PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=4258}

Blow

2001
7,8 227 tys. ocen
7,8 10 1 227332
6,5 31 krytyków
Blow
powrót do forum filmu Blow

"Amerykański sen", "romantyczny bohater"? Nie, nie, nie!!! Bezmyślny morderca, którego jedynym celem było zarabianie mamony. To jest ten drugi punkt widzenia, o którym też warto by pomyśleć. Choćby przez chwilę. I może to pozwoli lepiej zrozumieć motywacje, jakie kierowały dzwoniącą na policję matką George'a, a potem nieodwiedzającą go w więzieniu córką.

Przedstawiony w filmie obraz jest totalnie wypaczony, tendencyjny. Nie ma w nim chwili refleksji nad skutkami czynów, które bohater popełnił. Rozumiem, że są różne punkty widzenia, ale można było chociaż to zaznaczyć, a nie robić z nieroba i mordercy cierpiącego za miliony romantyka.

Niech za tragiczne podsumowanie tej myśli posłuży fakt, że reżyser sam zginął rok po nakręceniu filmu z powodu przedawkowania koki (miał atak serca, a sekcja wykazała sporą ilość narkotyku w jego organizmie).

P.S. Tak poza tym, niestety film jest bardzo dobry.

użytkownik usunięty
Barker

> Rozumiem Twoje argumenty i wiem też, że zdania nie zmienisz

Nie, ja nie mam w żadnej sprawie jakiegoś raz na zawsze ustalonego zdania. Jestem dość elastyczny i zmieniam zdanie, jak ktoś ma dobre argumenty.

Zgadzam się, że ci, którzy sięgają po narkotyki są różni. Taki dobry kontrargument dla mnie mógłby brzmieć tak, że ci, o których myślę, takie ledwo stojące na nogach ćpuny, to raczej amfa i hera niż koka. Kokaina jest dużo droższa. To taki narkotyk raczej z górnej półki. I jego adresatem rzeczywiście mogliby być głównie znudzeni życiem reżyserzy filmowi. Taki argument mógłby mnie przekonać, gdyby ktoś sprawdził, czy rzeczywiście biedota po kokę nie sięga. Choć moim zdaniem również sięga i dlatego - na razie - stoję na swoim stanowisku.

Żeby odkryć prawdę, jaki był Jung faktycznie, trzeba by go poznać osobiście. Ja tylko chciałem powiedzieć, że może być druga strona medalu. Dość ostro sformułowany tutaj temat i treść mojego komentarza to taka reakcja na wszystkie wzruszenia, achy i ochy. Nie znaczy to, że ja jestem w swym poglądzie jakiś strasznie zatwardziały, a Jungowi najchętniej splunąłbym w twarz. Nie. Tylko nie chcę, żeby tak już zupełnie wszyscy się rozckliwiali nad kimś, czyje działania są moralnie dość wątpliwe.

W tym wątku raczej mi chodziło o to, żeby pokazać, że nie wszystko musi być takie jednoznaczne. Że właśnie niekoniecznie tu musi być jedno i raz na zawsze ustalone zdanie. Że sprawy mają swoje jasne i ciemne strony. Że warto podyskutować, żeby wydobyć prawdę. Ale to, co widzę, to z reguły właśnie ludzie zupełnie przekonani o swojej racji, którzy mówią, że mają swoje zdanie i go nie zmienią.

I gdy to właśnie oni tacy są jacyś strasznie zatwardziali, mówią "ja swojego zdania nie zmienię", to mi jakoś dziwnym trafem zarzucają to samo i piszą mi to na in minus tylko dlatego, że mam zdanie inne od ich zdania. I oceniają mnie jakoś nienajlepiej. A ja oceniam tych, co mają zdanie przeciwne bardzo dobrze - bo na pewno są wrażliwi, jeśli ich Jung wzruszył. Tylko czemu w tym wzruszeniu swoim stają się aż agresywni i nie chcą pogadać z kimś, kto ma odmienną wizję.

Ja nie piję akurat do Ciebie, tylko raczej tak ogólnie. Bo ty sam piszesz, że moneta ma swoją zarówno reszkę, jak i orła. I to właśnie jest to, co ja chciałem tylko zauważyć.

Dzięki za ten komentarz. W pełni do mnie trafia... Może faktycznie zbyt ostro (i personalnie) odebrałem Twoją krytykę ogólnie panujących "achów i ochów" względem filmu. Jednak, jak sam zauważyłeś, Twój atak, mimo iż nie został wymierzony do nikogo osobiście, był dosyć mocny i mógł prowokować równie silne reakcje ze strony tych, którzy widzą w "Blow" więcej dobrego, niż złego :)
Tak jak mówisz, ja oglądając film wyobrażałem sobie odbiorców 'stuffu' Junga (szczególnie późniejszych) głównie jako znanych muzyków, czy filmowców, których stać na krótsze, lecz 'wyluzowane' życie. No i faktycznie, nie można powiedzieć zbyt wiele o prawdziwym Jungu, nie znając faceta na co dzień.
Co do zmiany zdania, to czytając Twoje wcześniejsze założenie odniosłem takie wrażenie, że będziesz przystawał przy swoim choćby nie wiem co, ale jeśli mylnie, to przepraszam. Mnie z kolei chodzi wyłącznie o to, że w związku z filmem mam raczej pozytywną opinię i zwyczajnie w tej chwili nie wyobrażam sobie, żeby coś mogło to zmienić, sprawić, że obniżę mu ocenę itp. - pewnie nawet za kilka lat będę uważał, że film sprawnie ukazuje upadek zwykłego człowieka, który chcąc coś osiągnąć ponaginał pewne zasady moralne, jak i prawne, przez co trochę się w życiu nacieszył sukcesem, ale ostatecznie stracił wszystko, z rodziną łącznie. Zgadzam się, że reżyser przedstawił swojego bohatera w pewien sposób, ale czy ten "przedstawiony w filmie obraz jest totalnie wypaczony, tendencyjny"? Nie znamy Junga osobiście, a film, mimo, iż nie sugeruje, aby wspominać George'a jako mordercę i tak jest rewelacyjny pod wieloma względami i na solidną dawkę "achów" czy "ochów" jednak zasługuje. Czy należy patrzeć na George'a Junga przez pryzmat potencjalnie 'wymordowanych' przez niego osób? Dzięki Twoim uwagom na pewno teraz będę co jakiś czas miał refleksje na ten temat, ale ogólne wrażenie po kolejnym obejrzeniu "Blow" raczej pozostanie u mnie takie samo, jak za pierwszym razem. Tak przypuszczam.

użytkownik usunięty
Barker

Jeśli jeszcze chodzi o ten "mocny atak": to było celowe. Bo tak samo, jak ten mój "atak" mógł w pewnym sensie kogoś dotknąć, to moje z kolei uczucia rani to, że kogoś takiego jak Jung można wynosić na piedestały. Już zapomnijmy nawet o samym reżyserze i interpretacji jego intencji (choć ja ciągle mam wrażenie, że zbyt jednostronną wizję przedstawił i to z premedytacją), ale to, co mną do głębi wstrząsnęło, to wiele zdań typu: "dlaczego tego biednego Junga w ogóle zamknięto w więzieniu? przecież on nic złego nie zrobił!", "biedaczek pokrzywdzony przez los", "wredna matka, głupi ojciec, niewierna żona i wyklęcia warta córka, a on - biedny Jung - największy poszkodowany" itp.

A mnie się niestety na to nóż w kieszeni otwiera (choć staram się hamować tego typu negatywne emocje), bo mam w głowie twarze tych wszystkich dzieciaków, którym się sprzedaje ten syf, które staczają się przez takich jak Jung na samo dno i nie potrafią się już potem obronić. Mam też w głowie ludzi takich, jak ojciec Junga, którzy uczciwie harują na utrzymanie swoje i rodziny, a ktoś taki jak Jung zarabia kokosy tylko dlatego, że bezczelnie łamie prawo, a potem jeszcze się staje sławny, robi się o nim filmy i nazywa "królem". Na to jest właśnie moje zdecydowane "nie!". Tak prawdę mówiąc ja trochę poczytałem o prawdziwym Jungu i dlatego coś niecoś wiem jednak o tym, jaki on jest faktycznie (krótko mówiąc: nadęty bufon, przekonany o swojej wielkości, żadnej skruchy, po prostu pan i władca, mimo że z zza krat - choć to już niedługo, bo za pięć lat autografy będzie mógł już rozdawać osobiście).

Ale jeśli chodzi o Filmwebową ocenę filmu, to ja mu wystawiłem 8/10. W ocenie nie kieruję się nigdy swoimi "uprzedzeniami", zastrzeżeniami co do treści, a jedynie jakością samej reżyserii, aktorstwa, itd. A te oceniam bardzo wysoko, co napisałem już zresztą na samym początku w PS-ie. Więc tu akurat możesz być spokojny - do żadnych zmian swoich ocen nikogo nie namawiam.

ocenił(a) film na 6
goslawa25

On nie chciał wyjść poza przeciętność, tylko nigdy nie być biedny i przez to poniżany przez kobiety, jak swój stary, a skończył tak samo, a nawet gorzej, bo mu żona jeszcze dziecko odebrała. Chciał się nachapać hajsu małym kosztem, dostał na co zasłużył i tyle w temacie.