Niestety, to kolejny przykład filmowego tworu bez wyrazu – dzieła, które zdaje się nie trafiać do żadnego konkretnego odbiorcy i bawi niewielu. Humor zawodzi, efekty CGI są nieprzekonujące, a fabuła nuży, zamieniając seans w odliczanie minut do końca, zamiast zapewniać rozrywkę. Bohaterowie, którzy w grach tryskali życiem i charyzmą, tutaj wypadają tragicznie przerysowani. Ich nowe, poprawne politycznie wersje tracą autentyczność, stając się sztucznymi, wypranymi z charakteru postaciami. Scenariusz jest płytki, a żarty – nieudolnie powielane i wymuszone, jakby wyciągnięte z lamusa. Zamiast bawić, nużą i irytują.
Seria Borderlands to marka, która nie boi się balansować na granicy czarnego humoru, groteski i epickiej przygody, i dlatego miała olbrzymi potencjał na stworzenie wyjątkowej ekranizacji. Niestety, z tej mieszanki niewiele pozostało – to, co miało być świeże i ekscytujące, tonie w sztampie, mdłych efektach specjalnych i przewidywalności, co wyraźnie świadczy o braku oryginalnej wizji. Zamiast klimatycznej adaptacji dostaliśmy film, który rozczarowuje fanów, nie przyciąga nowych widzów i przede wszystkim marnuje ogromny potencjał serii.