Film leciał już masę razy w TV i mimo że słyszałam o nim, jaki to on wspaniały, wcześniej go nie obejrzałam, bo zawsze było coś lepszego do roboty. Wreszcie się zdecydowałam i się rozczarowałam. Okazuje się, że w tym wiekopomnym dziele główny bohater jest żigolakiem i nie potrafi tego zajęcia wytłumaczyć. Gdyby chociaż zbierał pieniądze na leczenie chorej siostry. Ale nie, jemu się kobiety same narzucają i same płacą, więc on w zasadzie nie ma wyjścia, choć robi to niechętnie (tak!). Jak to scenarzysta wykombinował? Nie mam pojęcia. W każdym razie główna bohaterka ma lepiej, bo nie musi płacić. Na co główny bohater choruje i ile ma nieślubnych dzieci, to ja nawet nie chcę myśleć.
I to ma być pierwszy chłopak 17-letniej dziewczyny? To ma być ten słynny romans? Do tego nic nie wskazuje, że oni nadal będą razem. Bo ona to dziewczynka z bogatego domu, a on to nawet nie wiadomo kto. Ma jakąś rodzinę? Jakiś dom? Instruktor tańca na letnich turnusach, który nie wiadomo co robi poza sezonem. Wygląda, że nie o romans chodziło w tym filmie, tylko może o tę aborcję? Albo sama nie wiem o co.