Pomijając fakt dużej ogólnikowości scenariusza, ten film jest co najmniej pretensjonalny! Nadmuchany balonik, a w środku ... nic :)
nie chce byc niegrzeczny ale jezeli tak myslisz/uwazasz to jednak nie dokonca potrafisz odnalezc drugie dno w tego typu filmach :) chodzi o sama refleksje nad tym czy jest tak jak mowia i pisza czy jednak moze bylo cos innego film opowiada o czyms innym niz wszystko co wiemy :) ukazuje inne spojrzenie na wszystko co sie dzialo, bo tak naprawde mozna gdybac i gdybac ^^
Co z tego, że scenariusz jest pomysłowy (jak napisałaś "film opowiada o czymś innym niż wszystko co wiemy"). Kilka pomysłowych scenariuszy pewno można znaleźć z kilka za każdym rogiem. Trzeba jeszcze historię dobrze opowiedzieć (to raz), a dwa, oprócz tego, że zmusić do widzów do myślenia (pomysł), to jeszcze nieść nieść ze sobą jaki sens/przesłanie ... nazwij to jakkolwiek. Ten film z sobą nic nie niesie (oprócz ciekawego pomysłu), żadnej konkluzji na końcu, wizji, przesłania, konkretniejszych wniosków ... tyko pomysł, bez rozwinięcia. Tylko nadmuchany balonik!
Każdy może ocenić. Nie mam nic przeciwko. Ale tak, czy inaczej oceniając wartość merytoryczna tego filmu jedynym wnioskiem (IMHO) jest ... mielizna!!! Powtórzę raz jeszcze - film nie niesie nic ze sobą. Przedstawia alternatywę do tego co Wszystkich z Nas uczono w podstawówce
Jak to nic nie niesie ze soba ... a chociazby taki maly fakt ze ile bys nie zyl i ile bys nie przeczytal i widzial to i tak nie wyprzedzisz obecnego swiata ?? Nadal bedziesz tylko malutkim czlowieczkiem ... jest tez wiele innych waznych kwestii ...
Nie wiem po co czepiasz się przesłania tego filmu.Co to znaczy "film nie niesie nic ze sobą."?Jakie przesłanie niesie ze sobą film "Alien"?Albo "Kill Bill" czy "Pulp Fiction"?Jakie wnioski,konkluzje czy przesłanie niesie ze sobą "Matrix"?Też pokazuje nam alternatywę wszystkiego.Czepiasz się nie wiem o co.To zwykły film s-f,nie doszukuj się w nim niczego więcej,a tym bardziej zamachu na nauki jakie wyniosłeś ze szkół.
"
Nie czepiam się do każdego filmu bo nie niesie nic ze sobą. Komedie są po to żeby śmieszyć, horrory żeby straszyć ... Ten film pretenduje do czegoś więcej, ale dla mnie nie udaje mu się to zupełnie. Do mnie nie trafia. To że został zakwalifikowany jako SF, nie oznacza od razu, że oglądając go trzeba "zmrużyć oczy". W jego przypadku jest wręcz tak, że podejmuje się on tematyki na tyle poważnej, że można go rozpatrywać jako teorię a w zasadzie tezę. I do mnie ta teza zupełnie nie przemawia. I nie wiem gdzie doczytałeś się z moich wypowiedzi, iż jest "zamachem na naukę" jedyną, prawdziwą, którą wyniosłem ze szkoły. Lekko przeinterpretowałeś moje wypowiedzi. A do Kościoła nie uczęszczam już dłuuuuuugo ;)
Film nie niesie nic za sobą? Widać nie masz pojęcia w żadnej dziedzinie, którą reprezentowała każda z osób w tym filmie.
Z aspektu biologii możliwym jest żyć 14.000 lat, a nawet i być nieśmiertelnym. Dlaczego nasz bohater miał ok. 35 lat? Ponieważ w tym wieku u każdego z nas uaktywniane są geny takie jak chociażby SIRT-1, które determinują proces starzenia, spowalniają podzielność komórek, oraz prowadzą do ogólnej dezorganizacji całego organizmu. Śmierć mamy zapisaną w genach. Nie mniej jednak w wyniku mutacji u Johna ów gen mógł nie dojść do głosu, komórki zatem nie dostały limitu podziałowego, zaś wciąż sprawnie działające białka i enzymy usuwały mutacje, dzięki czemu nie miał nowotworu raczej nigdy. Gdybym brał rzeczywisty udział w tej rozmowie, to jedyne o co bym poprosił Johna to kropla jego krwi. To by wystarczyło, by móc przy pomocy inżynierii genetycznej unieśmiertelnić każdego człowieka na Ziemi, lub przynajmniej mnie ;)
Ważny jest tu też aspekt religijny, który jasno pokazuje, że religie, a przynajmniej ta nam najbliższa w postaci chrześcijaństwa, wcale nie jest taka, jak większość ludzi sądzi. Istnieją faktyczne podobieństwa między Jezusem a buddyzmem, zaś w kulturze hinduskiej przewija się jakaś postać, która jest postawą i nauką niezwykle podobna do Jezusa. Jedna z teorii mówi, że Jezus przed chrztem pobierał nauki w Indiach. Dodatkowo cała postać Jezusa, oraz 90% teologii chrześcijańskiej to kopiuj-wklej z perskiego mazdaizmu poreformatorskiego (zaratusztrianizmu). Oczywiście to nie jedyne z nich, ponieważ również w Egipcie istniał kult boga, który miał 12 uczniów, nauczał, czynił cuda i umarł umęczony. Wszystkie te mity najprawdopodobniej miały swój pierwowzór w postaci Ahura Mazdy, czyli mazdajskiego Boga. Co ciekawe, Ahura Mazda stworzył świat w 7 dni, również zesłał potop, oraz zniszczył grzeszne miasta ogniem z nieba. Również istnieje postać Szatana (Angra Mayun), który zajmował się niszczeniem tego, co Ahura Mazda stworzył. Dodatkowo Bogu towarzyszył Duch Opatrzności, który chrześcijańskie nazwali Duchem Świętym. No i proroctwa głoszą, że Ahura Mazda tchnie swe błogosławieństwo w dziewicę, która pocznie syna Ahura Mazdy, który to odda życie za grzechy ludzkości, zaś po tej ofierze nadejdzie koniec świata i sąd ostateczny, gdzie dobrzy zostaną wzięci do nieba, zaś źli do piekła. Można tutaj w nieskończoność przytaczać podobieństwa, ponieważ chrześcijaństwo jak już mówiłem jest w 99% kopią zaratusztrianizmu, zmienione są tylko imiona, nieco chronologia (np. Jezus narodził się przed wielkim uciskiem, zaś Ahura Mazda przyjdzie po wielkim ucisku), oraz parę detali, które podpatrzono od Greków i Egipcjan (czyli praktycznie wszystkie święta, chociażby 25 grudnia - Boże Narodzenie. Przeniesione z 2 stycznia na 25 grudnia po to, by wytępić w Rzymie obchody "pogańskich" Saturnaliów)
Jaką film niesie myśl? Taką, że to co znamy i to co jest nam wpajane od małego, w żadnym wypadku nie jest takie, jak myślimy. Religie to mity powtarzane jedne przez drugich, z kolei nauka to nadal raczkująca próba interpretacji rzeczywistości, która mówiąc "to niemożliwe!" tak naprawdę rzuca wyzwanie Matce Naturze, z którego zawsze wychodzimy jako przegrani.
Nie jestem biologiem, nie jestem fizykiem, nie jestem matematykiem, nie jestem katechetą. W żadnej z tych nauk nie jestem ekspertem i nigdy nie będę (chociaż politechnikę ukończyłem i pracuje w zawodzie dla "ścisłowców"). O SIRT-1 nic nie słyszałem i wątpię czy jakieś 99,95% ludzi słyszało, co nie oznacza, że tylko dla tego nie mogę mieć swojego zdanie i to jeszcze (jaki bezczelny typ) wypowiedzieć je na forum. Von Danikena czytałem (może przez to film dla mnie nie jest taki "WOW" jak dla dużej rzeszy go oglądających) i obraz tego czym w rzeczywistości jest chrześcijaństwo (a może i wszystkie religie świata) też w jakiś sposób mam ukształtowany. Fajnie, że istnieje SIRT któryś-tam (w żadnym poście wcześniej nie stwierdziłem, że nieśmiertelność to jakaś bzdura i fantasmagorie). Fajnie że dowiedziałeś się o tym na studiach, albo gdzieś przeczytałeś, albo to twoja praca, albo to po prostu twoje hobby. Ale spokojnie nauka też nie raz już się myliła, weryfikowała tezy, hipotezy etc. Dystans, z niego patrzę na ten film. Nie biorę go na 120%, jak co poniektórzy i nie przeżywam jak by to była najprawdziwsza prawda, nie zakładam łachmanów i przeistaczam się w kaznodzieje głoszący tezy w filmie zawarte jako te najprawdziwsze. Podchodzą do tego na chłodno, na zaprzeczam, ale mimo wszystko trochę św. Tomasze we mnie jest ...
I co do ostatniego akapitu, to już dawno przestałem wierzyć (a może nigdy nie wierzyłem?) w to co wyniosłem ze szkoły. No może nie tyle przestałem wierzyć co przemieliłem to przez mój własny CPU.
PS. Coś tak wracamy w postach do tego chrześcijaństwa, ale po pierwsze to jest dowód na to jak bardzo kilku(nasto)letni proces kształcenia dzieci ma wpływ na ich późniejsze życie, a pod drugie hola hola nie zakładajmy, że "Boga" nie ma. To, że naukowcy tego nie dowiedli, albo wręcz starają się dowieść, że go nie ma i jest tylko projekcją najprymitywniejszych, podświadomych ludzkich potrzeb jeszcze nic nie znaczy. Boga (jakkolwiek jego imię brzmi) nie ma - to hipoteza jeszcze nie udowodniona, a jeśli jest nie udowodniona to przeciwn, że Bóg istnieje ma cały czas ma rację bytu .... :)
Cóż, genetyka to moja platoniczna, wieczna miłość, która jest moim zainteresowaniem, pasją, studiuję ją i zgłębiam na co dzień. A hobby to zbieranie chrząszczy i ich suszenie ; )
Film miał na pewno możliwości i faktycznie nieco je spłaszczył ogólnikami, lecz pewne ciekawe myśli jednak zasiał. Na dobrą sprawę gdyby nasz bohater kontynuował opowieść, to cóż... zakładam że wszystkich by niemal przekonał. Ostatecznie Edith na końcu wymiękła, jego największa przeciwniczka od początku opowieści.
Popełniasz błąd logiczny. Nie udowadnia się nieistnienia. Proste prawo logiki mówi jasno: "ciężar dowodu spoczywa na wysuwającym twierdzenie, a nie na przeczącym". Nieistnienia boga się nie dowodzi, tak samo jak nikt nie pisze prac na temat nieistnienia gremlinów, lub nieistnienia smoków. Można jedynie napisać pracę o ich istnieniu. Jednakowoż argumentem na rzecz nieistnienia boga jest fakt, że nauka nigdy nigdzie nie potrzebowała owej hipotezy, oraz wciąż udowadnia, że świat podlega naturalnym procesom, które mają naturalne źródło
Logikę na studiach miałem, ale człowiek (naprawdę sympatyczne gościu) z zamiłowania był filozofem :), więc chcąc nie chcąc dużo mnie nie nauczył.
Co do logiki samej w sobie - nie przeczę, że "ciężar ...", ale mimo wszystko czy to nie sprowadza się do jednego, tzn. udowadniać hipotezę treści "Bóg nie istnieje", a udowadniać hipotezę "Bóg istnieje"? Udowodnienie pierwszej automatycznie spowoduje obalenie drugiej i na odwrót. Na mój rozum można stawiać tezy (uogólnijmy), że coś nie istnieje i je udowadniać, ale mogę się mylić, bo jak pisałem z logiki jako nauki raczej orłem nie jestem.
Co do nie udowodniania nie istnienia b/Boga (piszesz przez małe "b", co już chyba trochę pokazuje Twój stosunek to tego tworu ;o]) - dlaczego? Czyżby formułowało się i udowadniało/obalało się tylko hipotezy czegoś co zbadać można (a przynajmniej w ścisłym tego słowa znaczeniu)?
Tak mnie naszło - ta rozmowa praktycznie nie toczyła by się takimi torami i prawie (prawie) nie miał by miejsca gdyby w scenariuszu nie było by nawiązania do Jezusem. Przede wszystkim sprowadzało by się to do - jest sobie człowiek, żyje już gruuuuuubo ponad 2000 lat, czy jest to możliwe?, na ile jest to możliwe? etc. Jeśli w ogóle nasza rozmowa by miała miejsce to toczyła by się na całkiem innej płaszczyźnie. Sam fakt, że John nagle okazuje się być w przeszłości Jezusem (przypomnę tym Jezusem z tego Nazaretu) powoduje właśnie taki tryb/ton/charakter rozmowy/rozmów (bo nie tylko pewnie prowadzonej w tym topiku). Na prawdę liczy się dystans, konstruktywna rozmowa ... Ja nikogo nie zamierzam ukamienować za to, że stwierdza, iż film jest wielce realny, albo wręcz przeciwnie to jedna wielka fantazja, a może jest czymś zupełnie po środku ...
Nauczyciel z pasji, najlepsze co może spotkać każdego, kto pragnie pobierać nauki : )
Niestety, ale nie są to dwie, równoważne tezy, ponieważ udowadniamy tylko istnienie. Czemu? No cóż, nie można w żaden sposób udowodnić, że czegoś nie ma, bo i jakie dowody mielibyśmy przedstawić? Dowody mogą zostać przedstawione jedynie na rzecz istnienia boga. Jedyny sposób by całkowicie odrzucić koncepcje boga to nie dowód empiryczny, a dedukcyjny, czyli argument logiczny. W tym wypadku można jasno powiedzieć, że wszystko co znamy i co nas otacza powstało za przyczyną naturalnych praw, zaś te zostały ustalone w momencie wielkiego wybuchu, gdzie energia przekształciła się w materię o danych, minimalnych wartościach (np. powstały podstawowe struny, z których powstały podstawowe kwarki, a z nich podstawowe pierwiastki - podstawowe, czyli te najmniej złożone i najbardziej proste z możliwych). Tak więc podsumowując - empirycznie dowodzimy istnienia, dedukcyjnie nieistnienia.
Tak, dyskusja o Jezusie była tutaj mocnym punktem zaczepnym. Oczywiście ten sam poziom kontrowersji by został osiągnięty, gdyby jego znajomi byli żydami i mianowałby się Mojżeszem, lub gdyby kobiety siedziały tam w czarczafach i mianowałby się Mahometem. Uznanie się za jakąkolwiek postać historyczną już byłoby uznane za niepoczytanie. Gdyby powiedział, że był papieżem, słynnym generałem, lub królem, werdykt na jego temat byłby natychmiastowy. Postać religijna jednak jest owiana zawsze mitami, klechdami i nie ma nigdy bezsprzecznych dowodów jej istnienia, przez co John stał na wygranej pozycji, bowiem nikt nie mógł mu udowodnić, że nie był tą postacią.
Hmm, większość filmów (tzw. hollywoodzkich), to nadmuchane baloniki, ale z pewnością nie ten. Ten ma cechy zupełnie odwrotne!
Przecież otoczka dialogów i fabuły jest tak licha i tak prosta, że ma się wrażenie oglądania spektaklu teatralnego, a nie filmu. Żadnych efektów specjalnych, wybuchów, spektakularnych animacji komputerowych, pościgów, strzelanin, koni, Indian. Nic a nic. Sam suchy dialog i to w mizernym wykonaniu. Nie wiem jak można widzieć w tym filmie nadmuchany balonik, a nie widzieć meritum, którym jest ciągnąca się przez cały film dyskusja.
Sugerujesz że epitet pod tytułem "nadmuchany balonik" odnosi się tylko i wyłącznie do cyt. "efektów specjalnych, wybuchów, spektakularnych animacji komputerowych, pościgów, strzelanin, koni, Indian"? Z całą pewnością nie. Meritum, które ciągnie się przez całą dyskusję? Ależ tak zauważam, bo takowe jest, ale co z tego skoro meritum owo właśnie podpierane jest ... paplaniną nie mającą większego ładu, składu, sensu. Ten film (IMHO) to nadmuchany balonik pod względem teorii tam zawartej.
Nie zgadzam się, że film nic ze soba nie niesie- niesie właśnie taką konstatację, że fakty i historia są płynne, że nigdy nie możemy być do końca pewni co jest prawdą, a co czyjąś wersją- a właściwie, że prawd może być dużo, że każda prawda ma tysiąc wersji, a już szczególnie jeśli chodzi o wydarzenia wielkiej wagi dla ludzkości- są zbyt ważne dla milionów ludzi, żebyśmy zgodzili się obedrzeć się z narosłych mitów i dobudowanej treści - dlatego tak często granice pomiędzy prawdą a wymysłem sie zacierają. A także to, że gdyby nagle uderzyła nas w twarz czysta niepodrasowana prawda, to wielu z nas by jej nie udźwignęło. .
Tak, to właśnie film niósł ze sobą i pieczołowicie kumulował intelektualnie do scen ostatnich. To jednak zdecydowanie za mało, żeby okrzyknąć ten obraz fenomenem. Najbardziej obawiałem się przeintelektualizowania, jednak, na szczęście, dialogi było na poziomie. Prawda filmowa niestety przybrała bardzo poprawne politycznie szaty i to mnie trochę zawiodło. Zabrakło tej iskry albo jak założyciel tematu napisał - ogólnie formy innej niż balonik. Ale jest całkiem nieźle i tak :) Hamburgery może poczytają trochę i przestanie im się pie***** Babilonia z Australią.