Czy naprawdę chciałybyście zostać odbite przez księcia?
SPOILERY
Steven - Przystojny, mądry, inteligentny, odważny - wszystko ma na miejscu. Na dodatek wytrwale nadstawia kark żeby odbić swoją królewnę.
Natomiast Martin to.. no cóż złoczyńca, morderca, gwałciciel.
Jednak mimo wszystko przez cały film kibicowałam właśnie jemu i miałam nadzieję, że Stevana w końcu strzeli piorun czy też spotka go inne nieszczęście.
Podejrzewam, że większość kobiet miało podobne odczucia. Heroizm Stevena był niczym w porównaniu z seksapilem Martina.
Tak, tak,wiem o czym mówisz ;) Martin był taki wielowymiarowy i nieprzewidywalny, że podświadomie też mu kibicowałam.Nie dziwię się, że Agnes padła ofiarą "syndromu sztokholmskiego". Pasowali do siebie, świetnie razem manipulowali grupą i sobą nawzajem (a raczej ona nim).
Podpisuję się pod tym obiema rękami :) Zdecydowanie Agnes okręciła sobie Martina wokół palca i zrobiłaby z nim co by chciała. Steven za nudny i przewidywalny.A Martin to dzikość i jest w tym urok :)
Ok, Steven miał wszystko na miejscu, lecz która kobieta wytrzymałaby długo z takim ideałem? Ale Martin? Ile kobiet zgwałcił zanim zgwałcił również Agnes? Ile kobiet zostałoby zgwałconych, ilu mężczyzn zabitych później? Agnes była jego obsesją, bo na pewno nie miłością. Czy chciał coś zmienić? Ofiarować? Wybacz, że nie poprę Cie w tej wypowiedzi, ale jak po takich opiniach kobiet dziwić się później, że mężczyzna odczytuje słowo "nie" za "myśli tak"? No i nieszczęście gotowe...
Chyba potraktowałaś ten temat nazbyt poważnie. Rutger Hauer w tym filmie (jak i w "Turks Fruit") emanuje niesamowitym seksapilem, chociaż grana przez niego postać jest daleka od ideału. Mimo licznych hmmm... skaz (sic!) potrafi wzbudzić sympatię widza. Natomiast Steven jest po prostu nudny.
Jedyne co podobało mi się w postaci Martina był aktor, ktory ją grał. Zwykły opryszek, w dodatku fanatyk, gwałciciel i morderca. Powiedział bym, że była w nim iskierka dobroci gdy bronił Agnes przed gwałtem ale robił to bo chciał ją tylko dla siebie. W końcu to on ją rozdziewiczył. W innym wypadku oddałby ją kolegom. Na końcu gdy ucieka z łupami żałowałem, że nie zobaczył go żaden konny i nie skończył na palu. Jeszcze się obłowił i będzie żył.
Bo ja wiem... mojej sympatii nie wzbudził. Żadna postać w tym filmie nie wzbudziła. Co miało swój urok.
na początku myślałam, że to kolejny sztampowy Syndrom bajkowy (tutaj "Piękna i Bestia")...ale po jej "sztuczkach" (tłumaczonych chęcią przetrwania za wszelką cenę) już nie wiem, kto tu był przysłowiową Bestią...i czy to napewno ten syndrom...
Subiektywnie sama bym okazała ten syndrom "Pięknej..." i została ze złoczyńcą, ale ze względu na aktora...wyidealizowałam go sobie, i nie umiem być obiektywna ;)
I mam k... do tego prawo...
To tyle ;)
Mi tam żaden z głównych bohaterów nie przypadł do gustu... W ogole ten film jakiś taki trochę nijaki... Ani mnie ziębi, ani grzeje. SPOILER Chociaż cieszę się, że Martin przeżył KONIEC