Jeden ze sławniejszych filmów kina amerykańskiego. Pełno sytuacji, które zapadły w pamięć i czasami wspominamy, choć możliwe, że nie zupełnie świadomie. Taki trochę lepszy Pulp Fiction, bo z jaką taką fabułą, świetną muzyką i grą Buscemiego i Banderasa.
PS. Wcale mnie nie dziwi to, że w niektórych scenach Antonio zginąłby po parę razy. Rodriguez lubi robić takie filmy...