Najwyraźniej dziś wystarczy nawiązać współpracę z Muzeum Neonów, wstawić pastelową lodówkę retro i wyciąć nożyczkami kilka szyldów z tektury, żeby stworzyć "klimat" lat 60-tych. I to nie jest kwestia naszych czasów, w których rządzi pieniądz, scenariusze pisze się na kolanie, a kostiumografia praktycznie nie istnieje. Nieliczne perełki-filmy, którym udało się oddać hołd przeszłym czasom, to choćby "Downton Abbey" czy "Bazar de la Charité" (o dziwo świetne produkcje, które wyszły po 2010 roku), gdzie wcześniej kino miało się względnie dobrze. Niestety Polska jak zwykle raczkuje w kinematografii, a szkoda. O samej historii i grze aktorów w "Bo we mnie jest seks" nie będę się rozpisywać, bo już na samym wstępnie zraziła mnie zapobiegawcza wstawka: wydarzenia w filmie mogły mieć miejsce, ale nie musiały. Na szczęście wciąż możemy sięgnąć do klasyki i obejrzeć prawdziwą np. w "Lekarstwie na miłość".