Zbyt późno obejrzałam ten film, by się nim naprawdę zachwycić. Kupiłam jak tylko zobaczyłam jako dodatek do jakieś gazety. Cieszyłam się niezmiernie, że W KOŃCU zobaczę. Słyszałam tyle pochlebnych opinii od różnych koleżanek. Oglądam ... Czekam a tu nic zachwycającego nie widzę :( Irytowała mnie fabuła, wkurzały płytkie dialogi i mdli bohaterowie a choreografia rozczarowała :( Rozumiem jednak jeżeli ktoś obejrzał w dzieciństwie i do dziś czuje magię wspomnień. Ja tak miło wspominam kilka filmów z Van Dammem i Segalem ;)
To prawda :)
Miałam chyba 5 lat kiedy to moja ciocia oglądała to każdego wakacyjnego dnia i wryło mi się trochę w pamięć :)
Z tym filmem są związane same pozytywne wspomnienia ;)
Zgadzam się z założycielką tematu... Ja też się tyle nasłuchałam na temat tego filmu no i w końcu go obejrzałam niedawno i nie zachwycał nie był jakiś tragiczny, ale szału niema hehehe... No i nie wiem, dlaczego ale nikt nie umarł a to dziwne, bo odkąd pamiętam zawsze mi się wydawało, że tam ktoś umiera hmmm no, ale nic niech im będzie kolejne romansidło ze szczęśliwym zakończeniem...
W pewnym sensie ktoś umarł... ale ta tragedia Penny jakoś na długo nie przykuła uwagi... kilka dni później na zakończenie sezonu bawi się w najlepsze.
Zgadzam się natomiast z Gia_26 chyba też oglądam ten film "za późno". Absolutnie nic (no może prócz ostatniego tańca) mnie w nim nie poruszyło. Może było trochę zmysłowo (taniec), ale na pewno nie namiętnie (relacje bohaterów kompletnie mnie nie "ruszyły", zero magii wg mnie). Generalnie strasznie irytująca fabuła, wszystkie problemy robione na siłę lub zbyt powierzchownie (np. konflikt z ojcem, który niby niektórych traktuje z góry, nie wiem o co chodziło bohaterce...). Wątek z portfelem i przesadzonym "bronieniem" ukochanego żenujący przy jednoczesnym braku reakcji Babe na postanowieniu siostry o przespaniu się z nieodpowiednim facetem. Jakaś niekonsekwentna ta postać.
Gdyby teraz powstał film na podobnym poziomie, to zostałby uznany za gniota klasy D, no ale to przecież klasyka... u mnie "poniżej oczekiwań".
Ja chyba obejrzałam w odpowiedniej chwili. W wieku jakichś dwunastu lat, kiedy to pierwsza miłość w letnim kurorcie wydawała mi się spełnieniem marzeń ;) Więc oczywiście byłam oczarowana. I jestem do dziś. Niektóre filmy ciężko oceniać obiektywnie, bo mają dla nas olbrzymią wartość sentymentalną. Dlatego-choć wiem, że to tylko taki romans dla nastolatek-zachwycam się nim bezkrytycznie. Niemniej nie zgadzam się z poprzedniczką, która uważa, że gdyby obecnie zrobiono film na takim poziomie, zostałby uznany za gniot. "Dirty dancing" nie jest z pewnością wybitny, ale ma wiele uroku i współczesnym filmom muzycznym jak i romansom daleko do niego. Baby jest przecież taką sympatyczną bohaterką, rozczulającą w swoim młodzieńczym idealizmie, a zarazem tak naiwną i niekonsekwentną czasami. A poza tym uroczy klimat, wakacje, młodość, wszystko takie nowe, widziane w nowym świetle, momentami wyolbrzymione, oczywiście, ale w zupełnie inny sposób niż w "naszych" filmach XXI wieku. Poza tym muzyka z lat 60, która zawsze będzie mnie zachwycać :)