W zasadzie mamy do czynienia z filmem w filmie, albo z dwoma przenikającymi się i nie do końca przystającymi wątkami. Pierwszy (oczywisty) to "projekt" dwóch licealistów, którzy postanowili nastraszyć sąsiada-staruszka i uwiecznić swoje działania. Drugi, znacznie mniej oczywisty, jednak ważniejszy, to egzystencja owego sąsiada ograniczająca się do minimum codziennych potrzeb i skoncentrowana na bolesnej przeszłości. To, że sąsiad niemal nie reaguje na zachodzące w domu dziwne zdarzenia wynika z prostego faktu - jego życie ogniskuje się na wspomnieniach, przypuszczalnie bardziej realnych niż otaczający go świat. Podglądający go młodzi ludzie nie zdają sobie sprawy, co naprawdę oglądają, czemu trudno się dziwić z racji ich zerowego doświadczenia życiowego i charakterystycznemu dla dzisiejszych czasów brakowi empatii. Konsekwencja w działaniach obu stron doprowadza do nieuchronnej tragedii.
Niestety, film pozbawiony jest jakiegokolwiek kluczowego pytania, które reżyser powinien zadać uważnym widzom. Nie wiemy, czy mamy zmagać się z voyeryzmem, jakże łatwym w dzisiejszych czasach, gdy dostęp do nowoczesnej techniki jest bardziej niż łatwy, czy też może okazywać więcej empatii ludziom na pierwszy rzut oka niezrozumiałym i budzącym raczej niechęć niż współczucie.
Jest też inne tłumaczenie - to my mamy decydować, co jest dla nas ważne, a od tego wyboru zależy jakość naszego człowieczeństwa w stechnicyzowanym świecie. Ukazany nam obraz jest bardzo wybiórczy, subiektywny i szczątkowy, jednak na tyle wymowny, że warto się w niego zagłębić i po projekcji zadać sobie odrobinę wysiłku na analizę. W końcu nie na próżno ktoś kiedyś powiedział "cogito ergo sum". A prawie pozbawiona tekstu rola Jamesa Caana znakomita!
O ciekawe - miałka egzystencja kontra nudna egzystencja. Zaiste wart obejrzenia. :)))