Świetny film, a grze aktorskiej nie ma co wspominać bo to oczywistość, że jest świetnia. Ale oceniając film cały.... Dla mnie 1 godzina była dosyć nudna. Dzień z życia baletnicy, nic nie zwykłego, oj taki sobie niezły dramacik na 6/10. Ale dalej, od scenu w klubie do końca zasłużone 10/10. Dawno nie ogldałem tak świetnie zrobionych scen, naprawdę arcydzieło. Film oceniam jednak na 8+/10 bo jednak większość filmu była dosyć nudna, no ale inaczej to raczej nie mogło wyglądać.
Miałam ten same odczucia. Przez pierwszą godzinę oglądałam, bo oglądałam, dopiero później z większą uwagę wczułam się w akcję. Jednak film otrzymuje ode mnie ocenę 7/10. Nie powiem, trochę się zawiodłam, bo wszyscy krzyczeli, że powstało 'arcydzieło'. Porównując portrety psychologiczne bohaterki 'Czarnego Łabędzia' i 'Zapaśnika', bez wahania stawiam na ten drugi film. Podobieństwa są, ponieważ obydwa obrazy opowiadają o ludziach, którzy bezgranicznie poświęcili się temu, co robili. Jednak w poprzednim filmie Aranofskiego czułam emocje, tutaj Natalie ruszyła mnie dopiero przy tańcu na premierze. Trochę późno jak na przełom. Zresztą zabolało hollywoodzkie potraktowanie tematu - schizofrenia, zwidy oraz wyzwolenie przez seks. Czy inaczej się nie da?
Także film dobry, ale zgadzam się z autorem postu. Jest pewno 'ale'.
Ja przez pierwszą godzinę momentami aż oglądałem na przewijaniu, film mnie zainteresował dopiero od sceny w klubie. Ja wiem, że ten "dzień z życia baletnicy" służył budowaniu klimatu, atmosfery, ale są jakieś granice. Za pierwszą połowę 4/10, za drugą 8/10, dlatego myślę, że ocena 6/10 będzie najbardziej sprawiedliwa.
No ludzie! Pier*olnięcie nie może być od początku do końca. To film pełnometrażowy, nużące a nawet męczące by było gdyby przez 2 godziny panowało niewyczuwalnie rosnące napięcie. Do tego to film pełnometrażowy z gatunku psychologiczny. Tak idealnie widać zaangażowanie i to jak stopniowo wpływa na psychikę bohaterki jej rola Łabądków. To nie były typowe dni z życia baletnicy. Z taką matką nawet powrót do domu po pracy w fastfoodzie czy spawacza podwodnego byłby odstający od normy. Co do podobieństw "Zapaśnika" i "Czarnego Łabędzia", to pierwotnie miał być jeden film. Nawet identyczne ujęcia (jak np. te w których kamera idzie za bohaterką). Gdyby oba filmy pociąć i poprzeplatać scenami wyszedłby "Czarny zapaśnik" i nie odczuwalne by było, że to dwa inne filmy. Końcówka nawet by mogła być na ekranie podzielonym na dwie części (jak w serialu "24"). Skandująca widownia i "sukces" bohatera/bohaterki.
Aronofsky od lat wspópracuje z tym samym operatorem, czyli Libatiquem. Może właśnie z tego wynikają te podobieństwa. Zastanawiam się czy to skandowanie zaraz przed sekwencją napisów nie jest znakiem firmowym Aronofskyego. Zauważcie, że podobny motyw był w Requiem dla snu i Zapaśniku. Ciekawi mnie czy efekt ten jest zamierzony czy może tylko jest to kwestia przypadku.
Dlatego napisałem "no ale inaczej to raczej nie mogło wyglądać". Prawda, sposób kręcenia jest niemal identyczny jak w "Zapaśniku". Ale mi "Zapaśnik" nie przypadł do gustu. Miał kilka dobrych scen, a grze aktorskiej znowu nie ma sensu wspominać, ale jakoś... nie porwał mnie. Za to "Black Swan" dzięki drugiej połowie filmu pochłonął mnie .Cieszę się, że Mila Kunis się wybiłą i gra w takich produkcjach, choć miło powspominać jej rolę w "The 70's Show".
O roli Natalie pisać nie ma sensu bo przeszła samą siebie, po prostu wielki szacun. Ale mam nadzieję że po tym filmie wybije się Mila Kunis bo też była fantastyczna. W końcu pokazała że jest świetną aktorką a nie tylko głupiutką lalą z Różowych lat siedemdziesiątych jak to zwykło się o niej pisać