Tak w dużym skrócie mogę określić moje odczucia po obejrzeniu "Chinatown". Szukałam
tego filmu prawie równy rok, potem zarzuciłam poszukiwania, by przypomnieć sobie o nim
pod koniec grudnia. Chyba żałuję, że do niego dotarłam.
Ma coś w sobie, przede wszystkim Nicholsona. Wspaniałego, pełnego energii i niezwykłego
czaru młodego Nicholsona, który wręcz został stworzony do takich ról. Chyba jest on
jedynym jasnym punktem filmu. Im więcej dzieł Polańskiego oglądam, tym bardziej jestem
skłonna twierdzić, że o jego talencie więcej się mówi, niż ogląda na ekranie, a szkoda.
Być może problem tkwi w braku zainteresowania gatunkiem kryminalnym z mojej strony, być
może nie przemówiła do mnie intryga... ?