PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=905}
7,9 94 867
ocen
7,9 10 1 94867
8,2 34
oceny krytyków
Casablanca
powrót do forum filmu Casablanca

Starzeje się źle

ocenił(a) film na 6

Wiem, że krytykowanie klasyków zazwyczaj wiąże się z powszechnym oburzeniem, a krytykant zostaje wyzwany od gimbusów i ignorantów. Zapewne usłyszę, że jestem za młoda/głupia, za mało wiem o kinie, ale powiem szczerze: Casablanca starzeje się źle.
Zdaję sobie sprawę z tego, że filmy kiedyś kręcono inaczej i że starsze obrazy mają swoją specyfikę. Ba, w większości przypadków ją uwielbiam. W Casablance jest jednak tak ogromna doza kiczu, operetkowości i naiwności, która,dla mnie jest nie do wybaczenia. Film oglądałam z przymrożeniem oka, wszystkie kiczowate sceny tłumacząc sobie jego wiekiem. Miałam do niego taki stosunek jak uczeń najstarszej klasy do pierwszoroczniaka – pobłażliwy, lekko kpiący. A to jest fatalne podejście, które strasznie mnie denerwuje, ale w tym wypadku sama nie mogłam inaczej na to spojrzeć, chociaż bardzo się starałam.
Wzięłam się za Casablancę dosyć późno i wcześniej znałam już 90% dialogów z tej produkcji, bo są tak kultowe. I rzeczywiście, cześć z nich była świetna(czy tylko mnie to słowne odbijanie piłeczek Ricka kojarzy się ze stylem O. Wildea?), ale ta część ginie w morzu słów, których nie powstydziłaby się XIX wieczna pensjonariuszka z dobrego domu o zerowym pojęciu o świecie i życiu. A wydaje mi się, że żaden z bohaterów nie był w zamyśle reżysera stylizowany na postać infantylną i naiwną. Zanim zobaczyłam Casablankę, myślałam że słowa „Zawsze będziemy mieć Paryż” mnie wzruszą. Że będzie to melodramat jaki uwielbiam. Ale tylko mnie rozśmieszyły.
Słyszałam, że to film o miłości, ba o miłosnym trójkącie. Nie wiem, gdzie ta miłość była. Samo powiedzenie „kocham cię” nie sprawi, że to kupię. A tutaj nie było żadnej wiarygodnej sceny miłosnej, żadnego porządnie zbudowanego tła. Ta miłość bierze się znikąd, opiera na bezbarwnych zapewnieniach i jest fatalnie zagrana. Ani przez chwilę nie poczułam tego dramatu, tego zagubienia,wahania, które powinno towarzyszyć trójkątowi miłosnemu. Strasznie napompowany patosem ten romans. Pomieszanie go z komedią doszczętnie zniszczyło klimat melodramatu. I muszę zaznaczyć, że to właśnie zabawna cześć filmu jest, oczywiście w mojej opinii, dużo lepsza, a centrum treściowe – miłość/dramat/trójkąt strasznie sztuczne. Sceny które miały być poważne, śmieszą swoją nieudolnością (najjaskrawiej moment w którym Bergman celuje do Bogarta z pistoletu)
Film najzwyczajniej w świecie mnie zawiódł. I może to dlatego, że kultura pełna jest nawiązań do Casablanki i przez to nastąpiło „zmęczenie materiału”. Pierwowzór z racji wieku stał się kopią. Bo raczej niemożliwe jest oglądanie filmów w porządku chronologicznym, chyba, że ktoś od dziecka byłby tak edukowany przez rodziców kinofanatyków. Biorę te wszystkie możliwości pod uwagę. Ale gdy coś mi się podoba, to nie muszę sobie tego usprawiedliwiać i tłumaczyć. A w tym wypadku czuję się aż „winna” że mi się nie podobało i dlatego szukałam usprawiedliwienia. I dla siebie i dla filmu.
Gdyby kompletnie wyeliminować postać graną przez Ingrid Bergman i zrobić z tego lekki film wojenny, pewnie by mi się podobał. Ostatnia scena, w której prefekt mówi „aresztujcie tych, co zwykle” i zaczyna się piękna przyjaźń, była genialna.
Wydaje mi się, że Casablanca „jedzie” na swojej metce „klasyk” i stał się przez to nietykalna.
Dla widza skażonego współczesnym kinem, nawet jeśli weźmie pod uwagę te prawie 80 lat różnicy, naiwność Casablanki nie może pozostać niezauważona. I to właśnie świadczy o tym, że film starzeje się źle. Bo widziałam całe mnóstwo starszych filmów, które zapierały dech w piersiach mimo swojego wieku i ogromnej przepaści technologicznej, jaka dzieli je od współczesności. Odmienny sposób prowadzenia narracji też w nich nie razi. A w przypadku Casablanki tak niestety nie jest. Miało to być kino klasy B i takie właśnie pozostaje, aż po dziś.

ocenił(a) film na 10
beth3

Widzisz drzewo, a nie dostrzegasz lasu albo odwrotnie :)

Rick mial byc postacia groteskowa i to kapitalnie odegral Bogart. To po pierwsze.
Po drugie "Casablanca" jest filmem wielowatkowym i nie da sie go skategoryzowac tylko jako melodramatu. I cale szczescie, bo na nim bym w ogole nie wysiedzial:) Nigdy nie buduje sobie opinii na podstawie innych, bo gdyby tak bylo musial uznac "La la land" za wielki film, a takowym, nawiasem mowiac, na pewno nie jest...
Kolejny stereotyp to to, ze film mial byc B-klasowy. To nieprawda. Budzet byl ponadprzecietny. Nawet D. Hoffman tutaj sie pomylil, mowiac o Bogarcie w Casablance:)
Absolutnie nie kupuje smiesznosci (?) sceny, w ktorej Bergman celuje do Bogarta. Moze jakos to uzasadnisz, bo w ogole ten zarzut wydaje sie absurdalny.

Moim zdaniem w "Casablance" jest jeden tekst, ktory traci myszka, czyli kwestia Bergman w Paryzu. Ale na litosc boska jesli miedzy glownymi bohaterami nie bylo uczucia to gdzie niby w ogole lepiej to pokazano? Spojrzenie Bogarta i Bergman tlumaczy wiecej niz wiekszosc znanych mi filmow.

Mnie ten film przede wszystkim bawi, bo pokazuje spectrum postaw ludzkich w obliczu wojny i konfliktu z samym soba. Alkoholizm, oportunizm, hipokryzja, naiwnosc, prostytucja, degrengolada, obojetnosc, przyjazn, patriotyzm, hipokryzja, zadza wladzy i pieniedzy itd., itd. Nie przypominam sobie teraz filmu, w ktorym w przeciagu 1,5 godziny nagromadzono tyle wymownych scen. To jest wlasnie antologia swiatowego kina i cos ponadczasowego.

Przypuszczam, ze spodziewalas sie czegos bardziej ciosanego na "Przeminelo z wiatrem". To nie ten budzet, nie ten scenariusz i nie ta ambicja, a paradoksalnie to "Casablanca" wydaje mi sie lepsza. Aczkolwiek oba filmy bardzo lubie.


ocenił(a) film na 6
Qjaf

Nie spodziewałam się "przeminęło z wiatrem", bo znałam fabułę wcześniej, w końcu nie da się jej nie znać. (Ale skoro film reklamuje się jako melodramat, to z góry zakładam, że to jednak będzie melodramat) Spodziewałam się dobrego filmu, bo wszyscy pieją z zachwytu, a dla mnie okazał się przeciętny.
Scena z pistoletem - jak z kioskowego romansidła dla zdesperowanych, samotnych kobiet po 40. Przerysowana, kiczowata, zamiast budować napięcie - śmieszy.
Są filmy jak "okruchy dnia" gdzie ani razu nie pada "kocham", a miłość między bohaterami jest oczywista i to niespełnienie naprawdę boli. Tutaj, to uczucie jest po prostu przegadane i niewiarygodne. Nie wiem jak to udowodnić, bo po protu ja tak to odbieram. Może gdyby ludzie nie mówili o tym filmie, że to romans wszech czasów, to ten brak wiarygodnego wątku miłosnego by mnie tak nie raził. A skro słyszę, że coś jest, a tego nie mam to zostaje pewien zawód. Jako komedia wojenna - ok, ale nic poza tym.

ocenił(a) film na 10
beth3

Co mnie interesuja ludzie? :D Ja tego filmu w ogole nie postrzegam jako romans wszech czasow:) Wlasnie o to chodzi, ze milosc, zauroczenie czy jak by tego nie nazwac jest tylko pretekstem do ukazania czegos wiecej. Rick jest zalamany po utracie kobiety. Widac to w jego postawie, jego gestach, w calym cynizmie i "miwisizmie". Po jakiego diabla rezyser mialby dodawac kolejne sceny "milosci"? Skoro wiadomo, ze cos glebokiego (tak! Milosc!) przeoralo jego osobowosc? Tak jak *chyba) wspominalem. Pewne rzeczy widac p ogestach wybitnego aktora - spojrzenie, delikatny "tik" wargi. Widac, ze spotkanie z blondyna go doglebnie poruszylo. Zakonczenie idealnie podsumowuje ile to wszystko kosztowalo oboje. No nie wiem jak to wyjasnic. Dla mnie i chyba wiekszosci filmowego swiata to oczywiste ;)

ocenił(a) film na 10
beth3

Myślę, że zaszło tutaj olbrzymie nieporozumienie. Ten film nigdy nie był postrzegany przez krytyków i znawców kina jako typowe romansidło. I Bogu dzięki!
"Ta miłość bierze się znikąd, opiera na bezbarwnych zapewnieniach i jest fatalnie zagrana"
Uzasadnienie? Co jak co ale myślę, że relacja Bogart-Bergman jest jedną z lepszych w światowym kinie w ogóle.
Nie wiem czego się spodziewałaś, ale powiem tylko, że niedawno oglądałam ten film z moim znajomym i powiedział mniej więcej tak: "Myślałem, że to będzie coś takiego jak ckliwe Przeminęło z wiatrem, a ten film stał się jednym z moich ulubionych".

ocenił(a) film na 6
Valerie83

W tej historii nie ma żadnej wiarygodnej podstawy do tej wielkiej miłości między głównymi bohaterami. O to mi chodzi. Żadna scena, żadna retrospekcja - nic co by wskazywało na miłość. poza pustymi słowami, że ta miłość tam jest.

beth3

Ja też uważam że historia miłosna nie była najmocniejszą stroną tego filmu (aspekty polityczne komediowe czy szpiegowskie bardziej mi się podobały). Retrospekcja, moim zdaniem, nie pokazywała miłości- w końcu jak można myśleć o budowaniu z kimś przyszłości, jeśli nic się nie wie o jego przeszłości. Jedyna scena pokazująca miłość (właściwie miłość Ricka do Ilsy, bo on chyba był bardziej zaangażowany w ten związek), to scena finałowa, w której Rick się poświęca, aby ukochana mogła uciec bezpiecznie.

ocenił(a) film na 6
domru87

Zgadzam się całkowicie ;)

ocenił(a) film na 10
beth3

Miłość wielokrotnie nie ma podstaw. Zagubiona kobieta (po ponoć zamordowanym mężu) poznaje atrakcyjnego mężczyznę z przeszłością. Czy tutaj nie ma podstawy do bliższej relacji? Widac, że się świetnie ze sobą czują, całują itd...

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones