7,3 88 tys. ocen
7,3 10 1 88091
7,6 41 krytyków
Blue Valentine
powrót do forum filmu Blue Valentine

Dean kochał! Bez wątpienia Dean kocha Cindy miłością piękną i czystą, kocha też szaleńczo swoją córkę ...która przecież nie jest jego dzieckiem... Reżyser umyślnie pozostawia nam niedopowiedzianą myśl, taki puste miejsce gdzie każdy widz może dopowiedzieć sobie swoją teorię na temat przemijalności uczuć. W mojej ocenie Dean jest facetem, którego można szaleńczo kochać.. tak do końca życia:) Nie był ideałem, ale nikt nie jest...

ocenił(a) film na 7
olimpia225

Eee, chyba mało wiesz o małżeństwie...

ocenił(a) film na 7
BonaLiteratura

jedno już mam za sobą :P

ocenił(a) film na 7
olimpia225

ktos tu kogoś lekko pojechał ;D
świetny film i chyba dobre zakończenie,bo każdy może sobie wyobrazic koniec tej historii inaczej...
strasznie i realistycznie pokazuje,jak miłość moze tak po prostu zniknąć...moze nawet niezależnie od dwóch kochajacych sie osób.

iga555

To, że ktoś ma za sobą małżeństwo to raczej świadczy właśnie o tym, że nie wiele o nim wie (czyt. co zrobić aby szczęśliwie przetrwało). Zatem nie wiem kto tu komu pojechał :)

iga555

To, że ktoś ma za sobą małżeństwo to raczej świadczy właśnie o tym, że nie wiele o nim wie (czyt. co zrobić aby szczęśliwie przetrwało). Zatem nie wiem kto tu komu pojechał :)

ocenił(a) film na 7
eithel_

eithel, wydawało mi sie że to portal w którym sympatycy kina oceniają i wypowiadaja sie na temat widzianych filmów, oceniajmy, więc to co zobaczyliśmy, powstrzymując sie od komentarzy dotyczących zachwań i postaw innych użytkowników. Żeby dobrze ocenic film, musimy go zobaczyć, "wgryźć sie" w fabułę i dobrze podsumować to co widzieliśmy, żeby dobrze ocenić czyjeś zachowanie/postawę podobnie jak z filmem musimy poznać temat....tak zeby ocena była sprawiedliwa i niekrzywdząca. Pozdrawiam

iga555

a ona go "pokochała" bo postanowił się z nią ożenić, ten łoś który zrobił jej to dziecko pewnie olał by ją i ona o tym wiedziała, to chyba za mało na całe życie,trochę za mało tej miłości na wspólne długie lata, na dobre i na złe

ocenił(a) film na 8
stefan1_79

Najpierw jest zakochanie, młodzi ludzie zapatrzeni w siebie, szaleństwa... Potem przychodzi codzienność. Praca, obowiązki domowe, troska o kolejne dni. Ludzie się poznają. Żyją i mieszkają razem. Nagle(a raczej stopniowo) coś się psuje, nadchodzi monotonia. Chcą przywrócić utracony czas, desperacjo szukają ratunku, kochają się, ale nie potrafią dojść do porozumienia. Można się kochać, ale to nie wystarczy by przejść razem przez życie. Miłość wymaga zrozumienia, cierpliwości, poświęceń.
Nie każdy potrafi temu podołać.

olimpia225

Ona go chyba nigdy nie kochała, była nim zauroczona i on byl jej potrzebny. W retrospekcjach on jej ciągle wyznawał miłość, a ona tylko raz odpowiedziała, że też go kocha. Cindy była straszną egoistką, na pierwszym miejscu zawsze stawiala siebie. Ale on też trochę przegiął. Pił, zrobił jej awanturę w pracy i nie można było z nim rozmawiać.

ocenił(a) film na 8
BlueLips

nie dziwie sie mu, ze zrobil jej awanture(troche go poniosło) ale jak ona go tak odpychała od siebie, nie dała sie dotknąć i nie wiadomo co było tego przyczyną

użytkownik usunięty
olimpia225

Z naukowego punktu nie można kogoś "szaleńczo kochać... tak do końca życia ;)". Za "euforię" która zawsze towarzyszy prawdziwej miłości odpowiada "hormon szczęścia" a konkretniej fenyloetyloamina. Działa on niestety tak, że z czasem poziom tego związku spada do zera i decydującą rolę w związku przejmują inne związki, które prostacko można nazwać "przyzwyczajeniem". Wtedy jeżeli ludzie do siebie nie pasują, albo są na tyle głupi i nie kumają że euforia towarzysząca miłości nie trwa wiecznie rozchodzą się i męczą jak bohaterowie na filmie. Dziwi mnie że w XXIw. ludzi karmi się jakąś śmieszną miłosną papką, a z miłości jako takiej robi się wielkie "halo", zamiast wykładać w szkołach takie naukowe podstawy, czyli generalnie uświadamiać masy w tej materii.

Zapewniam że nie byłoby wtedy tylu rozwodów, dzieci wychowywanych przez 1 rodzica itd. itp.

PS. Film bardzo solidny, choć nie moje klimaty. Obejrzałem ze względu na Goslinga ;)

ocenił(a) film na 9

To nie są naukowe podstawy tylko naukowe brednie. Tego typu teorie doprowadzają społeczeństwo do kompletnego zidiocenia

HRA

HRA z przykrością muszę stwierdzić, że pisząc, że to co napisał zawiszsolider to są bzudry, nie masz racji. Wystarczy liznąć odrobinę psychologii żeby wiedzieć, że każdy związek przechodzi przez różne fazy. I słusznie napisał kolega, że najpierw jest euforia, powodowana zmianami chemicznymi właśnie w mózgu (pobudzone są te same obszary w mózgu co na haju narkotykowym), a jeśli związek opiera się tylko na namiętności to po jakimś czasie się skończyć musi, albo będzie trwał siłą rozpędu jakim jest właśnie przyzwyczajenie. I prawdą jest także to, że nie da się funkcjonować w ciągłej euforii (na szczęście!), po zakochaniu przychodzi kochanie (albo i nie przychodzi), jednak często ludzkość oczekuje, że ma być wiecznie na najwyższych rejestrach emocjonalnych, a pierwszy kryzys, lub choćby powiew nudy, traktują jako brak miłości i pierwszy kryzys jest ostatnim. A kryzys to tak naprawdę dopiero początek prawdziwej relacji.
Na szczęście po pierwszej fazie nazwanej przez psychologa Wojcieszke zakochaniem, przychodzą romantyczne początki, potem związek kompletny, następnie związek przyjacielski, a często niestety kończy się na związku pustym. I dobrze, żeby ludzie (zwłaszcza ci młodzi) wiedzieli, że miłość, związek, relacja dwojga ludzi, to nie tylko motyle w brzuchu i wielka romantyczna miłość.
Pozdrawiam:)

ocenił(a) film na 9
papryka79

Dobrze , dobrze Szanowna Papryko. Wszystko pięknie, tylko nie do końca. Harcujesz w temacie: uczuć, nauki i psychologii z równą pewnością siebie co użytkownik Zawiszsoldier. Kwestie od tysiącleci badane i analizowane przez mędrców ,filozofów, ludzi sztuki i w końcu naukowców dla ciebie są jasne i oczywiste. Ty wiesz. Autorytatywnie. Ex catedra.Nie masz wątpliwości.
A przecież jesli chodzi o uczucia to nic nie jest takie proste jak by się wydawało. To temat rzeka. Rozległa przestrzeń pełna miejsc tajemniczych,niezbadanych i nieopisanych. Skąd ty możesz wiedzieć jakie ja przechodze fazy ,kryzysy i euforie. Ludzie to nie maszyny. Każde z nas jest indywidualnością. Dlatego kazda teoria naukowa , która próbuje mnie uschematyzować,nazwać i opisać jest mi obca. Do tego, jak wiemy z historii najczęściej teoriami naukowymi wspierali się ludzie o raczej niskim morale.
No i w koncu co mojemu dziecku może dac informacja, że się nie zakochało tylko, że fenyloetyloamina mu się wydzieliła. Nic nie może dać
Ja tez cię pozdrawiam i życzę pięknej miłości bez fenyloetyloaminy

HRA

Drogi/ droga HRA pragnę zauważyć, że Twoja wcześniejsza wypowiedź, że to są brednie i prowadzą ludzi do zidiocenia jest równie, a kto wie czy nie jeszcze bardziej. autorytatywne i do tego nieco obrażające.
Nie chodzi mi o to żeby dziecku mówić, że to nie miłość tylko związki chemiczne, ale o to żeby uświadomić młodego człowieka, że jeśli to pierwsze wielkie zauroczenie, ten szał, ta namiętność nieokiełznana, jeśli trochę jest mniejsza, to nie oznacza to końca miłości, a kolejny etap relacji. A niestety mam wrażenie, że rośnie nam pokolenie, albo już urosło żyjące w takim właśnie przeświadczeniu, że w związku chodzi o to, żeby było lekko i wesoło, a kryzysy oznaczają, że związek jest nieudany, nie dopasowany i należy się rozstać.
A to wchodzenie w kolejne fazy (różnie nazywane) związane są w dużym stopniu z psychologią człowieka, na początku z jego chemią w mózgu ( co absolutnie nie zmniejsza znaczenia uczucia!!). Takie są akurat fakty mocno sprawdzalne. I nie mnie oceniać kto ma rację.
Związki przechodzą różne fazy i nie da się temu zaprzeczyć i wcale nie trzeba tego nazywać. Tak jak mówisz ludzie to nie automaty i każda para będzie przechodzić przez etapy relacji, rozwoju miłości troszkę wolniej, inaczej. Ale będą to właśnie fazy wynikające z różnych zmian zachodzących w ludziach i między nimi. Podobnie jak np: przez doświadczenie żałoby, czy traumy. Ona także ma swoje fazy, swoje etapy i jest to także sprawdzone przez badaczy i psychologów, potwierdzane przez psychoterapeutów. I rzecz jasna ludzie przechodzą takie doświadczenia straty w różnym tempie, czasem w ogóle blokują w sobie odczuwanie, albo zatrzymują się na jednej z faz (tak będę się trzymać tych faz uparcie), co im nie wychodzi na zdrowie, bo tkwią w żałobie wieki, albo w ogóle jej nie przechodzą, zaprzeczając smutkowi. Miało być i miłości a skończyło się na żałobie. W niezamierzony sposób dotknęłam sedna życia ludzkiego. Człowiek chcesz czy nie chcesz przechodzi najpierw przez fazy rozwojowe, fazy związku i fazy żałoby. Czasem taka świadomość, że coś minie w końcu (np ból po stracie) może być pomocne, na przykład dla bliskich, albo już potem po pierwszej rozpaczy, dla człowieka doświadczającego straty. Dla jednych może być to pomocne, a dla drugich nie. Ale dobrze jest mieć świadomość tego, że istnieje takie zjawisko.
Masz prawo nie chcieć się usystematyzować i wcale nie zamierzam Ciebie akurat wkładać w jakiekolwiek ramy i tyle.
Na tym kończę temat. Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 9
papryka79

Och. Ten mój pierwszy wpis ,to żadna tam wypowiedż
Jak Ty kończysz, to i ja kończę. Nie będę sam do siebie pisał
A film,bo o nim zapomniałem, bardzo mi się podobał
Pozdrawiam

ocenił(a) film na 9
papryka79

Och. Ten mój pierwszy wpis ,to żadna tam wypowiedż
Jak Ty kończysz, to i ja kończę. Nie będę sam do siebie pisał
A film,bo o nim zapomniałem, bardzo mi się podobał
Pozdrawiam