Zastanawiam się co takiego ten film nam przekazuje. Że miłość nie ma granic i każdy może się zakochać? Że należy się wspierać? Że ważna jest przyjaźń? Że należy grać w pokera (;])? Chyba tak.
Dość ładnie podane. Przystrojone wspaniałą rolą Deppa. Sam był wspaniały. Jednak... cały urok filmu zniszczyła mi Masterson jako Joon. Była taka mdła i niewyraźna, a przecież w takiej roli powinna błyszczeć. Natomiast tutaj chowała sie za Quinna i wspomnianego Johnny'ego. W efekcie przestaje się nawet ją lubić, nie mowiąc o wspieraniu. Osobiscie przeszłam na strone Benny'ego. Być może jestem bezduszna i bez sumienia, ale ja umieściłabym ją w tym ośrodku.
Co do samego filmu. Nie zachwycił mnie. Spodziewałam się czegoś lepszego. Nie moge mu odmówić pewnego uroku, ale momentami ta słodycz zamieniała się w nistrawny lukier, którym ten film obciekał. Może piękna bajka... mnie nie pociąga.
Mimo wszystko - brawa dla Deppa.
Dokładnie to: "że miłość nie ma granic"
Film niesamowicie mnie wzruszył. Naprawdę. Gra Johnnego była niesamowita, po prostu rozpływałam się przy każdej scenie z nim a moment kiedy po raz pierwszy się całują jest jedną z najpiękniejszych scen miłosnych jakie widziałam! Jak bardzo cenie Johnnego i jak bardzo jestem marzycielką i romantyczką tak bardzo kocham ten film! Jest niesamowity!
Jest! Tak myślałam... odkrylam przesłanie ;]
Do Johnny'ego nie mam zastrzeżeń. Wspaniale zagrał - i nie będę się wymądrzać w stylu "dobra rola, ale widziałam już jego lepsze". Ta jest jedną z moich ulubionych jeśli chodzi o tego aktora. Ale jak juz wyżej wspomniałam - cały nastrój i odbiór zepsula mi aktorka grajaca Joon. Zamiast wzbudzić symaptię, rozbudziła obojętność i brak zainteresowania graną przez siebie postacią. A na tym opierał się ten film, prawda?
Nie wzruszył mnie, nie poruszył, nie wywołał uśmiechu...
A już myślałam ,że jestem sama ze swoimi odczuciami. Moim zdaniem aktorka grająca Joon nie była zbyt przekonująca, wręcz przeciwnie aż odpychała swoją grą i jakoś tak zastanawiałam się kiedy Benny wszytko rzuci o odda ją do domu opieki :-) smutne ale prawdzie hahaha ;D
Wydaje mi sie ze rola Joon miala byc wlasnie taka "odpychajaca" (a cos szczegolnego zobaczyl w niej tylko Sam- typowe). Jestem pewna podziwu dla Mary Stuart Masterson. Podobalo mi sie jak zagrala. Szczegolnie dobrze wypadla w autobusie podczas ucieczki.
Pozdrawiam:)
A ja mam inne zdanie. Myślę, że Joon miała wzbudzać sympatie i nawet współczucie. Ale nawet jeśli miała być odpychająca... nie wyszło. Było sztucznie, zbyt normalnie... W sumie to nawet chorej nie przypominało. Gdyby nie było ciagłych rozmów "On jest chora" nikt by się nie zorientował - po prostu idiotka. Czy w autobusie było tak dobrze... tak sobie. Ale chyba jedna z lepszych scen i momentów.
A mi się podobała gra Mary Stuart Masterson. Poza tym rolę osoby wzbudzającej sympatię i współczucie odkrywał w tym filmie raczej Sam. ;-)
Ja jestem również po stronie Mary Stuart Masterson - moim zdaniem zagrała bardzo dobrze. Wzbudziła i moją sympatię i zainteresowanie jej osobą. Zresztą każda z postaci była dobrze zagrana - świetny film :)
W mojej wypowiedzi jest błąd - miało być oczywiście "odgrywał" zamiast "odkrywał". ;-)
mysle ze przeslaniem tego filmu bylo rozpropagowanie nowego sposobu robienia grzanek :P
a tak na serio to uwazam go za bardzo dobry film i dziwi mnie to ze jest on praktycznie w ogole nie znany. aktorstwo deppa oczywiscie swietne ale rola joon wedlug mnie byla rowniez calkiem fajna. ona byla irytujaca bo miala taka byc gdyby byla miala to benny nie chialby jej zamykac ani nie odchodzilyby kolejne opiekunki. poza tym na tym wlasnie polegala jej choroba. gdyby byla'normalna' to nie bylaby chora. tak mi sie wydaje. i mysle ze wlasnie tylko dlatego Sam ja pokochal ze sam nie byl do konca 'normalny'. i to wlasnie uwielbiam w filmach : taka 'nienormalnosc' :)
pozdro
Mi się Joon podobała, jak zauważyli przedmowcy ona miałą taka być irytująca, nerwowa i przez to fascynująca (przynajkmniej dla mnie). Scena w autobusie mistrzostwo i Masterson i Deppa. Pozatym film był ogulnie taki...uroczy.
Hmm, czy mi się zdaje, czy to była komedia romantyczna? Chyba juz to wskazuje na to, ze to ma być wzruszająca opowieść na "deszczowe wieczory" i myślę, że tutaj można być mile zaskoczonym, bo nie jest to sztampowa opowieść i ja się nie przesłodziłam - a nie lubię za dużo cukru. ;) Jeśli szukać jakiś morałów, to...
Można zastanowić się nad motywami działania. Tutaj przykład Benny;ego. który był bardzo opiekuńczy, cierpliwy... Ale też chował się za chorobą siostry, akceptował ją [chorobę] i nie próbował jej pomóc normalnie żyć, a radzić sobie z takim stanem, jaki jest. I czasem tak bywa, że za dobroczynnością urywamy się przed własnymi problemami, przed życiem. I czasem, jak długo z czymś żyjemy, coś jest dla nas ważne, uzależniamy się od tego, zapędzamy tak tak daleko, że zupełnie tracimy obiektywizm. Film może uczyć otwartości umysłu, której brakowało bohaterowi (Benny) i która cehowała Sama. Dalej jest ciekawe, jak Sam dostrzegł w Joon kobietę i normalnego człowieka i pozwolił uwolnić się tej normalności. Podobał mi się ten motyw, w którym Benny mówi o tym, jak ważna jest dla jego siostry rutyna i by jej na to pozwolić, a potem jest pokazane, jak Sam zaciekawia ją, pokazuje jej nowe możliwości, jak jego bliskość pozwala jej wyjść poza sztywne ramy... Ale nie ma co się doszukiwać Bóg wie czego, piękno tego filmu tkwi w prostocie.
Ale podkreślam, że nie jest to dramat psychologiczny ani dokument o chorobie psychicznej, ale lekki i niezwykle sympatyczny film, mający swój czar, pokazujący siłę wyobraźni, mogącej czasem zdziałać więcej, niż konwencjonalne myślenie i przede wszystkim dać więcej radości, coś o tym, że liczy się nie tylko wiedza i "mądrość książkowa", ale mądrość taka ludzka, płynąca z serca...
Ale jak dla mnie to humor i atmosfera, którą wprowadza postać Sama są niesamowite - i to jest powód, dla którego polecam ten film. ^^
Może i macie rację. Trzeba patrzeć na to przez pryzmat lekkiego i przyjemnego filmu. Być może podeszłam do tego ze zbyt wielkimi ambicjami.
Ale nawet na tej płaszczyźnie nie przekonał mnie do siebie.
Jeszcze małe sprostowanie odnośnie Joon. Nie chodzi o graną postać, bo ta była bardzo ciekawa. Lubię "nienormalność" jak ktoś to tam wyżej nazwał, ale wykonanie tej roli było sztywne, przeciętne i całkowicie nienaturalne. I tutaj będę się tego trzymać :)
Co przekazuje?
To że nikogo nie można pozbawiać prawa do miłości.
Ale o czym tu gadać z osobą która umieściłaby Joon w ośrodku opieki...
bardzo pięknie powiedziane, Morgano ;)
cały urok tego filmu tkwi w ukazaniu piękna i ciekawości w rzeczach bardzo prostych,
wbrew pozorom bohaterowie uznani przez innych za idiotów nie raz wykazywali się większą mądrością życiową niż ci ludzie
resztę napisała Morgana :) więc nie będę powtarzać
a mam jeszcze jedno pytanie, w scenie kiedy Benny przychodzi po Joon do szpitala i rzuca się na Sama ten mówi mu ,że się boi... pierwsza myśl to,że boi się zmian i chowa się za chorobą siostry dba o nią ,ale nie rozumie,że większą pomocą byłoby dla niej pozwolenie jej na normalne życie
no a pytanie : czy może coś jeszcze kryło się w tym stwierdzeniu Sama? :)
Mysle ze chodzi wlasnie o to co napisales/as w ostatnim akapicie.
Zaraz potem Sam powiedzial cos w stylu "uwaznie sie tobie przygladalem ale teraz niem mam juz ochoty na ciebie patrzec". Mysle ze chcial w ten sposob otworzyc oczy Bennemu aby ten sam sie sobie przyjzał:P
Czyżby moja moralność przekreślała mnie jako osobę wyrażającą swoje zdanie na temat danego filmu? Czy w ogóle istnieje takie powiązanie? Czy, że tak powiem, marne obycie społeczne, więzi międzyludzkie wykluczały mnie z dyskusji na dany temat?
Pokazuje ludzi tzw. innych, ktorzy probują znalezc sie w spoleczenstwie i nie idąc przy tym na kompromisy. Tak rozumiem ten film.
Błędem z mojej strony było zlekceważenie zaliczania tego filmu do kategorii komedii romantycznej. Spodziewałam się dramatu, a tym czasem zobaczyłam uroczy i sympatyczny film, powiedziałabym nawet bajkowy. No cóż, w swej kategorii dobry, (i tu z pełną świadomością stwierdzam, że bez udziału Deppa byłby klęską). 6,5/10
Doszłam do wniosku,że jeżeli wg. społeczeństwa takie osoby jak np. Benny są "inne"... to ja chcę więcej takich innych ludzi ;p
nooo... taki Sami. On był taki słodki... utalenowany i jeszcze śliczny. Można się rozpłynąć w deppowuch oczach :D
A co do filmu to uważam go za najlepszy jaki z Johnnym oglądałam!! Komedia romantyczna... ale nie przesłodzona. Poprostu piękny film... Wzruszający bardzo. Kocham ten pocałunek Sama i Joon... A przy okazji- Wie ktos może jaka to piosenka wtedy leci jak sie azywa?
Witam
Takie filmy znajdują swoich odbiorców i cieszę się, że jestem jednym z nich. IMO pani Masterson była fajna ;-) Subtelność jaką charakteryzuje się ten obraz jest dla mnie urzekająca. Brawo dla pana reżysera.
Do autorki tematu. Widocznie ten klimat nie trafił w Twe upodobania i tyle.
Pozdrawiam