Generalnie nawet bardzo dobry - historia powolnego staczania się skorumpowanego
policjanta, któremu, równolegle z problemami zawodowymi i popadaniem w coraz większy
konflikt z prawem, wali się w gruzy życie rodzinne. Generalnie akcja w filmie toczy się w dość
leniwym tempie, ale ma swój klimat. Na uwagę zasługuje przede wszystkim świetne
aktorstwo Woody Harrlesona i Robin Wrigth. Dałbym 8/10, ale jak wspomniałem na
wstępie, jedyne czego mogę się przyczepić to skopane zakończenie, a raczej jego brak
(wiem, wiem niektórzy mogą stwierdzić że zakończenie jest otwarte) - ot film urywa się nagle
bez żadnej puenty.
PS. Odbiegając od tematu - mam poważne obawy o stan zdrowia Woody Harrlesona - facet
zawsze był szczupły i muskularny, obecie jednak wygląda na wyniszczonego - jest
przeraźliwie wręcz chudy (nie sądzę by było to konieczne do roli jak w przypadku Christiana
Bale w Mechaniku) zaczyna coraz bardziej przypominać nieodżałowanego Macieja
Kozłowskiego z jego ostatnich występów na ekranie - ale obym się mylił.