Liz zeznawała, iż wszyscy wyszli cali i zdrowi. dlaczego jej opowieść potraktowano poważnie? nie pokrywały się przecież z tym, co mówił Martin. można było łatwo o rozstrzygnąć - po pierwsze chyba nie tylko Liz czy Martin wiedzieli jaka naprawdę jest Liz. policja mogła przecież przepytać kilku uczniów, głównie dwie pozostałe koleżanki Frankie. wtedy wyszłoby na jaw czy Liz była (wg jej zeznań) skromna, cicha, miła czy też (jak mówił Martin) taka sama jak Frankie i jej koleżanki.
zresztą było wiadome, że Mike podoba się Liz, że jest w nim zauroczona. Martin opowiadał jak bardzo Liz chciała go zdobyć, że po to wymyślała cała tą wycieczkę do bunkra. tu nasuwa się chyba motyw? Liz chciała mieć Mike'a dla siebie. czy tego psycholożka i policja nie mogli zauważyć?
zresztą nie mieli odcisków, próbek DNA. nie mieli dowodów. dopiero potem, kiedy Liz wsunęła mu klucz. kiedy w pobliżu domu Liz Martin "popełnił samobójstwo".
to wszystko nie było tak oczywiste, nie mogli przecież wiedzieć do końca, że to Martin.
a co niby ta psycholożka Dr Philippa czy jak jej było miała zrobić Liz w tym bunkrze? gdyby Phlippa opowiedziała wszystko policji, wsyzstko co usłyszała od Liz przecież wszystko by się poskładało...
przynajmniej mi się tak wydaje, a co Wy o tym sądzicie?


i jeszcze jedno pytanie. na początku filmu Liz miała wizję, jakieś wspomnienie. było słychać krzyk i "on nas zabije".
ale przecież to się nie wydarzyło...