Uff, nareszcie skończyła się era lalusiowatego Brosnana. Od początku uważałem, że obsadzenie Craiga w roli Bonda to znakomita decyzja i moim zdaniem się to sprawdziło - byłem wczoraj na filmie w kinie i muszę powiedzieć, że był to najlepszy Bond jakiego widziałem od lat - równają się z nim chyba tylko filmy z Connerym. Jest "brudny", brutalny, czasem nieco mroczny, trzyma w napięciu jak jasna cholera, do tego znakomite motywy autoironiczne względem serii (ot, hasło "mam to w dupie" - nie chcę spoilerowąć, więc nie piszę czego dotyczy), czy gracz w kasynie podobny niemal jak kropla wody do Connerego. Do tego wreszcie bez pierdół gadżetowych - nie mam nic do gadżetów, bo te są obowiązkowe, ale w filmach z Brosnanem te gadżety były debilne. Chyba przejęcie studiów MGM przez Sony wyszło serii na dobre, bo powróciła do korzeni - więcej potyczek słownych, więcej wizyt w kasynach i hotelach, a przy tym znakomita akcja - oby więcej takich filmów z Craigiem w roli głównej - koleś jest nieco podobny z twarzy do Putina, ale przecież Putin też był szpiegiem. Zresztą Craig trzyma klasę - no i to zakończenie - aż mnie ciarki przeszły po plecach. POLECAM! To jeden z tych filmów, na które warto iść do kina, ba, na które trzeba iść do kina. Od dawna pieniędze które wydałem na bilet nie były tak dobrze wydane.