Mhm... nie jestem w stanie zrozumieć zachwytów niektórych nad M.Wroną. Jego "Moja krew" to jeden ze słabszych filmów jakie ostatnio widziałem , co prawda "Chrzest" jest już lepszy, ale też bez zachwytu
Zacznę może od plusików. Spodobała mi się: zimna,ascetyczna maniera filmu - duża w tym rola operowania światłem, kolorem, zagęszczająca się atmosfera nadchodzącego czegoś nieuniknionego i dobre, pasujące obsadzenie aktorów. Byli wiarygodni w swoich kreacji -a to już coś
Minusów jest więcej. Historia nadawałaby się na dobrą - ale półgodzinną nowelkę filmową. Miałem także poczucie wtórności - inaczej ułożone klocki, ale sens układanki podobny jak w "Mojej krwi".Ponadto za szybko odkryto karty w czym rzecz , co gorsza nie w sposób logicznie wytłumaczyć w imię czego bohater brnie w swój los, nie próbując się ratować. Do tego wypada dorzucić rolę i miejsce kobiety - no kurde Pasikowski do potęgi entej - co to jest? "puchar przechodni" ???
Film ratuje zakończenie... mocne. Czy czyn kumpla jest "gestem przyjaźni" czy "przejściem na stronę zła" ? Obie wersje można logicznie uzasadnić, ja bardziej przychylam się do .... (nie powiem)