Oczywiście to nie jest ten blockbuster, co te kilkanaście lat temu miał powstać, ale... jest to też lepsze niż to co zapowiada obsada, zwiastun, czy nawet początek filmu.
Całość zaczyna się kiczowato i marnie pod każdym względem. Efekty komputerowe są śmiechu warte. Cały film jest taki rwany, bo zabrakło budżetu na ujęcia łączące ze sobą sceny lub więcej szerokich planów, więc często przeskakuje się bezczelnie od jednego wydarzenia do drugiego i przydałby się jakiś wypełniacz lub dłuższa sekwencja, ale no i tak trochę pieniążków w ten film włożono.
Na końcu nawet kilku statystów i koników zatrudniono, zrobiono kilka ładnych wybuchów, nieco między różnymi lokacjami się film przemieszcza. Walki na miecze są chaotyczne i nieszczególnie brutalne, ale wciąż wypadają w miarę przyzwoicie. Scen akcji powkładano sporo, a na koniec fabuła zahacza nawet o ten mistyczno-przypowieściowy klimat rodem z pierwszego Conana (ale to tylko na końcu, nie ma tego dużo). Nie ma tragedii.
Nie ma też w sumie zbyt dobrego aktorstwa. Główny antagonista mógłby bardziej poszarżować, niczym Jeremy Irons w Dungeons and Dragons. Główna protagonistka jest. Charyzmą nie powala, totalnie drewniana też nie jest. Mogłaby mieć lepsze cycki, albo chociaż dopakować trochę, no bo mamy nieco przypadków, gdzie chuchrło powala większych przeciwników chyba siłą powietrza i sugestii. Wciąż nie jest to najgorszy casting. Nie jest to najlepszy casting.
No i nie jest to najlepszy film, ale mógł być znacznie gorszy. To jest kilka klas wyżej niż Dungeons and Dragons 2 czy 3, czy też Bloodrayne 1-3 (chociaż w Bloodrayne 3 były cycki i sceny seksu). Lepsze niż poprzednia Czerwona Sonja. Film faktycznie stara się dobić poziomem do Solomona Kane'a, tylko ma mniejszy budżet, a większy rozmach, więc przez to przegrywa, ale to ambitna porażka, warta obejrzenia i warta zrobienia sequelu.