Kolejny udany thriller psychologiczny Chabrola, tym razem nafaszerowany odniesieniami do Biblii.
Charles (Perkins) budzi z rękami we krwi. Charles prosi o pomoc swojego profesora - Paula (Piccoli). Charles ma ojca (Welles). Ojciec Chrlesa stworzył swój świat, jest Bogiem.
Mógłbym przeprowadzić tu dogłębniejszą analizę tego dziełka, ale to daremna rozkminka, nie wiem nawet na ile dobrze interpretuję intencję Chabrolu (znowu :) i wątpię aby ktoś tu kiedyś zajrzał.
Ogólnie film może kogoś zanudzić, jeśli nie lubi tego reżysera, ale jak ktoś wie, czego się spodziewać powinno się podobać. Wspomniana symbolika biblijna, interesująca intryga, niezły klimat i świetna obsada. Tyle.
Spokojnie, ja wpadłem.;p Film słaby i napakowany bzdurami na koniec, jutro coś skrobnę.
Zanim zaczniesz kolejną "cywilizowaną dyskusję" ze mną najpierw zakończ poprzednią.
http://www.filmweb.pl/film/Grek+Zorba-1964-30649/discussion/Je%C5%9Bli+ju%C5%BC% 2C+to+raczej+manifestacja+nienawi%C5%9Bci+do+%C5%BCycia,1581268
Wiem, że sam zaproponowałem koniec dyskusji, ale po twoim postscriptum nie mogłem się powstrzymać i musiałem odpisać. Ale mój trud był, jak dotąd, daremny.
Nie chciałeś to nawet nie czytałem tego co napisałeś.;p
Nie mam ochoty tam wracać, trudno. Tu nie zależy mi na odpowiedziach, więc twoja wola.
Jak bym nie chciał, to bym nie pisał, ale w sumie po kilku rozmowach z tobą byłem świadom tego, że możesz nie czytać/ nie odpowiadać. Przeżyję bez rozmów z tobą. Zasadniczo nie przywiązuję w życiu uwagi do osób, które traktują mnie jak kogoś gorszego. Obejdę się bez twojego szacunku. Czuj się lepszy, ja pewnie też będę. I obu będzie nam dobrze.
Cóż za ton! :D
Dobra, coś cię gryzie, unikasz powiedzenia tego wprost, trudno. Trzymaj się, peace out.
Muszę przyznać, że umiesz mnie prowokować do kolejnych postów. Czy coś mnie gryzie? Nie, zapomniałem już w ogóle o sprawie, ale skoro się odezwałeś, to se przypomniałem. Nie chcę powiedzieć wprost? Już raz napisałem, ale "nie che ci się wracać, trudno". I bawi mnie takie "trzymaj się" od kogoś, kto insynuował, iż jestem głupi, mam problemy i że nie zasługuję na dyskusję. No proszę, napisałem to znowu. Właśnie to mnie wówczas "gryzło", że podczas dyskusji trzy razy odniosłeś się do mnie opryskliwie, a na koniec przy swoim "peace out" zasugerowałeś, że to ja nie umiem prowadzić cywilizowanej dyskusji. Albo chcesz być na fw. w stosunkach przyjacielskich, pomimo skrajnie odmiennych poglądów i gustów (ja miałem z początku taki zamiar) i wtedy będę się trzymał i też będę pisał, żebyś trzymał, albo nie. Ale nie widzę drogi po między, nie podoba mi się opcja taka, że najpierw mnie obrażasz (może nie dosłownie) i zasugerujesz, że jestem kimś gorszym, a potem udajesz, że wszystko jest super i trzymaj się. Czyli podsumowując: szanujesz mnie (razem z moim gustem i poglądami)? - odnoś się do mnie z szacunkiem. Nie szanujesz mnie? - nie odnoś się do mnie wcale. To chyba proste i dość logiczne.