Nazwać ten film niskobudżetowym to przesada. To jest wręcz film amatorski. Zaczynając od napisów początkowych, a kończąc na całej reszcie jak zdjęcia, montaż czy aktorstwo. Nic tu się nie klei.
Fabuła od czapy, nie za wiele pomyślane jest, po prostu gość przychodzi i dostaje wpi**dol i później wraca po więcej, ale akurat nie ma nikogo, więc mu się trochę udaje.
Nawet Cole Hauser i Jack Kilmer są średni, w niektórych scenach coś tam próbują, ale w innych w ogóle nie grają, a niby porządne nazwiska i czegoś tam można się po nich spodziewać.
Jedyny jasny punkt tej produkcji to Stephen Dorff - on jedyny tu pokazuje, co to znaczy grać i na tle tej mizerii wypada wybitnie wręcz.
I wiem dobrze, że ten film gdzieś miał budżet w wysokości 10 dolarów, ale nawet za mały hajsiczek można coś fajnego nakręcić. Takie "Murder at Yellowstone City" jest 10 razy lepsze na ten przykład i je polecam, a tę produkcje absolutnie należy z daleka omijać, bo nawet zabawna nie jest.