Wczoraj wybrałam się do kina, nie do końca wiedziałam czy wybrać, jakże reklamowany film "oscarowy" o Wałęsie, czy film, którego tytuł przeczytałam pierwszy raz w repertuarze kina. Wybrałam "Chce się żyć" i nie zawiodłam się. Nie dlatego, że była to historia osoby chorej, która wzbudziła we mnie litość i z czystej oznaki człowieczeństwa musiałam być na tak. Nie! W filmie nie ujęła mnie sama w sobie choroba, tylko sposób w jaki została przedstawiona - wewnętrzny dramat w połączeniu z jakże normalnym odbieraniem codzienności i otoczenia (mówię także o momentach, które wywoływały śmiech na sali kinowej). Gra aktorska Mateuszów była mistrzowska! Jednak na moje uznanie zasługuje zdecydowanie młodszy Mateusz, do końca nie wiedziałam, czy to aktor, czy to osoba realnie chora.
Jednym słowem jest to film, który zapada w pamięć i szybko się z niej nie ulatnia.