koszmarek łączący kino akcji, film sci-fi i tu i ówdzie elementy kina kopanego (Mark Dacascos w jednej z głównych ról). cała fabuła to jakaś wysoce żałosna wariacja na temat klasycznego "Zbiega z Alcatraz" osadzona w... Moskwie przyszłości. patrząc na biegajacego po ekranie Rutgera Hauera możnaby odnieść wrażenie że twórcom marzył się "Blade Runner" kina klasy C. ja jednak obserwując tego wyśmienitego aktora w czymś tak kiczowatym pytałem tylko co się stało że władował się w tego typu pozycje. głupie, efekciarskie, wydumane. jesli oglądać to tylko dla wspomnianego pana, choć i tak posiada on w swoim dorobku znacznie lepsze produkcje z tego gorszego okresu.
Zgadzam się. Wyjątkowo parszywe kino akcji sf. Budżet niski, inwencja jego zarządzania niska, efekt warty śmiechu.
Hauer to jedyny powód dla którego warto go zobaczyć, ale jak piszesz -> on + ten film daje Blade Runnera nawet nie klasy C.
Naprawdę nie warto go szukać, a jeśli poleci kiedyś w tv, to obejrzeć można. Jednak na pewno bez jakiejkolwiek rewelacji.
5/10
głownie za głównego aktora oraz nie tak zły pomysł umieszczenia akcji w przyszłościowej Rosji... tylko co to za przyszłość ? ;)
Nie oglądałem uważnie, ale eszcze Mark Dacascos się wybijał. Kojarzę go głównie z grania bardziej uduchowionych bohaterów - w serialu "Kruk", "D.N.A." i "Braterstwie wilków". Tutaj całkiem nieźle wypada jako taki typowy dziany, latynoski zbir. Nawet swoje umiejętności ma okazje pokazać, więc fani powinni być content.
A ja z kolei obserwując Marka Dacascosa "w czymś tak kiczowatym pytałem tylko co się stało że władował się" w tą kupę. To najsłabszy jego film jaki widziałem. Nawet scena walki (była tylko jedna w całym filmie !) nie wyglądała dobrze. Właściwie jedyne co w tym filmie przykuwało moją uwagę to Yvonne Sciò, w jednej z głównych ról, i na golasa ! :)