W horrorach pewnym podstawowym elementem jest kontrast między ciszą a kakofonią. W tym przypadku osiągnięto pewien szczyt przez to że hałas jest namacalnie śmiercionośny, prowokując intensywnie niesłabnącą relacje z napięciem.
Jak wszystkie uznane horrory nowej fali, nie rozbudowuje zbędnie fabuły co odbierałoby wiele immersji, skupiając się na tym co niezbędne do zbudowania atmosfery. Niczym najlepsze horrory Carpentera ogranicza się w znajomych dla nas lokacjach. O dziwo jak na swój gatunek pięknie pokazuje relacje w rodzinie ograniczając całkowicie zbędne i puste dysputy, budując przez to ciepło rodziny. Ale jest to również bardzo dobry jej portret, tworzący zwodniczo spokojne życie pod ciągłą, nieuniknioną groźbą śmierci.
Aktorstwo całkowicie mnie zaskoczyło - jest w pełni wiarygodne i szczere. Nawet dzieci których praktycznie nigdy nie jestem w stanie kupić, tu mnie nie załamały. Sam dźwięk też doskonale współpracuje z tym co widzimy na ekranie.
Cieszy mnie jak na razie dość wysoka jego ocena ponieważ praktycznie wszystkie absolutnie genialne horrory nowej fali, powszechnie docenione mają zazwyczaj na Filmwebie żenującą średnią w granicach 4-5/10. A tu widać pewną zmianę i większe zrozumienie.