobie popatrzeć na eksplodujące i rozlatujące się obiekty?
Wracając do pytania zawartego w tytule wątku, chciałbym się dowiedzieć - jak oglądacie filmy? Ja podczas tych wszystkich walk cieszyłem się jak dziecko i nie myślałem nad tym, czy coś ma sens czy nie. Może podchodzicie do filmów rozrywkowych zbyt analitycznie i zamiast dobrze się bawić, rozkładacie je na czynniki pierwsze i analizujecie?
Może macie ścisły, jeden system oceniania dla wszystkich filmów? W takich wypadkach często wygląda to tak, że ze 3 punkty się przyznaje za fabułę, a tylko 1 za efekty. Taka osoba po obejrzeniu stwierdzi, że fabuła była słaba, aktorstwo średnie a tylko efekty i muzyka były dobre i wystawi ocenę w okolicach 3-4. Mi nigdy takie podejście do sprawy się nie podobało. Moim zdaniem powinno się doceniać to co jest i w proporcjach jakich to występuje. Jeśli efekty specjalne powodują opad szczeki, to powinno się ocenę podnieść co najmniej o 3 gwiazdki w górę., jak nie bardziej. Nie musicie się z tym zgadzać, ale uważam, że paradoksalnie traktowanie wszystkich filmów jednakowo, jest niesprawiedliwe. Nie można dramatu psychologicznego i filmu akcji sci-fi wrzucać do jednego worka.
Jeśli zaś oceniacie film zgodnie z własnym gustem to mi nic do tego. Sam zazwyczaj tak robię. Jednak nie daję oceny 1 dlatego, bo film "nie jest w moim typie". Uważam, że to trochę wredne. Ja w sumie mógłbym dać jedynki wszystkim musicalom, jakie widziałem. Nie trawię ich i chyba nigdy się do nich nie przekonam. Jednak tego nie robię. Uznałem, że to nie są filmy dla mnie i zwyczajnie ich nie oglądam. Czy osoby nienawidzące współczesnych, przeładowanych efektami filmów nie mogą postąpić podobnie? Problem popularnych filmów jak Battleship jest właśnie taki, że oglądają go też osoby nie lubiące tego typu kina. Niszowe dramaty mają niemal same pozytywne opinie, bo tylko miłośnicy niszowych dramatów je oglądają.
Jeśli chcecie poznać moją opinię na temat filmu, to zapraszam -> http://www.filmweb.pl/film/Battleship%3A+Bitwa+o+Ziemię-2012-540909/discussion/D awno+nie+oglądałem+tak+dobrze+zrobionego%2C+wybuchowego+filmu.,1907299
Przepraszam za ewentualne błędy w powyższej wypowiedzi, ale jestem przeziębiony. Mam nadzieję, że jednak da się to przeczytać. Pozdrawiam :D
"Ale co właściwie oznacza słaba fabuła? Przewidywalna? Prawie wszystkie rozrywkowe filmy(...)" - Nie da się na to jednoznacznie odpowiedzieć. Tego typu zarzuty są spotęgowane napewno oczekiwaniami wobec filmu, który ich nie spełnia. Wydaje mi się, że nie chodzi tu o powielanie schematów, tylko o infantylny wręcz sposób ich przedstawienia, czy po prostu wkładanie do filmu motywu, który umniejsza jego wiarygodności. Na mnie Avatar nie zrobił żadnego wrażenia, żadnego. Od fabuły po efekty. Kiedy wyszły pierwsze wzmianki o filmie, gdzie to ludzie są tymi złymi i atakują obcą rasę byłem zachwycony. Jeszcze ten budżet. Pomyslałem, że będzie wielkie widowisko, Władca Pierścieni w kosmosie. ;) Wyszła z tego bajka. Fabuła wiadomo jak się jawi. Wszystko przerysowane do bólu. Zły generał, itd. Była w tym filmie jakaś przemoc? Wycieliby kilka minut gdzieniegdzie i mogliby puszczać Avatara zamiast Teletubisiów. Podobnie jest z niektorymi scenami w Battleship. Nie mów, że akcja, gdzie dziewczyna głównego bohatera roznosi placówkę obcych nie jest śmieszna. To jest jeden z tych niewłasciwych schematów. Jest miejsce dla tej babki, ale w tym szpitalu, gdzie mogłaby opiekowac się rannymi, ect, a nie na polu bitwy, gdzie 3 osobowa drużyna ratuje świat.
"A może głupia? Ludzie wypisują mnóstwo błędów logicznych(...)" - Oczywiście, że można przymknąć oko, na niektóre zachowania bohaterów, bo akurat popełnili błąd. Ale niektóre rzeczy są przesadzone i nielogiczne. Można też wszystko tłumaczyć na 1000 sposobów i równie dobrze obalić. Jeśli film cos pokazuje, to powinno być to choć trochę przemyślane, a nie rzucać jakimiś nielogicznościami i niech widz sobie to sam tłumaczy. W Battleship jest wiele błędów logicznych. Ten temat, który podajesz, to tylko niewielki procent. I można się tak licytować: To było logiczne! Nie, to nie było logiczne! Życie mnie nauczyło, że czasem, to co wydaje się nieprawdopodobne, jakimś cudem się udaje, wychodzi, choć nie było żadnyh przesłanek na powodzenie. Dlatego mam w du***ie, że pancernik driftuje na kotwicy. To, co mnie bardziej zirytowało, to scena, gdzie wybucha cała wieża artyleryjska nr 3 na pancerniku. Okręty tak nie wybuchają, a już napewno nie pancerniki. Nie ma szans na takie uszkodzenia. To jest 270 metrowy kolos, którego skalę doskonale widać, gdy na jednej z głównych wież stoją ludzie. Musieliby do wnetrza włozyć ogromne ładunki, żeby osiągnąć taki efekt. Broń kosmitów powinna jedynie zarysować pancerz, ale w końcu można przecież i to obalić...itd.
"Kolejny zarzut, to nadmierny patos" - moim zdaniem dziwne by było, żeby w filmie, gdzie ważą się losy ludzkości mogło tego zabraknąć. W "Battleship" można zrazić się tylko raz, gdy w zwolnionym tempie wychodzą kombatanci, ale ja mam to gdzieś. Nie przeszkadza mi to ani trochę. A wszyscy, którzy narzekają na takie pierdoły, to po prostu dziewczynki, których w buciku uwiera. JA tam podziwiam amerykańskie podejście do takich spraw. Gdyby wszystko było wszędzie takie samo, to by było nudno.
"Nadmierne efekciarstwo" - nie spotkałem się jeszcze z zarzutami, że coś jest zbyt efektownie zrobione. Jedynie to że przedkłada się efekty wizualne nad treść fabuły. Ja tam lubię rozwałkę, choć w "Battleship" było jej dużo za mało. Chciałem zobaczyć spektakularne bitwy morskie, a mamy kilka krótkich starć. Za dużo akcji na lądzie, za mało sprzętu pływającego w akcji.
Jeśli chodzi o oceny filmów, to nie oceniam. Jeśli gdzieś natkniesz się na takową, to nie ma ona nic wspólnego z rzeczywistoscią. Po prostu ogladam film i już. Nie skaczę z zachwytu, ani nie użalam, że straciłem 2h zycia. W każdym filmie potrafię znaleźć coś dla siebie, bo oglądam tylko to, co preferuję. Mogę oczywiście wypisać co jest nie tak w danym filmie, co mi nie pasowało, ale wszelkie błedy, które wychwycę nie mają wpływu na odbiór filmu.
Cieszę się, że odpisała osoba na poziomie. Od razu chce się z Tobą rozmawiać :)
"Na mnie Avatar nie zrobił żadnego wrażenia, żadnego. Od fabuły po efekty. Kiedy wyszły pierwsze wzmianki o filmie, gdzie to ludzie są tymi złymi i atakują obcą rasę byłem zachwycony. Jeszcze ten budżet. Pomyslałem, że będzie wielkie widowisko, Władca Pierścieni w kosmosie. ;) Wyszła z tego bajka. Fabuła wiadomo jak się jawi. Wszystko przerysowane do bólu. Zły generał, itd. Była w tym filmie jakaś przemoc? Wycieliby kilka minut gdzieniegdzie i mogliby puszczać Avatara zamiast Teletubisiów."
Miałem tą kwestię poruszyć w moim wpisie, ale o tym zapomniałem. Ludzie jakoś strasznie nie lubią filmów zmierzających w stronę "kina dla całej rodziny" (przynajmniej w internecie). Są różne filmy sci-fi. Niektóre serwują nam ciężki klimat i mroczne lokacje (np. "Obcy") a inne pokazują rajski świat (np. "Avatar"). Wielu ludzi te drugie filmy od razu uważa za gorsze. Czasami nawet natrafiam na wpisy przy bajkach dla małych dzieci, że powinny być one znacznie mroczniejsze i brutalniejsze. To już moim zdaniem przegięcie.
Po obejrzeniu "Avatara" w Imaxie do końca dnia prawie nic nie mówiłem. Po wyjściu z sali kinowej miałem ochotę od razu kupić bilety na następny seans. Czułem się, jakby nowe dzieło Jamesa Camerona obudziło we mnie duszę dziecka, która jest ciągle uciszana przez otaczającą rzeczywistość. Bardziej zagmatwana i brutalna fabuła by ten efekt zepsuła. Ale to już moje, prywatne odczucie.
"Podobnie jest z niektorymi scenami w Battleship. Nie mów, że akcja, gdzie dziewczyna głównego bohatera roznosi placówkę obcych nie jest śmieszna. To jest jeden z tych niewłasciwych schematów. Jest miejsce dla tej babki, ale w tym szpitalu, gdzie mogłaby opiekowac się rannymi, ect, a nie na polu bitwy, gdzie 3 osobowa drużyna ratuje świat."
Ale w starych filmach akcji też często jedna albo dwie osoby roznoszą całe hordy przeciwników, a jednak nikomu to nie przeszkadza (poza bardzo drobnymi wyjątkami). Chociaż fakt, że w starych filmach zazwyczaj ratowali siebie lub kogoś, a nie cały świat. Myślę, że to kwestia rozmachu. Rozumiem jednak jeśli kogoś to drażni. Mi nigdy coś takiego nie przeszkadzało. Powiem nawet, że to lubię.
"To, co mnie bardziej zirytowało, to scena, gdzie wybucha cała wieża artyleryjska nr 3 na pancerniku. Okręty tak nie wybuchają, a już napewno nie pancerniki. Nie ma szans na takie uszkodzenia. To jest 270 metrowy kolos, którego skalę doskonale widać, gdy na jednej z głównych wież stoją ludzie. Musieliby do wnetrza włozyć ogromne ładunki, żeby osiągnąć taki efekt."
Rozumiem Cię. Ja jakoś nigdy nie przywiązywałem do takich rzeczy uwagi.
Ogólnie dzięki za tą wypowiedź. Bardzo mądra, treściwa i trochę mi wyjaśniła. Pozdrawiam :)
" Ludzie jakoś strasznie nie lubią filmów zmierzających w stronę "kina dla całej rodziny" (przynajmniej w internecie). Są różne filmy sci-fi. Niektóre serwują nam ciężki klimat i mroczne lokacje (np. "Obcy") a inne pokazują rajski świat (np. "Avatar") (...)" - myślę, że ponownie wkraczamy w obszar "oczekiwań". Z reguły film reklamuje się tak, żeby przyciągnął jak największą liczbę widzów. Oczywista oczywistość. Niestety okazuje się później, że spora część odbiorców po obejrzeniu stwierdza, że nie tego się spodziewała. Ci mniej tolerancyjni będą wypisywać rożne rzeczy na forach. Najgorzej właśnie mają wielkie produkcje, które były zapowiadane na rewolucję, czy opierające się na znanych książkach, grach, itp. To jeszcze bardziej wzmaga ciekawość i przyciąga całkowicie niezwiązanych z tematem ludzi. Rozumiem, że ktoś lubi jakieś lekkie filmy, "kino dla całej rodziny", wesołe, bajkowe, jak Avatar. Ja takich filmów nie odrzucam. Nie przerażają mnie gadające miłe stwory, księżniczki Marsa, jak w Johnie Carterze. Do kina na taką produkcję nie pójdę, ale w TV, czemu nie. Gdyby Avatara zapowiadano, jako film przygodowy dla dzieci, to bym nic nie miał przeciw. Po zapowiedziach powinniśmy oczekiwać genialnie zrealizowanego Sci-Fi, a otrzymujemy "Pocahontas" w kosmosie. Tu tkwi problem w odbiorze.
"Ale w starych filmach akcji też często jedna albo dwie osoby roznoszą całe hordy przeciwników (...)" - tak, to prawda. Tyle, że tam z reguły przypada to jakiemuś Rambo czy innemu Painkillerowi. Bardziej jestem skłonny uwierzyć w to, że Bruce Willis wyjdzie cało ze "Szklanej pułapki", niż to, że słodziutka blondi przypadkowo wmieszana w międzyplanetarny konflikt zatrzymuje najeźdźców. To porostu uwłacza inteligencji kosmitów. Film jest przez to nieprzekonujący. W tego typu produkcjach obcy z reguły wywołują złość, agresję u widza. Mi w pewnym momencie oglądania zaczęło być ich żal.
Masz rację. Jeśli chodzi o Avatara, to dla mnie "świetny film dla każdego", ale rozumiem twoje rozczarowanie.
Cała dyskusja sprowadza się do tego, że są różne gusta i oczekiwania.
Pozdrawiam :)
Ja zawsze oceniam wg własnego gustu, mam na to prosty system:
-słaby film(czyli najczęściej wtórny i nudny) - okolice 1
-nie nudziłem się - okolice 5
-nie nudziłem sie, bylem zachwycony, film miał coś co Jeremy Clarksom nazywa "zzzzing!" - okolice 10
Nie obchodzi mnie czy film był mądry, głupi, nierealistyczny, czy prowadzenie kamery było takie i srakie, jaka scenografia i takietam. Film zawsze oceniam jako całość.
Nigdy nie mam dylematów czy dać np 7 czy 8, albo 1 czy 2.