w końcowej scenie. wcześniej było całkiem ciekawie, ba, nawet dobrze. ale hektolitry krwi i ta mara niczym zombie zepsuły mi nieco klimat filmu japońskiego, a zajechały tandetą.
hmh, kwestia gustu...
dla mnie - tandeta. bo krew już była. a to nie jest styl wschodni.
Coś w tym jest, ja również nie utożsamiam japońskiego czy też koreańskiego kina grozy z krwią, siekierą itp. Ale powiem szczerze, że tu, w "Czerwonych Pantofelkach" jej obecność mnie tak bardzo nie razi, ciekawe wykorzystanie. Według mnie film dobry, bardzo fajny eksperyment. Polecam.
Fakt, eksperyment ciekawy. Warto wzbogacić swoją bibliotekę i doświadczenia filmowe o tę pozycję :)
Zgadzam się nekrologu (nie wiem czy dobrze odmieniam xD) z tobą :) Miłośników azjatyckiego kina jak najbardziej zachęcam do zapoznania się z tą produkcją :)
"bo krew już była. a to nie jest styl wschodni."
hahaha chyba żartujesz? nie styl wschodni? Azjaci od zawsze się lubowali w gore, na dobrą sprawę to oni stworzyli torture-porn. a tak w ogóle krew przewijała się przez cały film, nie tylko pod koniec, zresztą wcale nie było jej tak dużo.