Jedna metafora życiowej karuzeli i ślepy morderczy pęd ludzi na niej jeżdżących.
Nic nowego, a w tej wersji - jakoś bez specjalnego polotu mi się wydało.
Dość szybko można się połapać o co reżyserowi chodzi i dalsze oglądanie samego maratonu - niezbyt mnie już ciekawiło (długie fragmenty na przyspieszeniu oglądałem).
A odpowiadając na tytułowe pytanie (i ostatnie słowa w filmie tego chłopaka)
"Czyż nie dobija się koni?" - Tak, ale beznadziejnie kulawe. Tu takiego nie widziałem.
5/10
<"Czyż nie dobija się koni?" - Tak, ale beznadziejnie kulawe. Tu takiego
nie widziałem.>
czyli takie, które dla woźnicy są już bezużyteczne?
W sumie nie wiem :) Dobre pytanie. Nigdy nie zabijałem konia:)
Jeszcze jestem ciekaw jak pociągnął byś tą swoją myśl w kontekście samego filmu. Może się czegoś dowiem ciekawego.
No ok, jak drugi raz czytam teraz ten twój komentarz to załapałem o co ci chodzi. :)
Problem stanowiło słowo "dobija", które ma znaczenie takie jakie ma.
No ale w tym świetle zakończenie -> podkreśla główną idee filmu i wydaje się lepsze.
Mimo wszystko jest to za mało żebym podniósł ocenę (która jest odzwierciedleniem subiektywnych wrażeń i przyjemności z oglądania)
A może również samą idee filmu opacznie zrozumiałem? :)
no jeżeli oglądałeś na przyspieszeniu film i to nie byle jaki to żal mi Ciebie, lepiej się nie wypowiadaj... trochę szacunku dla dobrego kina
Na przyspieszeniu oglądałem dokładnie - kolejne tańce. Ile można? Męczyłem się tym niemal tak jak bohaterowie :) A idea tych tańców przecież już po 15' ich pokazywania była pewnie dla wszystkich dość jasna.
Ok - reżyser dokręca śrubę. Lepiej się odczuwa tę sytuację i alegorie. Zakończenie również robi w ten sposób lepsze wrażeni. No ale jednak - bez przyspieszania nie obejrzał bym filmu do końca (a uważam, że warto)
"Męczyłem się tym niemal tak jak bohaterowie" - dobrze powiedziane. Bo ten film powstał właśnie po to, by męczyć. Dla bohaterów też "idea" tańca była jasna, a jednak powtarzali go w kółko i w kółko... Ten film wg mnie jest właśnie bardziej do odczuwania, niż rozmyślania (chociaż jedno wiąże się z drugim. Jak już przeżyjesz przed telewizorem to, co masz przeżyć, możesz sobie później pokontemplować nad tym wszystkim).
A z tym kulawym koniem (żeby było jasne): chodziło mi o to, że niektórzy, owszem, tak jak Ty zasugerowałeś, dobijają konia gdy nie jest już potrzebny. Jednak wg mnie autor tutaj dobija konie bardziej po to, by ulżyć mu w cierpieniach. To bardziej akt miłosierdzia niż ekonomizowania życia.
A sorry, umknęła mi ta wypowiedź (a szkoda). Ja od początku interpretowałem to zdanie wlasnie jako ulżenie w cierpieniu. Pomyslałem jedynie, że ty sugerujesz mi własnie to, ze może być to - pozbywanie sie nieużytecznego narzędzia. To drugie jest ciekawsze, ale jednak to pierwsze wydaje się być zdecydowanie bardziej tym co autor chciał przekazać.
Poza tym - "dobijanie koni" zawsze bardziej kojarzyło mi się własnie z ulżeniem w cierpieniu.
Nie wiem jak takiej perełce można dać śmieszne OK (5/10)
i jeszcze ten tekst "nic nowego" jakby film był z tego roku
Nie wiem czy głosił coś odkrywczego, filmy z reguły takie nie są, odkrywcza to może być praca doktorska, albo książka.
W takim razie powiedz mi ile znasz wcześniejszych filmów, które można traktować w całości jako metaforę;
Wyścig szczurów ( "po trupach do celu" jak to ostatnio stało się modne ;) na 15 lat przed erą yuppies, zwykła chciwość była od zawsze ale nie w takiej skali.
Bardzo podobał mi się też klimat, nazwałbym go "cyrkowy".
Zakończenie też jak na tamte czasy chyba unikatowe i szokujące.
Film z pewnością robił duże wrażenie w swoich czasach, myślę że porównywalne z "metropolis" czy "lot nad kukułczym..."
No ok, niewiele jest filmów odkrywczych. Jednak twoje pretensje o słowa "nic nowego" są chyba bezpodstawne.
Wczesniejsze filmy ktore mozna w calosci traktowac jako metafore? Dziesiątki. Przeciez ludzie pokroju Bunuela tworzyli juz w latach 30.
Wyscig szczurów? A choćby masa filmów z tzw "klasyki hollywoodu". Proste moralitety (ale i pełne uroku). Frank Capra i te sprawy. W bardziej wysublimowane kino nawet nie wchodząc.
Nie wiem czy i w jakiej skali byla chciwosc. Chyba jednak zawsze byla porownywalna, tylko roznie sie objawiala (chocby rozmaite goraczki zlota, czy innych kopalin).
Zakończnie - niezle, ale jak na tamte czasy - nic specjalnie szokującego.
Nie twierdzę że ten film nie jest oryginalny i na swój sposób wyjątkowy, bo jest jak najbardziej. Stwierdziłem jedynie, że tematyka nie jest niczym nowym. Forma (ogolnie mówiac) nie jest również rewolucyjna, choc na pewno oryginalna.
Nie uważam się za znawcę starego kina także muszę ci zawierzyć ;) . Z filmów np. z lat 50, 40 widziałem tylko klasyki ale domyślam się że film nie jest rewolucyjny (za takowy można uznać moim zdaniem max 3 filmy) ale za to rewelacyjny pod względem chociażby gry aktorskiej, zdjęć i wysokiego napięcia połączonego niemal z paranoją.
Po prostu zdziwiła mnie ocena 5/10 bo takie oceny to wystawiam bezbarwnym filmom typu napalone na hajs sensacje z XX w.
właśnie obejrzałem w tv.
nie powaliło na kolana. ludzie pragną pieniędzy, życia, pracy, ale film za bardzo to wszystko upraszcza i wyjaskrawia. maraton jest absurdalny, niezrozumiały dla widza. zgadzam się, że od początku wiadomo, o co chodzi. nieznana tylko puenta.
alegoria wg mnie nietrafiona: człowiek nie jest zwierzęciem, nie dobija się człowieka, tylko należy mu pomóc. tym się różni od koni. Bobby był zbyt prostolinijny, by to zrozumieć. 6/10, i to chyba na wyrost. hollywodzka produkcja. znam dziesiątki lepszych.
No u mnie pojawiła się wątpliwosć co do puenty (dzięki uprzejmosci ktoregos z komentatorów).
Kobieta była już nieprzydatna dla organizatora maratonu, nie była w stanie dalej uczestniczyć w gonitwie - więc kula w łeb.
Nie wiem jaka była intencja reżysera. Bardziej prawdopodobna wydaje mi się chyba jednak ta banalniejsza, o której wspominasz.
Jak miał jej pomóc? Kupić nową parę rajstop?
Nie oceniajcie filmów miarą własnej ignorancji.
Proszę o rozwinięcie mysli.
Chciałem skomentować, ale sie powstrzymalem, bo nie jestem pewny co miałes na mysli.
6/10?? ;p Książka mnie zafascynowała, jest świetna, nie mówiąc już w jakich czasach powstała, gdyby nie jej realizm i szczerość zapewne zostałaby lekturą.
Film chociaż oczywiście dużo słabszy od książki i tak oceniam jak najwyżej;
ludzi którym nie podoba się film uważam za konformistów bez uczuć nie rozumiejących go, chyba że oglądają go na komórce lub w rytm bitych schabowych to tyle
P.S. bardzo cieszy mnie wysoka ocena na filmwebie
"ludzi którym nie podoba się film uważam za konformistów bez uczuć nie rozumiejących go, chyba że oglądają go na komórce lub w rytm bitych schabowych to tyle "
tak, tak. A ja nie lubiących żurku uważam za konfidentów i złodziei.
BTW - czytałes książkę, więc mozesz mi powiedzieć co dokładnie autor miał na mysli z tym zabijaniem koni (bo na kilka sposobów można to rozumieć)?
Czyż nie dobija się koni = ulżyć w cierpieniu,
czy - pozbyć się nieprzydatnej już siły pociągowej?
o tych rajstopach to wogole jakas pomyłka, kolega nie rozwinął wypowiedzi, czyli sam nie wie o co mu chodziło. ja tylko dopowiem: w naturze człowieka leży właśnie troska o innych, słabszych, w świecie zwierząt tak nie bywa (dominuje instynkt przetrwania), jesliby tak nie było, nie mielibysmy przytulków dla starych lub obłakanych, jak i dla dzieci. na tym tez być może opiera się nasza cywilizacja, altruizm.
tak jak pisze adam, "uważam za konformistów bez uczuć " ten wpis też genralnie bez związku logicznego, .....ja nie uważam zaś tych którzy oglądają film na rzutniku..... nie no absurd..... na wpisach juz chyba dośc było komentarzy co do podobania się filmów
adam: myślę, że chyba obydwa czynniki brane sa pod uwage, bo ludzie generalnie szanują konie, tradycja ulżenia w cierpieniu
powtórzę: nawet kryzys ekonomiczny nie powienien zmusic ludzi do zachowywania sie jak zwierzęta, ale z godnością starać się przezyć. to moj absolutnie subiektywny sąd.
Czytałam książkę i autor nie miał nic innego na myśli jak właśnie ulżenie w cierpieniach. Gloria jest osobą, której nie da się już "naprawić". To, że widzi wszędzie obłudę i jest nieustannie w depresji, nie jest tylko wynikiem kryzysu ekonomicznego. To tylko dodatkowy czynnik. Już na samym początku książki tłumaczy swoje zgorzknienie bolesnym dzieciństwem. To nie jest tak, że ta kobieta nie starała się widzieć świata inaczej. Kiedy jednak wszelkie starania zawiodły i świat nadal jej się jawił w takich barwach stała się cyniczna, a to z kolei stało się źródłem nieopisanych, ciągłych cierpień. W końcu jak żyć w świecie, do którego nie jest się przystosowanym w żaden sposób i w który całkowicie się zwątpiło?
"Kiedy jednak wszelkie starania zawiodły i świat nadal jej się jawił w takich barwach stała się cyniczna, a to z kolei stało się źródłem nieopisanych, ciągłych cierpień. W końcu jak żyć w świecie, do którego nie jest się przystosowanym w żaden sposób i w który całkowicie się zwątpiło?"
Bla bla bla. Żyć i walczyć dalej. 99.9% ludzi jakoś daje radę (i to znajdujący się w nieporównanie gorszej sytuacji niż główna bohaterka). Zwątpienie? Zwątpienie to nic. To jedynie stan psychiczny. Pierdoła oderwana od rzeczywistości. Jedyne co trzeba zrobić to przekładnie w głowie jedną przesunąć (co nie oznacza, że jest to łatwe). Zwątpić może każdy bez znaczenia w jakiej sytuacji się znajduje i od poziomu życia (tych pławiących się w luksusach dotyka to nawet częściej niż klepiących biedę - oni zajęci życiem z dnia na dzień, nie mają czasu na takie zmartwienia).
Co więcej - nie ma chyba osoby która w życiu nigdy nie miała momentu zwątpienia. Większość udaje się z niego wyjść.
Dobrze, że gdy ja przeżywałem moment zwątpienia, to nie spotkałem uczynnego faceta, który by mi ulżył w cierpieniach :)
Myślę, że właśnie głównym tematem na tym forum powinny być Twoje przeżycia osobiste i domorosła filozofia. Zakładasz wątek żeby podyskutować, ale po co skoro wiesz najlepiej (btw. Camus, który zaaprobował książkę na pewno był idiotą, który nie wiedział o "przesunieciu sobie w głowie przekładni"). Olać intencje autora, zadowólmy się Twoim poglądem na świat. Miałam porozwodzić się jeszcze nad książką żeby ew. rozjasnic kilka kwestii, ale wraz z odpowiedzią "Bla bla bla" rezygnuję. Na szczęście nie ma obowiązku leczenia krótkowidzów.
O co ci chodzi?
Zadałeś pytanie: "W końcu jak żyć w świecie, do którego nie jest się przystosowanym w żaden sposób i w który całkowicie się zwątpiło? ". (za autorem pewnie). No to odpowiedziałem jakie jest moje zdanie na ten temat.
Jeśli nie chciałeś usłyszeć domorosłego filozofowania to po kiego grzyba to pytanie zadawałeś? Ja pomysłów nie mam.
Dlaczego twierdzisz, ze olałem intencję autora i zadowalam się własną wizją? Przecież ja ją przyjąłem, przeanalizowałem i nie zgodziłem się z nią.
A "bla bla bla" nie znaczyło, że z góry ignoruje czy odrzucam takie myślenie, ale po prostu uważam je za... conajmnie jbezpodstawne.
"Bla bla bla" pod przytoczonymi przez kogoś słowami nie trudno zinterpretować jako brak szacunku dla czyjejś wypowiedzi czy potraktowanie jej jako bredzenie. Zanim wyciągniesz ostateczną konkluzję z filmu czy, jeśli się pokusisz, ksiązki, miej na uwadze, że kazdy człowiek jest ukształtowany inaczej (pod względem zdolności, możliwości, odporności, siły psychicznej itd.). Pozdrawiam.
Pewnie że każdy jest inny. Ale kto tak na prawdę jest powiedzieć, czy rzeczywiście jesteśmy za słabi, czy tylko "się wkręcamy" tak psychicznie? Prawda jest taka, że nikt.
O ile jednak trudno odbierać głównemu zainteresowanemu prawa do podjęcia jakiejś decyzji (choć imo należy każdemu odradzać), to już na pewno nie może tak stwierdzić (że kogoś nie da już się "naprawić") osoba trzecia. Czy to mądry pan piszący książki, czy młody chłopak-partner do tańca.
Decyzję podjęła Gloria.
<"Czyż nie dobija się koni?" - Tak, ale beznadziejnie kulawe. Tu takiego nie widziałem.>
Obejrzałam właśnie film i rzeczywiście problem nie jest tak mocno uwypuklony jak w książce. Łatwiej zrozumieć i Glorię, i Roberta po książce McCoya. Polecam ją przeczytać. Malutka, cieniutka, a rzuca więcej światła na bohaterów i ich wszelkie działania. A przede wszystkim tam widać "beznadziejnie kulawego" "konia".
a skąd wiesz w jakiej sytuacji znajduje się główna bohaterka? tak naprawdę z filmu wiemy o niej niewiele (na początku mówi, że pomieszkuje tu i tam: w kansas i teksasie - bynajmniej nie wypowiada tego w radosnym tonie, co daje do myślenia, że nie miała i nie ma łatwego życia - uważam nawet, że ona przeszła jakieś piekło). moim zdaniem zbytnio generalizujesz, podchodzisz do ludzkiej psychiki, krzywdy, wrażliwości zbyt uniwersalnie i trochę stereotypowo, co już samo w sobie jest błędem: bo w przyrodzie występuje zmienność. wydaje mi się, że dosyć słabo znasz się na psychologii i socjologii, w dodatku sprawiasz wrażenie takiego, który do wrażliwców raczej nie należy. napiszę w ten sposób: myślę, że prócz bycia wrażliwym trzeba w życiu zaznać uprzykrzającej biedy, by móc w tym obrazie zobaczyć idealnie skonstruowaną metaforę "machiny" życia. dla mnie to jest arcydzieło i jeden z najbardziej gorzkich i dobitnych obrazów jakie kiedykolwiek widziałem. myślę, że nieprędko znajdzie się film, który tę pozycję przebije. od siebie: bardzo polecam.
Jeśli o bohaterce wiemy niewiele, to siłą rzeczy generalizuje.
Na istotną sprawę zwróciłeś uwagi - widzimy jedynie marny stan psychiczny bohaterki. Nic o przyczynach nie wiemy. Trudno więc było mi się nią mocno przejąć.
bo wydaje mi się, że tak po prostu miało być: reżyser nie chciał, abyśmy kogokolwiek poznali tam bliżej, żebyśmy z kimkolwiek poczuli jakąś głębszą więź. mamy być tylko obserwatorami tego urągającego spektaklu. tak jak w życiu właśnie: dopóki kogoś bliżej nie poznamy, los takiego człowieka zazwyczaj jest nam obojętny, mimo iż ta osoba może mieć bardzo smutne życie i za niedługo "odpaść" z wyścigu. ten film to naprawdę arcydzieło, ale rozumiem tych, którzy tego nie dostrzegają: nie każdemu jest to chyba dane. i możemy dyskutować nawet do białego rana przy wódce i korniszonach - to raczej niewiele zmieni.
A może dostrzegę coś więcej gdy kiedyś obejrzę to ponownie? I tak bywa przecież...
tylko, że na czas maratonu ludzie są końmi na wyścigach a dalsza część tytułu to już wolne rozważania. porównanie wg mnie jest na miejscu, przecież ci ludzie grali role koni.