Przypominam niektórym tu osobom, że film jest adaptacją książki, choć każda jedna adaptacja zawsze spłyca każdą książkę, jeszcze się nie spotkałam z tym, żeby ktoś to zrobił dobrze.
Ale do rzeczy, pierwsze pół godziny filmu jest tak nakręcone, że ma się wrażenie, że relacje łączące Franka z Adele i Hankiem są wynikiem strachu. W książce nigdy wprost Frank nikomu nie groził, od razu, w supermarkecie kiedy poznaje Adele i jej syna jest między nimi nić porozumienia. Związał Adele nie sznurem, a jej jedwabnymi apaszkami... Zakochali się w sobie i chcieli być razem, całą sytuację popsuł fakt, że Henry odtrącił koleżankę z biblioteki, to ona doniosła na Franka, a wygraną nagrodę przeznaczyła najprawdopodobniej na czesne szkoły artystycznej (źle skończyła). Po wyjściu Franka z więzienia często widywali się z Hankiem i jego rodziną, a Adele zaczęła pracę w domu seniora jako instruktorka tańca. To tyle. Film jest namiastką książki, choć i tak nie jest złą produkcją.
Poszukałam, u nas wydane jako "Ostatni dzień lata". Może i dobrze, bo święto Pracy, które na ten dzień w USA wypada, trochę inaczej nam się kojarzy i ten tytuł nic by nie mówił. Zachęciłaś mnie do sięgnięcia po książkę... Choć film bardzo mi się podoba, jest leniwy, a zarazem subtelnie przepełniony emocjami (i wcale nie chodzi o jakieś napięcie seksualne, choć ono też obecne)