PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=554556}

Czas wojny

War Horse
7,1 47 973
oceny
7,1 10 1 47973
4,8 17
ocen krytyków
Czas wojny
powrót do forum filmu Czas wojny

Joey

ocenił(a) film na 6

Ciekawy i jednocześnie bardzo odważny był to pomysł, by wojnę ukazać nie od strony
ludzi bezpośrednio, a za pośrednictwem zwierzęcia, które wciągnięte zostaje w wir
wydarzeń. By stało się ono łącznikiem dla historii zwykłych ludzi, którym przyszło żyć w
czasach Pierwszej Wojny Światowej. Które zmieniałoby właścicieli, pokazując tym
samym jak wojna wpływa na różne osoby, jak widziana jest przez różne strony konfliktu.
Zadanie trudne, nietypowe, którego rezultat moim zdaniem nie jest jednak
satysfakcjonujący. A to dlatego, bo Spielberg nie zdecydował się jaki film tak naprawdę
chciałby nakręcić. Podtrzymującą na duchu bajkę dla całej rodziny, pełną pięknych zdjęć
pocztówkę z wojny, która w uroczy sposób mówi o wierze, przyjaźni i poświęceniu? Czy
może film, który będzie portretować sam konflikt jak i ludzi w niego wplątanych w trochę
odmienny, ale dogłębny sposób? W efekcie "Czas wojny" nie jest w pełni ani tym
pierwszym, ani tym drugim, ślizgając się jedynie po temacie, do żadnych
satysfakcjonujących wniosków nie dochodząc. Poprzeczka ustawiona tym razem została
zbyt wysoko, i podobnie jak bohater filmu, który w jednej ze scen zamiast przeskoczyć
przez właściwą przeszkodę, przechodzi nad tą mniejszą, tak i Spielberg, swoje zadanie
wykonał, ale w sposób daleki od zadowalającego.

Bohaterami "Czasu wojny", szczególnie na początku tego obrazu, są zwierzęta. Ludzkie
postaci są tu jedynie jakby tłem, wymuszonym dodatkiem. Zwierzęta pomagają sobie
nawzajem, wydaje się, że rozmawiają ze sobą, przechodząc ten ciężki czas w podobny
sposób co ludzie, tęskniąc i przeżywając rozstania. Ale im dalej rozwija się ta opowieść,
tym do głosu zaczynają dochodzić coraz bardziej postaci ludzkie, a koń, nazywany
cudownym, zjawiskowym (choć nie można powiedzieć by był szczęśliwym nabytkiem dla
większości właścicieli), staje się tylko ogniwem, łączącym poszczególne sceny z
odrębnymi postaciami. Przechodząc w ciągu kilku lat od ręki do ręki, od chłopca, który
go wychował, przez armię brytyjską, niemiecką, oraz przypadkowych ludzi, którzy przyszli
mu z pomocą w najcięższych dla niego chwilach. U kogo skończy się jego podróż
domyślić się oczywiście nie trudno, bo ta pięknie sfotografowana opowieść skończyć się
źle nie może. Co samo w sobie nie byłoby złe, gdyby jeszcze tylko historia ta nie była tak
przewidywalna, chwilami nudna i niestety niezbyt emocjonująca. Co czuć jeszcze
wyraźniej przez długość samego seansu.

Ta słaba emocjonalność tego obrazu w dużej mierze jest wynikiem strasznie
nieciekawej muzyki, której nie udaje się wykrzesać odpowiednich emocji z kolejnych
scen. Co dziwniejsze, wcale nie dlatego, że nie próbuje ona pomóc obrazowi w tych
najważniejszych chwilach, ale przez to, że stara się wręcz za bardzo. Tym samym przez
te przesadne starania, zawodzi wielokrotnie. Jest nijaka, brakuje w niej energii, fantazji,
życia. Zaskakujące, że tak nieciekawy i mało konkretny soundtrack wyszedł spod ręki
Johna Williamsa, który kiedyś, wydawać by się mogło, bez odrobiny trudu, potrafił
stworzyć kompozycje w mig zapadające w pamięć, błyskawicznie trafiające do serc. W
przypadku tego filmu jego muzyka nie dość, że nie pomaga wzmocnić przekazu, to
wielokrotnie przez swoje nadmierne starania, psuje nastrój, klimat powstały z samych
obrazów. Dlatego najlepiej wypadają tu sceny jej pozbawione, rozgrywające się w ciszy,
lub wzbogacone o naturalne odgłosy, stanowiące idealne tło dla wydarzeń
opowiadanych przez reżysera. Choć niestety nie ma ich zbyt wiele.

Strasznie boli również w tym filmie to, jak potwornie mocno jest on nastawiony na
uzyskanie konkretnych reakcji u widzów. "Czas wojny" staje się przez to rozmyślnie
zaprojektowaną maszynką, mającą w odpowiednich chwilach wywołać wzruszenie,
innym razem odrobinę rozbawić. Brakuje tu naturalności, spontaniczności, lekkości.
Brakuje scen, które byłyby po prostu zabawne lub prawdziwie wzruszające, a nie takich,
które za takie chcą uchodzić, które są chłodną kalkulacją, bo tak naprawdę nic się za
nimi nie kryje. Wzruszenie uzyskują urokliwe, przesadnie nasycone kolorami zdjęcia,
najazdy na zmartwione twarze bohaterów. Śmiech natomiast wywoływany jest przez
zagrania niczym z bajek, w których urocze zwierzęta pokazują swój przekorny charakter,
nie podążając ślepo za rozkazami ludzi. Strasznie męczące są takie przemyślane
zagrania, ta towarzysząca prawie każdej scenie przesada, chęć jak największego
wzmocnienia przekazu, która jednocześnie pozbawia go jakiejkolwiek siły. Bo uczucia
nie pochodzą tutaj z serca, a jedynie z zamysłu. Brakuje w tym filmie luzu, pasji, czystego
uczucia, które z sercem prowadziłoby tę historię, dzięki którym naprawdę stawałaby się
bliska i wzruszająca.

I choć obraz ten niby mówi o wojnie, choć jego akcja rozgrywa się przede wszystkim w jej
czasie, to Spielberg jakby się jej boi. Nie chce jej pokazywać, a już przede wszystkim
wystrzega się ukazywania śmierci jakiejkolwiek. Tak jakby nie była wcale ważna. Ludzie
albo nagle znikają, albo o ich odejściu dowiadujemy się później z czyichś relacji.
Ugrzeczniony to strasznie obraz. Zrywający z tym ładnym wizerunkiem wojny tylko w
czasie jednej ze scen, na froncie, w której widzimy biegnących przez błoto, padających
jeden po drugim żołnierzy i wreszcie mamy możliwość tak naprawdę przejąć się ich
losem. Wyjść z tej udawanej bajki i zobaczyć brudny kawałek wojny. Jednak tylko na
chwilę, bo później znów wracamy do tego upiększonego świata. Spielberg w przeszłości
wielokrotnie bardzo chętnie uderzał w familijne klimaty, ugrzeczniając swoje produkcje,
ale dotychczas ta spora dawka, wylewającej się z ekranu, dobroci i naiwności była
zawsze do wytrzymania. Tym razem jednak, w zderzeniu z tematem, to optymistyczne
podejście do świata, gryzie się potwornie.

6/10

ocenił(a) film na 8
milczacy

Przesadzasz, tak w kwestii muzyki, która jest świetna, jak i w innych kwestiach:

" Strasznie boli również w tym filmie to, jak potwornie mocno jest on nastawiony na
uzyskanie konkretnych reakcji u widzów. "Czas wojny" staje się przez to rozmyślnie
zaprojektowaną maszynką, mającą w odpowiednich chwilach wywołać wzruszenie,
innym razem odrobinę rozbawić. "

Tak sobie myślę, że zadaniem filmu jest budzić emocje, wzruszać, a że owe emocje wyzwalane są w konkretnych, wybranych przez reżysera momentach, to już kwestia tego, że mamy do czynienia z filmem - w komediach też mamy się śmiać w tych momentach, które scenarzysta i reżyser uznali za śmieszne.

" I choć obraz ten niby mówi o wojnie, choć jego akcja rozgrywa się przede wszystkim w jej
czasie, to Spielberg jakby się jej boi. Nie chce jej pokazywać, a już przede wszystkim
wystrzega się ukazywania śmierci jakiejkolwiek. "

Też się nie zgodzę, po pierwsze, wojna jest tu głównym złem, zbiorowym czarnym charakterem, pokazuje, że w " czasie wojny " każda ze stron coś traci, każda ze stron zatraca swoje człowieczeństwo, a rodak potrafi okraść i zamordować rodaka, w imię wojny, właśnie
zresztą, śmierć też mamy, mamy śmierć anglika dosiadającego Joe'ya, śmierć dwóch, młodych niemieckich dezerterów, widzimy ludzkie i zwierzęce zwłoki oraz śmierć i cierpienie koni, wyraźnie widać, że wojna nie przynosi chwały.

ocenił(a) film na 6
lelen_lis

Tak, zadaniem filmu jest budzić jakieś emocje, ale dobrze, gdy robione to jest z umiarem i wyczuciem. W filmie Spielberga większość scen jest wyliczona na konkretne zachowania, co mnie osobiście strasznie męczyło. Wiedziałem, że reżyser w danej scenie chciał byśmy się wzruszyli ale przez to skalkulowane zagranie wzruszyć się nie potrafiłem. Tak jak napisałem zabrakło mi w tym filmie pasji, opowiadania tej historii z czystego serca. Bez tego ten film jest jedynie produktem, którym przejąć się nie potrafiłem.

Pozdrawiam

ocenił(a) film na 8
milczacy

Cóż, ja, po lekturze licznych postów, min. na tym forum nastawiłem się na totalne, filmowe dno, wzorem " The Last Airbrender " z 2010 r, filmu bez fabuły, bez scenariusza, ze złym montażem, złą grą aktorską, itp., tymczasem dostałem całkiem zgrabny film, w którym stężenie patosu wcale nie było większe, niż w takich " Transformersach ", to jest dopiero kino nastawione na zysk, a ten mityczny już sentymentalizm aż tak nie rzucił mi się w oczy, jedynie scena orania pola była dla mnie jakaś dziwna, zbyt patetyczna i nienaturalna, zdziwił mnie też fakt, iż właśnie w tej scenie umieszczono główne, najmocniejsze wykonanie motywu przewodniego muzyki Williamsa, którego to motywu spodziewałem się w trochę innym miejscu ;), ale poza tą sceną wszystko było na swoim miejscu, wbrew opinią innych, nie dostrzegłem tego, żeby postaci ludzkie były jakieś słabo zarysowane, niepotrzebne, bo mimo faktu, że wiele z nich na ekranie gości bardzo krótko to spełniają swoją role, posuwają opowieść na przód.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones