Nie mogę się nadziwić opinim w stylu "film o niczym", "pseudoartystyczna papka" etc. To kompletnie nie tak. Faktycznie - Hardy fizjonomicznie średnio tu pasuje, jednak swoją grą aktorską wynagradza wszystko. Pięknie ukazany upadek "króla", niegdyś bogatego człowieka, wpływowego, najsłynniejszego mafioza. Ten film to swoiste Memento Mori - pokazujące jak nisko można niekiedy spaść z bardzo wysokiego konia. Pokazujący również jak wygląda III stadium kiły - brak innych przykładów w kinematografii.
Jeżeli "Joker" to "szaleństwo, narodziny zła", to "Capone" to "szaleństwo - śmierć zła"