Cast Away składa się z wielu ślicznych i wspaniałych scen, ale jako całość jest już trochę mniej śliczny i wspaniały. Taki jakby niespójny. Być może gdybym obejrzał drugi raz, to znalazłbym tę spójność, ale że niewiele filmów oglądam dwukrotnie, więc tego też nie będę stawiał w uprzywilejowanej sytuacji. A tak miałem po prostu przyjemność patrzenia na kilka świetnych epizodów, na fantastyczną grę Toma Hanksa (czemu nie Oscar???), na przepiękne krajobrazy, na ciekawą scenę katastrofy lotniczej...
Nie mówię tu, że fabuła jest nieciekawa czy nielogiczna - po prostu poczułem coś jakby pewne uproszczenia, zbyt raptowne przeskoki akcji. Coś na szczęście mi po obejrzeniu pozostało, kilka pytań się pojawiło w mojej głowie, np: co jest bardziej prawdziwe? Zwłaszcza wtedy, gdy na stole leżały homary, a Hanks z zaciekawieniem używał zapalniczki.
No i wreszcie wbrew wszystkiemu podobało mi się zakończenie, trochę takie klamrowe, otwarte i wcale nie takie dosłowne jak się czepiają niektórzy. To też jest przenośnia, tak jak cały film jest chyba przypowieścią. Bo wtedy najlepiej się go odbiera - kiedy potraktuje się jako przypowieść. Wtedy nawet te "niespójności" nie rażą. Ostatecznie dam 8 punktów.
[25 stycznia 2001, Bałtyk, Łódź]