niektórzy nazywają to rowerowym slasherem, ale ja nie do końca się z tym zgadzam.
przede wszystkim rower ma tu bardzo znikome znaczenie z punktu widzenia przebiegu fabuły. Zabójca zabija świeżo poznanych studentów, którzy mu ufają... nie ma maski, od razu znamy jego twarz, zwykła twarz. mało slasherowo. no i rower nie jest narzędziem zbrodni, jak to było "blood trails" z tego samego roku.
"cycle" to film o bardzo niskim budżecie, mimo to technicznie nie jest z nim źle. fabuła jest prosta jak drut, ale w sumie ma coś w sobie. aktorstwo i dialogi znośne jak na film tego pokroju.
ale w sumie film jest koszmarnie pusty. tytuł sugerował, iż motyw roweru będzie tu odgrywał większą rolę. a tak otrzymujemy niskobudżetowy slasher bez gore, o jakimś pojebie, który zabija ludzi młotkiem i wysysa im mózgi. wszystko toczy się powoli i nakręcone jest surowo. dialogi, bohaterowie, lokacje (i fakt, iż akcja toczy się w biały dzień) sprawiają, że film wydaje się całkiem realistyczny i ... normalny?
film ma swoje momenty, ale przez większość czasu był mi obojętny. można obejrzeć, ale równie dobrze można obejrzeć coś innego.