Obejrzałem sobie dziś wieczór, żeby miło spędzić Sylwestra. Miły, fajny wieczór z pierniczkiem, małą lampką i thrillerkiem na wieczór. Gdzie tam! Widziałem już trochę tych thrillerów, ale ja pierdyka, podczas oglądania chciałem odfrunąć do krainy wiecznej szczęśliwości. Nigdy, przenigdy w życiu żaden film aż tak mnie nie wnerwił, delikatnie mówiąc, jak ten. O ile pozytywni bohaterowie jeszcze myślą (ich reakcje nie są czasami wiarygodne co do sytuacji, ale to już kwestia aktorstwa), tak bandziory to totalne debile. Wiedzą, że mogą stracić wszystko. Wiedzą, że jak nie dostarczą wujkowi jakiemuśtam dzieciaka, to "ich zabije". I wszystkie przeciwności, w pewnym momencie przewaga protagonistów. Akuurat. Lepiej zadać jak najwięcej bólu, lepiej wykorzystać cały magazynek na Bogu ducha winną dziewczynę, niż ratować własny tyłek. Wiem, że piszę teraz trochę chaotycznie, ale może dzięki temu widać, jak bardzo jestem wytrącony z równowagi. Gościu jak gdyby nigdy nic morduje ludzi, którzy w krytycznej sytuacji mogli mu się przydać. I to akurat nazywa się chamskie wzbudzanie u widza negatywnych emocji. Dalej dzieją się densy florensy, aż do tego, o kurr..., finału. Dziewczynka i główna bohaterka siedzą w samochodzie, policjant przyjeżdża, gościu bandyta chowa broń pod kurtkę (takiej wielkiej maszyny aż zdziwko miałem że nie było widać, ale nie ważne). Bandyta oczywiście odwraca od siebie uwagę, po kryjomu chcąc unieszkodliwić dziewczyny. Babka strzela do niego w ramię, gościu upada krwawiąc, policjant "ręce do góry!". Dziewczyna wychodzi, ewidentnie wskazuje na broń po którą sięga bandzior, celując jednocześnie w bandziora. Co robi policjant? Strzela do dziewczyny, bo oczywiście jak debil dał sobie wmówić za sugerowaniem bandziora, że to ona jest ta zła. Strzela, wtedy badzior sięga oczywiście po broń, i policjant, zdzwiony, że zostaje zastrzelony. Po czym bandzior daje sobie beztrosko wbić szpikulec w szyję (choć to akurat jakkolwiek jest zrozumiałe więc się nie czepiam). No ja się wkurzyłem. Jakoś w drugiej połowie 2 aktu babeczki uciekają przez las. Jest zima, grubo na minusie, a ona w sweterku... Wszystko okej! Żadnego przemarznięcia, nic. Z dziewczynką już trochę gorzej, ale i tak. Jest chora, i to ciężko, fakt, dostała leki, ale porządnie zmarznięta, a po paru minutach jak była praktycznie na skraju, wstaje i zaskoczona "ojej, co się dzieje?". Film ma fajny klimat, świetny pomysł na intrygę i miejsce akcji, niezłe aktorstwo i niezła akcja, ale te wszystkie absurdy, nielogiczności i dziecinne zachowania ponoć profesjonalistów w swoich fachach (tylko czarnoskóry myśli z tych wszystkich mających broń) czynią z "No exit" przeciętny, nie wyróżniający się thriller. Ale to bym wybaczył, jednak tak wnerwiającego, delikatnie mówiąc, filmu, jeszcze nie widziałem. Uff... chyba już trochę ochłonąłem.