Gdy zasiadałem do odświeżenia sobie pierwszej części z serii tych filmów, jedyne co miałem w głowie, to jakieś prześwity pozostałe jeszcze po seansie w dzieciństwie (jeszcze na VHS!). Pamiętałem o zwięzłej i okrojonej sekwencji na więziennej asteroidzie, potem lądowanie na ziemi, kilka wybuchów i wielka kula, w którą połączyły się wszystkie Crittersy w końcowej akcji filmu. Jak się okazało, przez tyle lat w pamięci dawała o sobie znać druga cześć serii. Cóż więc dzieje się w debiucie kosmicznych jeży? - zadałem sobie pytanie.
A no nic konkretnego. Jeżeli ktoś odczuwa silną chęć przypomnienia sobie tego potworka klasy B, to odsyłam od razu do części drugiej. Oczywiście nie mogę w drogę wchodzić nostalgii i sentymentowi.
Głowna część filmu, w której rodzina Brownów walczy o przetrwanie w domu, wciąż się broni i daje się oglądać. Samo wejście Crittersów, gdy dotkliwie okaleczają głowę rodziny Brownów, pozytywnie mnie zaskoczyło, jako że zawsze pamiętałem jedynie o komediowej stronie przybyszów z kosmosu. Gorzej wypadają perypetie łowców głów z miejscowymi. To męcząca rozwałka obsypana wybuchami i nieśmiesznymi żartami, która nieśpiesznie zmierza do połączenia obu wątków.
Film wcale też nie zyskuje, gdy dochodzi do finałowego starcia. Rozczarowało mnie, jak twórcy poszli na łatwiznę po prostu powiększając jednego z kosmitów.
Oczywiście, to kino klasy B, hity z kaset VHS, liczy się rozwałka, krew i jak najbardziej szalone pomysły. Nie oczekuję wielowątkowej fabuły z wyśmienitym aktorstwem, wróciłem do Crittersów po to co każdy i własnie dlatego polecam część drugą. Twórcy podeszli do tematu trochę mniej poważnie, popuszczając wodzę fantazji i dając nam przy tym faceta w stroju królika, do którego dostają się włochate kulki, czy własnie wielką, toczącą się kulę Crittersów wpadającą na kolejnych mieszkańców Grover Bend. Dla takich scen ogląda się te filmy.