Ciekawi mnie ile osób obejrzałoby tą produkcję, gdyby reżyser nie był znany, bo tak nudnego filmu dawno nie widziałem.
Życiowy? A cóż w nim było życiowego? Bardziej życiowe filmy produkowano nawet u nas (taki dla przykładu Plac Zbawiciela pokazuje ludzi i ich problemy), a to... To nawet nie do końca wiem co to było, urywek z życia najbardziej niesympatycznej wariatki na świecie.
Jak dla mnie był zupełnie oderwany od rzeczywistości i może o to chodziło, bo taka była główna bohaterka, ale wszyscy pozostali zachowywali się równie dziwnie i w wyniku tego wszystko traciło kontrast. A poza tym taka nuda, że masakra. Nuda o wariatce, która była tak zakłamana w sobie, że wolała stracić rozum niż przyznać prawdę. Żałosna bohaterka, której przez cały film nie mogłem nawet trochę współczuć, a przy końcu to wręcz żałowałem, że to ona nie powiesiła się w celi. Dawno nie oglądałem tak niesympatycznej roli w filmie. I po co to wszystko? Ano po nic, film na końcu po prostu się urwał. Bez zakończenia praktycznie z moralizatorką, że "kłamstwo ma krótkie nogi". Jedyna dobra rzecz w tym filmie to jego długość, w miarę krótki, ale i tak nie warty ani chwili. Nie obchodzi mnie reżyser, bo trzeba powiedzieć sobie wprost - CHAŁA JAKICH MAŁO!