PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=322665}

Człowiek z Ziemi

The Man from Earth
2007
7,2 24 tys. ocen
7,2 10 1 23687
5,7 6 krytyków
Człowiek z Ziemi
powrót do forum filmu Człowiek z Ziemi

Do obejrzenia tej produkcji zachęcił mnie intrygujący tytuł i okładka. Szybko jednak po włączeniu go zorientowałem się, że to bardzo niskobudżetowy film, w którym nie będzie miejsca na jakąś akcję, czy też coś, co może wybić się ponad przeciętność. Film więc na jakieś pół roku po prostu odłożyłem. Po długim czasie postanowiłem go zobaczyć i dziś myślę sobie, że szkoda aby taki produkt istniał niezauważony. Gdybym miał go na siłę porównać do czegoś innego napisałbym, że to taki "K-Pax" bez budżetu. Oba filmy łączy tajemnica intrygującej, inteligentnej osoby, która podaje się za kogoś, w kogo trudno nam uwierzyć oraz grupa naukowców, która z trudem może temu zaprzeczyć.

Wszystko zaczyna się bardzo usypiająco. Paru przyjaciół będących nauczycielami zjeżdża się do domu swojego przyjaciela Johna, który był nauczycielem już 10 lat i postanowił wyprowadzić się, wcześniej pożegnawszy się ze swoimi kolegami z pracy. John opowiada im swoją historię, która wydaje im się tak absurdalna, że inni podejrzewają go o chorobę psychiczną. John bowiem podaje się za człowieka żyjącego na naszej planecie od około czternastu tysięcy lat. Uważa się za przypadkowy twór, który znalazł się na świecie przez przypadek - jego organizm nie starzeje się, jest odporny na śmiertelne choroby, a jego ciało nie pozostawia blizn. Może jednak umrzeć od ran, tak więc co dziesięć lat przemieszcza się w inne miejsce, aby nie wzbudzać podejrzenia wśród okolicznych mieszkańców i nie prowokować ich zawiści. Jego historia jest tak niezwykła i tak bardzo trudno podważyć argumenty Johna, że sceptyczni naukowcy - choć zarzekają się, że nie wierzą w takie rzeczy -szybko wciągają się w to opowiadanie. Mnie ta opowieść wciągnęła równie szybko. Chociaż na ekranie nie dzieje się praktycznie nic, w środku możemy odczuwać prawdziwą burzę. Teoria Johna podważa nie tylko prawa nauki, ale także (a może przede wszystkim) religii. Dlatego właśnie uwielbiam takie historie. Ludzie zwykli rzucać się na moje poglądy, ślepo wierząc we własne i co gorsze narzucając je innym. Takie opowieści, jak ten film, stanowią pewnego rodzaju argument ubrany w słowa, których sam bym nie wymyślił. Może właśnie przez to moja ocena "Jerome Bixby's The Man From Earth" jest bardzo subiektywna.

Technicznie wszystko prezentuje się okropnie - prawie jak produkcja telewizyjna. Zdjęcia w ogóle nie zapadają w pamięć, a montaż psuje klimat historii trochę rujnując starania aktorów. Jedyne co pamiętam to rzadkie w kinie ujęcia kamery, która pokazuje bohatera na pierwszym planie, a w tle ludzi komentujących to, co właśnie powiedział. Ma to miejsce, kiedy John odchodzi od towarzystwa i przysłuchuje się z pewną obawą na twarzy, jak jego dobrzy znajomi odbierają, to co im wyznał. Aktorzy chociaż nie z pierwszej półki, to jednak niezupełnie nieznani, poza tym naprawdę zaangażowani w role. Jednym z ostatnich "niestety" jest dla mnie muzyka. Pomijam tylko dwa utwory - jeden to klasyczny BEETHOVEN, a drugi - puszczony jakoś podczas napisów - zupełnie nie pasuje do klimatu filmu. Historia, którą opowiada John jest naprawdę mocna, a nie towarzyszy jej żadna muzyka, która jeszcze bardziej budowałaby napięcie. Ostatnie "niestety" można przypisać zakończeniu. W prosty sposób można było uczynić z filmu coś znacznie lepszego kończąc go o pięć minut wcześniej. Wówczas zakończenie pozostałoby otwarte (jak w "K-Pax") - to jest chyba to, co ludzie chcący podejmować własne osądy chcieliby zobaczyć. Jerome Bixby kończąc scenariusz umierał już w swoim łóżku i myślę, że zamknięte zakończenie było dla niego czymś optymistycznym. Czymś czego sam nie chciał zabierać innym, aby nie poddawać swojej historii w wątpliwość. Uważam tak, bowiem dla mnie historia bohatera filmu jest jak najbardziej optymistyczna, utwierdzająca mnie we własnych przekonaniach. Fabuła daje do myślenia na kilku płaszczyznach: religijnej (poddanie w wątpliwość religii), naukowej (nieśmiertelność), filozoficznej ("człowiek, chociaż żyłby wieczność, nie jest w stanie być najmądrzejszy na planecie, bowiem nigdy nie wyprzedzi epoki, w której żyje"), socjologicznej (jak zareaguje ludzkość, wiedząc, że śmierć nie jest koniecznością, jest ktoś, kto może żyć wiecznie). Poza tym w prosty sposób poddaje w wątpliwość wiele rzeczy, które ludzkość bardzo często przyjmuje za pewnik.

Z jednej strony bardzo się cieszę, że w ogóle powstał ten film. Jerome Bixby's firmuje nazwę "The Man From Earth", bowiem jego nazwisko widnieje również przy znanych markach, jak na przykład oryginalnej serii "Star Trek", "The Twilight Zone" oraz był on autorem scenariusza do filmu z lat sześćdziesiątych "It! The Terror From Beyond Space", którego autorzy posądzili podobno twórców filmu "Obcy" o plagiat. Oglądając jego ostatni film, sądziłem że Bixby był pisarzem, bowiem jego historia prosi się o to, aby zamiast filmem, była ona książką s-f. Zdecydowanie wolałbym ją czytać, niż oglądać. Ale łatwiej dotrzeć do ludzi niskobudżetowym filmem niż książką, ale naprawdę "Jerome Bixby's The Man From Earth" nie pokazuje scenariusza z najlepszej strony, marnując bardzo dużo z jego potencjału. Pozostaje mieć nadzieję, że ktoś inny niż syn autora - ktoś znacznie bogatszy - weźmie się kiedyś za produkcję adaptacji tego scenariusza i nakręci taką wersję, gdzie nie tylko technicznie będzie ona doskonała, ale także zobaczymy mnóstwo scen z dawnego życia bohatera. Przecież byłoby co pokazywać. Jak dla mnie materiał na wielki hit jest już gotowy - wystarczy po niego sięgnąć.

ocenił(a) film na 5
_Michal

"Teoria Johna podważa nie tylko prawa nauki, ale także (a może przede wszystkim) religii. Dlatego właśnie uwielbiam takie historie. Ludzie zwykli rzucać się na moje poglądy, ślepo wierząc we własne i co gorsze narzucając je innym. Takie opowieści, jak ten film, stanowią pewnego rodzaju argument ubrany w słowa, których sam bym nie wymyślił."

Cała głupota tego filmu jest w zasadzie banalna. Film ma mocne przesłanie antyreligijne (co potwierdzają posty na tym forum), a w każdym razie na poziomie bezpośredniego wypowiadania uderza w religię. Tymczasem punkt z którego ów atak przeprowadza, owo "a co jeśli byłoby tak" jest sytuowany na znacznie bardziej wątpliwych podstawach, niż filozoficzna wiara (nie konkretna religia) w Absolut. Nauka abstrahuje od problemu Absolutu jako dziedziny wykraczającej poza możliwość pewnego wypowiadania, natomiast jasno i precyzyjnie określa, że byt o właściwościach głównego bohatera, byt naturalny o takich właściwościach, jest NIEMOŻLIWY. Zawsze i całkowicie doskonała kopia DNA w organizmie jest niemożliwa, a jest to konieczne do nieśmiertelności, gdyż DNA żyje bardzo krótko w stosunku do czasu jaki żyje człowiek. Zawsze i całkowicie doskonała kopia - gdyby była możliwa - uniemożliwiłaby ewolucję, gdyż ewolucja to wynik błędów, właśnie istniejącej i nielikwidowalnej niedoskonałości.

Z punktu założenia niemożliwego można podważyć wszystko, łącznie z logiką, matematyką, całą nauką i jakimkolwiek sensem. Dlatego zakładanie niemożliwego i argumentowanie z tego punktu jest absurdem, nie ma żadnej mocy argumentacyjnej. Właśnie ten film - jeśli uznać, że zamierzał uderzyć w wiarę - prezentuje sobą postawę w jaką chciał uderzyć: znoszenie sensów możliwych i jakoś uzasadnionych (choćby moralnie, choćby estetycznie - dla samego ich piękna) z perspektywy niemożliwego, nie uzasadnionego w żaden sposób, całkowicie i celowo antagonistycznie fantastycznego. Ten film - o ile uznać, że nie jest świadomie tak skonstruowany, a wydaje się, że nie jest* - prezentuje właśnie postawę fanatyczną.

*Całkowicie się zaś pogrąża w zakończeniu, które właśnie ten fanatyzm obnaża, pokazuje, że nie był to świadomy swojego sensu eksperyment.

________________________

"Fabuła daje do myślenia na kilku płaszczyznach: religijnej (poddanie w wątpliwość religii), naukowej (nieśmiertelność), filozoficznej ("człowiek, chociaż żyłby wieczność, nie jest w stanie być najmądrzejszy na planecie, bowiem nigdy nie wyprzedzi epoki, w której żyje"), socjologicznej (jak zareaguje ludzkość, wiedząc, że śmierć nie jest koniecznością, jest ktoś, kto może żyć wiecznie)."

Tylko to są właśnie same niewykorzystane potencjały. Dawanie do myślenia w tak powierzchowny sposób zawarte jest w każdej wypowiedzi estetycznej, łącznie z kreskówkami. Nie chodzi o to, ażeby problem napomknąć (te problemy każdy zna od tysiącleci), ale żeby go pogłębiać, badać, analizować.

ocenił(a) film na 8
Lost_in_Time

Wiem, że to s-f i nie zdarzyło się naprawdę. Nie traktuje tego az tak powaznie, to jest bardzo tania rzecz, nie ma zamiaru nic atakowac, nie takim budzetem. Ile osób to obejrzy? Parę na tym forum?
Nie jestem religijny i nie przeszkadza mi, w co ten film uderza.
Doceniam jednak wypowiedź.
Pozdrawiam!