(...) Scena powrotu Andy'ego − już jako zombie. Zbliżenia na rozbawione twarze ujawniają, że za każdym okrzykiem radości kryje się teatralna sztuczność; że uśmiech to maska, zasłaniająca niepewność, konsternację, może nawet obawę. Śmiech to kamuflaż, a salon rodzinny staje się polem emocjonalnej szarpaniny − której drastyczność będzie się nasilać wraz z upływem kolejnych dni. Jeśli intrygują Was horrory o patologiach amerykańskiego społeczeństwa lub zgrabne filmowe metafory w ogóle, po seansie "Dead of Night" obejrzyjcie też "Martina" w reżyserii George’a Romero − gdzie to wampir, nie żywy trup, musi odnaleźć się w brutalnym świecie osób śmiertelnych.
Pełna recenzja: #hisnameisdeath