Ja to odczytuję, że niskie noty za ten film dają ci, co albo też tak robią albo uważają, że to nie jest nic złego...
Też mam takie odczucia, że niskie oceny dają ci, którzy sami mają problem - są przemocowcami albo wypierają ten problem w imię "świętej" nienaruszalnej rodziny
Może, ale dawanie jedynek z argumentem "niszczenia polskości" i traktowanie filmu jako ataku na rodzinę nie jest zwykłym nie podobaniem się.
Ok, ale to, że ktoś tak napisał usprawiedliwia wrzucanie wszystkich, którym się film nie spodobał, do tej szufladki?
A na podstawie czego tak to odczytujesz? Bo ktoś spłycił temat przemocy domowej do zbitki krótkich scen gdzie chłop bije babe? Co wg ciebie było w tym filmie warte uwagi? Pod kątem typowo warsztatowym?
Jeżeli ktoś ten film interpretuje jako splycenie tematu "chłop bije babę" to gratuluję.. Przecież tam jest pokazana przemoc zarówno psychiczna, fizyczna jak i seksualna. Widoczny jest cały proces przemocowy jaki doświadcza ofiara. Widzimy problemy z jakimi musi się mierzyć - zarówno jeśli chodzi o jej psychikę jak i system. Można dostrzec dylematy, które przed nią rosną. Dodatkowo film jest nakręcony w taki sposób jakbyśmy byli w głowie tej ofiary - i teraz ja spłycę - czyt. "totalny Meksyk". Jesteśmy świadkami tego jak patologiczny wpływ bliskich (w tym przypadku matki) wpływa potem na życie dzieci, ofiar przemocy w dorosłym życiu. Przemoc ma różne oblicza - nawet kpina i wyśmianie głównej bohaterki przy kolacji ze znajomymi.. Więc nie, nie jest to tylko film o biciu kobiety przez mężczyznę
Z tą "widocznością całego procesu przemocowego" to chyba się trochę rozpędziłeś. Ja nie widzę tutaj minimum dwóch faz tego cyklu. A właściwie to widzę jedynie eskalacje przemocy.
Niech Smarzowski nagra film o tym jak kobieta bije faceta. Ale wiem że tego nie zrobi, bo Smarzowski to lewacka i antymęska pi..a.
Mam w nosie aspekty "warsztatowe", chociaż nie mam nic do zarzucenia filmowi pod tym względem. Bardzo ciekawie przedstawiane są różne wersje, różne spojrzenia na tę sytuację - inaczej widzi ją oprawca, inaczej ofiara. Jest doskonale zagrany przez aktorów. Ale to przede wszystkim piekielnie ważny film. Piekelnie, bo to piekło "tu i teraz" dzieje się w tysiącach domów. A sprowadzanie jego treści do stwierdzenia "chłop bije babę" jest dla mnie przykładem obojętności, wzruszenia ramion na zasadzie "no i co z tego". Może byś się sam zastanowił nad tym, dlaczego tak lekceważąco podchodzisz do przemocy?
Licealistka z filmwebu stwierdza za lekceważę przemoc bo nie wychodziłem zapłakany z seansu po smutnym filmie? Idealnie pasujesz to tego co stwierdziłem po filmie - gdybym miał te 15-18 lat albo nie miał jakiejkolwiek styczności ze Smarzowskim pewnie uważałbym tak samo jak ty. Wielkie kino, trudny temat. Z czasem jednak kilka brutalnych scen przestaje wystarczać żeby uznać coś za arcydzieło. I ten pseudo naturalizm społeczny. Nie możesz po raz nty robić tego samego I oczekiwać ze publicznosc będzie slepo klaskac bo tak wypada.
Komentarz typowy dla „zmęczonego znawcy”, który próbuje zdyskredytować emocjonalną reakcję innych, nadając sobie ton „doświadczonego widza”. Nie chodzi o to, żeby wychodzić z kina zapłakanym, tylko o to, żeby nie wychodzić obojętnym. Emocje nie są oznaką naiwności – są dowodem, że człowiek jeszcze reaguje, kiedy widzi przemoc i krzywdę. To, że Smarzowski używa znanych środków, nie odbiera im znaczenia. Bo dopóki ta przemoc dzieje się naprawdę, dopóty jego kino pozostaje potrzebne. Ten „pseudo naturalizm społeczny”, jak go nazywasz, jest właśnie tym, co wielu woli nazywać przesadą – dopóki nie spotka się z tym naprawdę. Rzeczywistość, którą pokazuje Smarzowski, naprawdę jest tak brutalna, jak na ekranie. A jeśli kogoś już nie rusza, to może nie dlatego, że film się powtarza – tylko dlatego, że my się uodporniliśmy na przemoc. Może warto się zastanowić właśnie nad tym konkretnym aspektem? Pochodzę z takiego dokładnie domu jak w tym filmie. I uważam, że bez względu na wyraz artystyczny i motywacje reżysera jest on piekielnie ważny. Bo nareszcie ktoś pokazał jak to wygląda naprawdę. Bez pudru.
i co z tego że film jest ważny , ten film nic nie zmieni w zachowaniu przyrody , w każdym środowisku od pato do wysokich sfer i całego tego kurstwa , oświecone kobiety wołają o przemoc aborcyjną bo prawa człowieka ich bla bla
Takie filmy to raczej instrukcja dla przemocowców. Nieraz czytałam, że narcyzi czy inni psychopaci, których ktoś zmusił do terapii, dowiadują się tam jak skuteczniej komuś dokuczyć.
Tylko ze nawiecej pato to wyzsze sfery tylko tam ratują ich pieniadze i na takie pato okoliczni zawsze przymykają oko. Patologia nie zna sfer
Też tak uważam. I to nigdy nie jest krytyka filmu samego w sobie, że zbyt słabe światło, problemy z dźwiękiem, może ta achronologia przesadzona, że dialogi kiepskie, tylko w większości jest bulwers "oesuuuu ile Smarzo tej przemocy tam dał MISERY PORN TORTURE PORN" blablabla. A dla większości kobiet doświadczających przemocy to tak właśnie wygląda ich codzienność. Są po prostu napierrrr jak mokre zboże, gwałcone, przypalane, maltretowane, torturowane. Fizycznie, psychicznie, all of that. To jest ich rzeczywistość. Nie wiem jakie wyobrażenie o przemocy domowej do tej pory w głowie mieli internetowi Jacule czy Grześki, ale ten film właśnie powstał po to, żeby im te wyobrażenia rozwiać.
W tym problem, nikt z tych faktycznie krytykujących nie wyniesie żadnych nowych przemyśleń. Smarzowski pokazał to co pokazuje co 2-3 lata - wòda, rzyganie, gwalcenie i prlowskiego księdza. Byłem na seansie przy prawie pełnej sali, ludziom najbardziej podobało się jak baba wrobiła chłopa w przemoc i vegowska scena porodu na melinie. Tak jak Kler nie zmienił nic w postrzeganiu Kosciola.
Masz zupełna rację. Smażowski wybiera jakąś grupę społeczną lub zawód i pokazuje ją nam w oparach przemocy i wódki.
Może dlatego, że od lat w tych „oparach przemocy i wódki” żyjemy naprawdę. Smarzowski nie wybiera tematów na chybił trafił – tylko te, które wciąż bolą. To nie on się powtarza, to my wciąż gramy tę samą tragiczną rolę.
To nie reżyser się zużył, tylko my się znieczuliliśmy.
A to, że publiczność śmieje się w momentach przemocy albo czeka na „sceny szoku”, mówi o nas znacznie więcej niż o filmie. Smarzowski nie ma zmieniać społeczeństwa w dwa tygodnie – on tylko pokazuje, co naprawdę w nas siedzi. Reszta zależy od tego, czy w ogóle chcemy to zobaczyć.
Przyznam że głupszego komentarza dawno nie widziałem. Idąc tym tokiem rozumowania jak ktoś słabo ocenił Bękarty wojny to pewnie jest naziolem.
A ja myślę że sadyści i przemocowcy oraz uwielbiający pornografię przemocy z chęcią zobaczą ten film kilka razy.
XD
Film jest po prostu słabo zrealizowany, ma nudny scenariusz, jest monotonny. Poza bulwersującymi i szokującymi scenami przemocy, nie ma nic do zaoferowania. Przez cały seans oglądamy w zasadzie identyczne sceny, jak mąż bije żonę. Wszystkie wątki poboczne bardzo lakoniczne i płytkie.
Da się kręcić ciekawie, z przekazem, głęboko nawet na trudne tematy z życia codziennego, ale to Smarzowskiemu nie wyszło. Przy kinie moralnego niepokoju Kieślowskiego ten film jest jak artykuł z Faktu do porządnego reportażu.
Zgadzam się z Tobą w 100%! Myślałam już że jestem jedyną osobą, która tak odbiera ten film … Temat bardzo interesujący i można go było mega wykorzystać. Wyszło jak wyszło czyli średnio :/
Być może. Ale nie zapominajmy o "prawdziwych Polakach", którym się naraził poprzednim filmem. Jestem pewien, że od tej pory uważają Smarzowskiego za zdrajcę, sprzedawczyka i oceniają na 1 wszystko, co nakręci.
Może w formie dokumentu czy reportażu ten 'film' by się obronił, dla mnie był potwornie męczący, w kółko powtarzany ten sam schemat i podobne sadystyczne sceny, fabularnie tu się nic nie rozwijało tylko było jak zlepek scen z trudnych spraw w wersji hard
ale on kręci cały czas to samo - może z wyjątkiem pierwszych dwóch filmów i najlepszych czyli "Wesela" i "Domu Złego" ewentualnie "Wołyń" - film historyczny. reszta jest opowiadaniem w kółko tego samego w tej sam, może coraz bardziej siermiężny sposób. i na tym jedzie - na najniższych instynktach ludzi, którzy chcą po prostu oglądać na żywo odrażające sceny itp. na tym leci od lat tworząc produkcje totalnie od sztancy.
On się nie naraził żadnym 'prawdziwym Polakom' tylko widzom. 2 Wesele to gówniany film po prostu. Popłuczyny po świetnym debiucie.
ahahahahahaha - co za durny komentarz. ale masz świadomość że oglądałeś film fabularny, czyli fikcję a nie dokumentalny??? przyszło ci też do głowy, że komuś może się to po prostu nie podobać? choćby przeładowanie tego filmu przemocą? po co? żeby co? ok - uzasadnienie fabularne pokazać parę scen, ale w kółko? smarzowski jest chory, ale ludzie którzy to zachwalają są chorzy chyba jeszcze bardziej
Ale płytka analiza. Jak ktoś ocenia nisko to jest taki i owaki, a jak wysoko to jest super i spoko. :) Zabierz kredki ze stołu i schowaj do piórnika. Wybitny film o przemocy to jest na przykład "Kalifornia" w amerykańskim stylu, albo "Lilia 4-ever" w skandynawskim stylu. Albo w naszym polskim stylu "Masz na imię Justine". Przykład z Francji "Nieodwracalne" to jest bomba. I to są naprawdę dobre filmy sprzed dekady, na tle, których film Smarzola to odgrzewany kotlet udający coś nowego poprzez chaotyczność scen i latania kamerą gdzie tylko się da.
historia straszna i przerażająca, ale trochę rozczarowała mnie forma realizacji, czułem się trochę jak na filmie Vegi
oceniasz film czy tematykę? bo jak film ważny to może od razu dawajmy 10 za poruszony temat i nie oglądajmy, bo po co
Czy mogę dać niską ocenę, ponieważ film mi się zwyczajnie nie podobał? Nie temat, FILM. Od połowy mniej więcej zwyczajnie męczył mnie i chciało mi się wyjść. Nie są to tylko moje odczucia. Forum ma służyć wyrażaniu opinii, ocen. Jednemu może się film podobać, drugiemu nie. Twoja wypowiedź wskazuje na to, że albo jest jak mówisz, albo inni są "źli". Nie przypomina Ci to postępowania męża bohaterki filmu?
Miałam takie same odczucia … Temat fajny do wykorzystania i stworzenia czegoś fajnego. Wyszło jak wyszło, czyli średnio :/
no tak kazdy powinien dac 10, szczegolnie za głowna bohaterke zagrana z mina 'co ja dzis zjem na obiadek? ' temat bardzo wazny, ale film kiepski. Głowna boahterka pieknie gra obojetnosci, ale nie widze w jej oczach strachu, to samo u dziecka, zwyczajna pelna radosci dziewczynka, dziecko w jej wieku powinno odczuwac napietą atmosfere w domu, a tu nic, zero. Na plus matka głownej bohaterki i agresor. Pod koniec az mi sie chciało smiac, niestety nie ze smiechu. Gdyby zachowano forme np. Domu złego mialoby to sens a tak to Drogówka na resorach i scenki rodzajowe z nap..zony.
Żeby dać temu filmowi niską albo średnią ocenę nie trzeba być sadystą, wystarczy umieć rozgraniczyć tematykę od filmu (co, jak mi się wydaje po przejrzeniu forum, jest obce większości komentujących). Bo jeśli film porusza ważny temat nie oznacza to, że musi być z automatu dobry.
Najnowsze dzieło Smarzowskiego jest dobrze zrealizowane technicznie (propsy za pomysł z nieliniową narracją) i świetnie zagrane. Jednak pod względem fabularnym bardzo schematyczne. Dawno, dawno temu leciało na Jedynce takie pasmo filmowe, „Okruchy życia”, w którym prezentowano amerykańskie dramaty telewizyjne klasy C. Sporo tych filmów opowiadało o przemocy domowej. Pod względem opowiadanej historii, „Dom dobry” w zasadzie wiele się od nich nie różni, mamy tu klasyczny schemat z szarą myszką, która poznaje, wydawałoby się, swój wyśniony ideał, lecz ten „ideał” dość szybko ukazuje swoją mroczną stronę, a potem przechodzimy z bohaterką kolejne kręgi domowego piekła, zanim coś w niej pęknie i zdecyduje się ostatecznie uciec od męża przemocowca.
Samo przedstawienie przemocy domowej przez Smarzowskiego też budzi wątpliwości. Dla mnie w pewnym momencie reżyser przesadził z fundowaniem bohaterce kolejnych cierpień i z realistycznego dramatu zrobił się przeszarżowany festiwal tortur.
Razi też sposób, w jaki reżyser portretuje mężczyzn w tym filmie, z paroma pojawiającymi się dosłownie na chwilę wyjątkami (sędzia, kolega ze szkoły głównej bohaterki, gość na terapii wrobiony przez żonę w niebieską kartę) wszyscy faceci w tym filmie są źli, bo albo sami biją żony, albo temu przyklaskują, bo „sama się prosiła i prowokowała”. Za to kobiety, oprócz matki głównej bohaterki, to chodzące anioły. Sorry, ale dla mnie taki sposób pokazania obu płci jest tendencyjny i wskazuje, iż Smarzowski chciał się tym filmem niejako podlizać tej grupie kobiet, która uważa, że „każdy facet to świnia”.
Jak więc widzisz, ten film nie jest skończonym arcydziełem i zastrzeżenia niektórych widzów, a nawet (o zgrozo!) widzek na tym portalu są uzasadnione.
Niskich not na pewno nie dam, ale zastanawiam się na ile jest to wiarygodne. Na ile środowisko, gdzie jest ta przemoc jest tak laboratoryjnie sterylna oraz świat męski jeśli nie niesie ze sobą agresji to przynajmniej jest światem klęski, a cała nadzieja w kobietach. Film byłby wiarygodny, gdyby był osadzony we wcześniejszych dekadach. Przemawia przeze mnie nadzieja, że obecnie tak ewidentna przemoc na pewno była by zauważona i ktoś by zareagował, niekoniecznie inna kobieta.