Ostatnio zdarzyło mi się oglądać kilka filmów ze Stevenem Seagalem. I niestety każdy kolejny film z jego udziałem jest gorszy od poprzedniego. Ten film całkiem zasłużenie zamyka tę stawkę. To typowe kino akcji, ale akcji na żenującym poziomie. Trochę strzelaniny, wybuchów, ale bijatyk tu mało, czego spodziewałem się w filmach z tym aktorem. Czyżby Seagal się starzał? (bo utył na pewno). To już niestety nie ten Nico, co kiedyś. Film to istne badziewie, straszna szmira. Razi okropnymi błędami i ogólnie brakiem fabuły, bo do końca nie wiadomo o co tak naprawdę chodzi. Pogubiłem się totalnie, nie wiedząc kto walczy z kim i dlaczego. Jedynym jasnym plusem tego obrazu jest fakt, że spora część akcji dzieje się w Polsce i bardzo często słychać nasz ojczysty język (bardzo fajnie jak Seagal wznosi toast po polsku). Występują też polscy aktorzy (Mirosław Zbrojewicz, pamiętny Grucha z "Chłopaki nie płaczą"; Przemysław Saleta). Ale ogólnie absolutnie nie polecam, bo to stracone półtora godziny. Już lepiej oglądnąć jakąś brazylijską telenowelę, bo znajdziecie tam z pewnością więcej intrygi i na pewno będzie bardziej zrozumiała (sic!). A jeśli już przypadkiem ktoś jednak skusi się na ten film, to proszę, niech wytłumaczy mi o co w nim chodziło...