Po co się tak spinacie nad tym filmem? To że Wam wydał się przegadany, bez sensu i akcji przez Was wymaganej, to tylko świadczy, że nie udało się Wam go do końca zrozumieć.
Prawdopodobnie zaważyło to, jak podeszliście do tego filmu - zapewne chcieliście zobaczyć obraz realistyczny, miał być zrozumiały, logiczny? Tu jednak Inarritu pokazał inną formę, chciał przedstawić Birdmana z perspektywy pierwszej osoby, tak jak aktor odczuwał życie w tamtym momencie. Tylko nie chodzi o obraz widziany oczami bohatera - przynajmniej ja tak to odczuwam - jest to bardziej obraz ze snu.
Właśnie tak to odbieram, że znajdujemy się we śnie, w którym Riggan podąża za swoimi emocjami, marzeniami o ambitnym spektaklu, miłością oraz to, że walczy ze swoimi słabościami. Podążcie za swoimi snami, przypomnijcie sobie czego w nich doświadczacie, a następnie z tym poczuciem, spójrzcie jeszcze raz na ten film.
Czyż nigdy nie śniliście o tym że latacie, uczestniczycie w swoich marzeniach, prowadzicie długie dyskusje z osobami ze swego otoczenia, spędzacie czas z ukochanymi, ALBO WALCZYCIE I PROWADZICIE DIALOG ZE SWOIM DRUGIM "JA"?
Uważam że zrozumienie tego obrazu, leży w gestii każdego, jednak tylko z odpowiednim podejściem do niego. Odczucie satysfakcji i dygresji, powinno przyjść osobom, które potrafią utożsamić się z Birdmanem, wejść w jego skórę, poczuć wewnętrzną walkę z samym sobą czy z odbiorem przez innych, takim osobom posiadającym wewnętrznego artystę, rozumiejącym egzystencjalny ból istnienia...
W odniesieniu do opinii osób, nazywających ten film nudnym, przegadanym, dziwnym czy też nowatorskim, inteligentnym, wspaniałym - przychodzi mi tylko jedno do głowy - naznaczacie go etykietami, idziecie na łatwiznę, nie próbując go odpowiednio ocenić, bez pokazania jakie emocje Wam towarzyszyły podczas jego oglądania czy też po zakończeniu seansu...