Co takiego ciekawego jest w miałkim i przewidywalnym romansie przystojniaka i szarej gąski... Pewnie to samo co w bijącym ostatnio rekordy popularności wśród młodzieży Zmierzchu. Tylko, że ja wtedy miałem 16 lat i znudził mnie ten film jak dzisiaj Zmierzch.
Może się nie znam.
jak kto lubi;) Ja uwielbiam ten film i choć znam go już na pamięc to chyba nigdy mi sie nie znudzi. i muzyka- fantastyczna!
Wow, szacun. Przewidziałaś to, że w filmie o tematyce romansu główni bohaterowie będą razem? No ja nigdy bym na to nie wpadła ;P Lubię ten film za przyjemny klimat i muzykę (lata 80 miały naprawdę świetną muzę, nie to co obecnie, gdzie 3/4 piosenek nie nadaje się na nic). Szkoda tylko, że to jedyna głośna rola Jen Grey. Zagrała przecież bardzo przyzwoicie. I uważam, że porównanie "Dirty Dancing" do "Zmierzchu" jest trochę nie na miejscu, bo jedynym ich wspólnym elementem jest miłość głównej bohaterki i głównego bohatera, a poza tym nie dostrzegam żadnych innych podobieństw. "Zmierzch" jest totalnym dnem wyprodukowanym dla komercji i kasy, o czym świadczy nominacja do Złotej Maliny. Dirty Dancing zdobył za to Oscara (Muzyka), więc to chyba o czymś świadczy.
dokladnie ten zmierzch to jakies nieporozumienie. Nawet jak bylem mocno pijany nie moglem tego zmeczyc. Masakra
Tylko, że tam większość muzyki jest z lat 60-tych, bo o ile mi wiadomo, akcja toczy się właśnie w latach 60-tych.
Porównywanie Dirty Dancing do Zmierzchu jest nie na miejscu
Dirty Dancing ma ponadczasowe piosenki i można oglądać ten film w każdym wieku
a Zmierzch podoba się tylko nastolatkom
z moich obserwacji wynika, że podoba się również ludziom zakochanym:) no ale rzeczywiście to porównanie zdecydowanie jest nietrafne, Dirty Dancing - ah, klasyka, aczkolwiek nie każdemu musi się podobać.
A. Fakt, że film powstał kilkadziesiąt tam lat temu i został uznany za klasyk to nie jest argument.
B. Moim zdaniem "Zmierzch" również miał dobrą muzykę, choć w tym wypadku nie muzyka -niestety- gra pierwsze skrzypce, lecz wątek... khm... fabularny.
Kiedy ja po raz pierwszy obejrzałam film z tej serii -a był to "Księżyc w nowiu"- nie czytałam jeszcze książki. Mimo tego wyszłam z seansu z przeświadczeniem, iż powieść miała formę pamiętnika. Tego typu literaturę trudno jest przenieść na ekran. Nie wyobrażam sobie, aby wielkie dzieło kinematografii powstało chociażby w oparciu o "Cierpienia młodego Wertera".
Uważam, że jeśli książki takie jak "Zmierzch" czy też "Harry Potter" przyczyniają się to tego, iż młodzież czyta, a zatem pomagają uniknąć wtórnego analfabetyzmu i dysortografii, to bardzo dobrze. Takie książki też są potrzebne, aczkolwiek "HP" ma bardziej konkretną fabułę, przez co automatycznie jest łatwiej przełożyć go na język filmu.
"Dirty Dancing" od samego początku funkcjonował jako samodzielne dzieło, ponadto jakkolwiek nie przepadam za filmami o tańcu, to ten mi się podobał, bo... miał w sobie to coś. Nie potrafię powiedzieć co. Może istotnie magię minionych lat?